Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tukan. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tukan. Pokaż wszystkie posty

środa, 26 marca 2014

Kłótnia


Łania trzymała się z tyłu. Czuła się nieswojo. Kiedy Tukan powiedział bliźniaczkom, że chce ją zabrać, były zbyt zajęte walką z Wielkim Stadem, by się tym przejąć. Teraz spoglądały na dziewczynę z ukosa. W każdej chwili mogły się rozmyślić i uznać, że będzie z niej więcej pożytku , jeśli ją zabiją. Starała nie zwracać na siebie uwagi. To jednak nie było konieczne. Wszyscy mieli o wiele większy problem niż dodatkowy bagaż – na zewnątrz panował straszliwie gorąco. Upał, jaki tu królował, stanowił zupełną nowość dla przyzwyczajonych do lekkiego chłodku mieszkańców centrum.
Tuńczyk, którego Żmija zdążyła prowizorycznie opatrzyć, dyszał ciężko. Tył jego koszulki był mokry. Jego długie ciemne włosy związane w kucyk były posklejane od potu. Co chwilę ocierał czoło, ale niewzruszenie szedł dalej. Taki właśnie był, cichy i spokojny. Kiedy byli jeszcze w centrum, nigdy nie zamienił z Łanią ani jednego słowa , ale zawsze sprawiał wrażenie dobrodusznego.
Wszyscy spoceni i zmęczeni przedzierali się przez wszędobylskie korzenie, ciernie i krzaki,a a to nie poprawiało humoru. Tego nie opisywano w książkach, które czytała. W nich lasy nigdy nikomu nie przeszkadzały w wędrówce. Przy czym Łania była pewna, że to las, a nie park miejski, jak twierdziły bliźniaczki, ale wolała nie drażnić przywódczyń, podważając ich autorytet.
Z przodu przez najgorsze gąszcze przedzierali się Nosorożec, Lwica, Skorpion i Szakal. Potem szły bliźniaczki wlekące nieprzytomnego brata, za nimi reszta , a na samym końcu ciągnęła się Łania.
Nagle dziewczyna potknęła się o wystający z ziemi korzeń i runęła na ziemię jak długa. W tym samym momencie Tukan skoczył do niej i złapał ją za pierś , chroniąc przed upadkiem.
Dziękuję – powiedziała, nieśmiało podnosząc na niego oczy. Uśmiechnął się w odpowiedzi, ale po chwili zmarszczył brwi, jakby coś sobie przypomniał, przyglądając się jej twarzy.
Uważaj – powiedział w końcu cicho i ruszył do przodu, zostawiając Łanię samą . Dziewczyna zgarnęła do tyłu włosy, które opadły jej na twarz i podążyła w ślad za oddalającą się grupą.



~~


Nogi Kruka bezwładnie ciągnęły się po ziemi, co chwila za czepiając o korzenie. Nierówna, gumowa, czarna podłoga, Puma zidentyfikowała ją jako asfalt, była popękana, a ze szczelin wyrastała zieleń. Co jakiś czas dziewczyna zauważała przewrócone samobiegi, takie same, które widziała w królestwie Kii. Musieli je omijać, tak jak i zawalone budynki, kupy gruzu i bujnie rosnące krzewy.
Sytuacji na pewno nie poprawiał piekielny upał. Wargi Pumy przypominały papier ścierny. Po twarzy spływał słony pot, który zlizywała, by złagodzić pragnienie. Asfalt nagrzewał się i miękł coraz bardziej i w końcu przy każdym kroku dziewczyna musiała odrywać od niego stopy.
Kruk był mały i chuderlawy, więc jak bliźniaczki niosły go we dwie, nie sprawiał dużych trudność, ale po jakimś czasie jego ciężar zaczynał im doskwierać.
Przywódczynie coraz bardziej zwalniały, zresztą nie tylko one. Już po godzinie marszu Lwica niosła na plecach wyczerpaną Kię. Niedługo potem Szakal przewiesił przez ramię zemdloną z wysiłku siostrę. Gepard – jako mężczyzna – trzymał się jeszcze, a widać było, z jakim trudem przestawiał stopy.
Musimy odpocząć – wy szeptała Puma nad głową Kruka. Wilczyca kiwając głową.
Po krótkiej naradzie bliźniaczki postanowiły rozbić obóz w najmniej zawalonym budynku, jaki były w stanie znaleźć.



~~



Szakal wyważył drzwi. W środku panował błogosławiony chłód. Stado ostrożnie weszło do budynku. Z pewnością był zamieszkany, ale nie do końca przez ludzi. Ze środka wylatywały spłoszone hałasem ptaki, przeczekujące tutaj upał.
Wkroczyli na drugie piętro. Tutaj okna były wybite i pomieszczenie wypełniało ciepło południa, chociaż zdecydowanie mniej mordercze niż na zewnątrz.
Puma posłała Tuńczyka, Kię, która już odzyskała część sił, i Skorpiona, by poszukali wody, a reszta zajęła się rozpakowywaniem bagażu.
Wszyscy pracowali przez kilka chwil w ciszy, dopóki Szakal nie przerwał milczenia.
Co to jest? – zapytał, wskazując palcem na posłanie.
Legowisko – odpowiedziała Puma, unosząc lekko brwi. – To było dziwne pytanie.
Ale zużyłyście wszystkie ubrania!
Po co byśmy miały oszczędzać? Jutro z rana zbierzemy wszystko z powrotem i nic ich nie ubędzie.
Nie starczy na drugie legowisko.
Po co ci, na Wielkie Stado, drugie legowisko? – wycedziła Puma przez zaciśnięte zęby. Miała już dosyć tego nielogicznego dialogu. Przez pół dnia przedzierała się przez gęstwiny lasu w niemiłosiernym skwarze , a przedtem stoczyła ciężką walkę i widziała śmierć towarzysza. Teraz chciała po prostu odpocząć.
Potrzebujemy dwóch legowisk, bo jakbyś nie zauważyła, są tu kobiety – warknął Szakal.
Ach, o to ci chodzi?! – odwarknęła Wilczyca, przysłuchująca się przedtem rozmowie. – Mógłbyś zostawić te głupie uprzedzenia w centrum. Tu jest inny świat. Inne zasady. Nie będziemy dwa razy robić tej samej roboty tylko dlatego, że ty masz obiekcje przed spędzeniem nocy w towarzystwie kobiet. Jak chcesz, możesz spać na podłodze.
Ona ma rację – stwierdziła Lwica. – Szakal, uspokój się. Ile razy byłeś w windzie z innymi, choć to zakazane? Wtedy jakoś ci nic nie przeszkadzało.
Tu nie chodzi o mnie! – wrzeszczał Szakal. – Nie pozwolę, że by moja niezamężna siostra spała w tym samym legowisku, co on. – Wskazał wymownie na Tukana.
Ej! – krzyknął wskazany w udawanym gniewie, ale Szakal wcale nie udawał swojej furii.
Myślisz, że nie wiem, że dla ciebie nada się wszystko, co jest płci przeciwnej?! Nawet na misję przywlokłeś swoją szmatę. W życiu nie pozwolę, żeby moja siostra była z tobą w jednym pokoju, a co dopiero w łóżku.
Tukan zerwał się na równe nogi i wychrypiał przez zaciśnięte zęby:
Odszczekasz to i ładnie przeprosisz, gnojku. Szybko.
Bez nerwów – krzyknęła Lwica, łapiąc Tukana od tyłu za barki tak, by nie był w stanie wyrządzić krzywdy ani sobie, ani otoczeniu. Niestety to nie powstrzymywało Szakala.
Możesz nie próbować bronić honoru swojej wywłoki. To bezcelowe, bo i tak wiadomo, po co tu jest. Jeden dzień była wdową i już pieprzy się z innym.
W jednej chwili Tukan wyrwał się Lwicy i z całej siły uderzył Szakla w twarz. Tamten wygiął się w łuk i grzmotnął o ziemię. Hiena pisnęła cicho i podbiegła do brata , jednak on odsunął ją dość agresywnie i trzymając się jedną ręką za krwawiący nos, wstał.
Puma i Wilczyca rzuciły się na niego, krępując mu ręce, a Lwicy w tym czasie, przy pomocy Łani, udało się znów ujarzmić Tukana.
Wpuście mnie. Ten dupek musi zapłacić – wydyszał Tukan, usiłując się uwolnić.
Zamknij się, idioto – wrzasnęła mu w ucho Lwica . – Nie będziecie się teraz bili.
Jak nie teraz, to później. – Uśmiechnął się złowieszczo Szakal, któremu krew z nosa zalewała usta tak, że zęby przybrały malinowy kolor.
Uspokójcie się. – Nagle usłyszeli głos Nosorożca, który dotychczas siedział w cieniu. Cały dzień nie powiedział ani słowa tylko bezwolnie szedł. – Dzisiaj zginął Goryl. Nie możecie tego uszanować? Musicie się kłócić?! My żyjemy, a on zginął. Jeszcze wczoraj żył, a teraz już nie. Wielkie Stado już pewnie zjadło jego ciało. Nie zostało z niego nic. A wy... – Popatrzył na nich tak, jakby brak mu było słów, wstał i wyszedł. Tak po prostu. Nikt się nie poruszał, ani nic nie mówił.
Wtedy do pokoju wbiegli Tuńczyk i Skorpion, a po chwili dołączyła do nich Kia.
Co się stało? Słyszeliśmy krzyki – spojrzeli na zastygłą scenę walki.
Nic, wszystko w porządku – powiedział Tukan, po czym zwrócił się do Lwicy: – Już w porządku. Możesz puścić.
Szakal wytarł ręką krew z twarzy i wyszedł w ślad za Nosorożcem.


To ja może zrobię to drugie legowisko – stwierdziła Lwica.
Znaleźliście wodę? – zapytała Wilczyca.
Na każdym piętrze są łazienki, ale działają tylko w tych najniższych – odpowiedział Tuńczyk, podając jej napełnioną plastikową butelkę. Przezornie wzięli kilka z centrum. Puma łapczywie zrobiła parę łyków i podała siostrze naczynie. Tukan w tym czasie dalej rozdawał wodę.
Nosorożec i Szakal nie pili wody – zauważyła Lwica pracująca nad drugim legowiskiem. – Ktoś powinien im ją zanieść.
Myślę, że znajdą ją bez problemu. Nie wyjdą z budynku z powodu upału, dlatego zaczną przeszukiwać jego wnętrze i znajdą łazienki – powiedziała cichym głosem Hiena. Ponieważ była siostrą jednego z wymienionych, wszyscy postanowili się jej posłuchać. Zresztą po uciążliwym marszu nikomu nie chciało się szukać gniewnego Szakala, ani groźnego Nosorożca.
Po chwili wszyscy padli na posłania i natychmiast pozasypiali. Mając na względzie dobro ogólne, na wypadek gdyby wrócił Szakal, kobiety zajęły oddzielne legowisko. W upalne popołudnie przy akompaniamencie ptaków po raz pierwszy stado zasnęło na wolności.



Jednak nie wszyscy ze stada spali. Nie spał Szakal zmywający krew z twarzy w jednej z zerdzewiałych umywalek. Nie spał Nosorożec, w samotności opłakujący przyjaciela. Nie spała też Łania. Odebrawszy swoją porcję wody, cicho wymknęła się z pokoju i skryła w cieniu. Czuła, że powieki ciążą jej coraz bardziej, ale nie odważyłaby się spać w jednym legowisku ze wszystkimi. Domyślała się, że jest obca i niepotrzebna , w czym upewniły ją obwinienia Szakala.
Dziewczyna weszła na trzecie piętro i opadła na szeroki parapet. Okno ustawione po przeciwnej stronie, więc słońce nie było uciążliwe. Łania podziwiała widok, wdychała ciepłe powietrze i napawała się świergotem ptaków. Wszystko na zewnątrz emanowało swoją wspaniałością, tak jak to obiecywały książki. Dziewczyna poczuła, że po policzku spływają jej wilgotne stróżki . Łzy szczęścia pomyślała, ale po chwili zrozumiała, że to nie do końca tak. „Nawet na misję przywlokłeś swoją szmatę” tak powiedział Szakal. Tak myśleli wszyscy. Tak przedstawił to Tukan, chociaż w mniej drastyczny sposób. Dla nich wyjście z centrum to była niebezpieczna misja. Dla niej jedyna szansa ucieczki. Jeśli przez to ma być uważana za czyjąś szmatę, może zapłacić taką cenę.
Dziewczyna uznała, że powinna się poczuć lepiej, ale tak się nie stało. Gula pośrodku jej piersi rosła coraz bardziej, a łzy ciekły coraz szybciej .
A co jeśli Tukan oczekuje od niej czegoś w zamian za jego małe kłamstwo?
A może nie chce, by to było kłamstwem?
Popatrzyła z przerażeniem na ręce i ku uldze nie zobaczyła na nich krwi. Sięgnęła za pas i wyciągnęła zawinięty w zielony materiał nóż. Na nim również nie było krwi. Zdążyła go wtedy umyć, ale nie miała czasu, by odnieść go na miejsce. Teraz na zawsze pozostanie przy niej. Nie pozwoli jej zapomnieć pierwszego morderstwa. Dziewczyna chciała cisnąć nóż przez okno, ale tego nie zrobiła. Tukan, chociaż bardzo miły, zostanie zabity, jeśli zechce czegoś od niej. Już była morderczynią, więc to nie sprawi różnicy.
I wtedy Łania rozpłakała się naprawdę. Nie chciała nikogo obudzić, więc zagryzała rękę. Jej przytłumione wycie i tak słychać było dość głośno, ale nie zwróciło niczyjej uwagi. Wszyscy, włączając Nosorożca i Szakala, spali kamiennym snem. Po chwili usnęła i Łania.




~~



Kabanos biegł. Ta kobieta, z rozerwanym uchem i pokrytą bliznami twarzą, goniła go po całym centrum. Dopadła go znów w tym samym miejscu, co poprzednio. Jednym kopnięciem w mostek powaliła na podłogę i siadła na nim okrakiem. Kabanos zasłonił twarz rękoma, oczekując uderzenia, które nie nadeszło. Wtedy dziewczyna go cmoknęła w usta. On odwzajemnił pocałunek i zanurzył rękę w jej krótkich, szorstkich włosy . Ona była taka gorąca, że aż parzyła skórę. Wszędzie, gdzie go dotykała, zostawiała piekące ślady. Kabanos zauważył, że jej ręce są czerwone od krwi, którą rozmazywała po ciele. To jego krew.
Kabanos obudził się nagle zalany potem. Obok niego leżał brat i spał w najlepsze. Dookoła nie było nikogo oprócz nich.
Chłopak niezdarnie wstał. Nadal czuł na policzkach ciepło jej pocałunków i własnej krwi. Musiał się przewietrzyć.
Chodzenie po centrum samopas było bardzo niebezpieczne, ale po ostatniej rzezi głód śmierci powinien być zaspokojony przynajmniej częściowo.
Sam tego nie zauważając, chłopak znalazł się w miejscu, gdzie nie tak dawno odbyła się walka , już teraz nazywana przez wszystkich Wielką Bitwą pod Wentylacją. Ludzie chyba po prostu lubili Wielkie słowa.
Chłopak popatrzył na wyłamaną kratę. Chociaż stada tak bardzo pragnęły zapobiec ucieczce na zewnątrz, że nie szczędziły swojej i cudzej krwi, to po zakończeniu potyczki jakoś nikt nie kwapił się, by wyjść na zewnątrz i ścigać uciekinierów. Byli uznani za zmarłych. Nawet gdyby udało im się wrócić do centrum, zostaliby tutaj zabici.
Kabanos odetchnął z ulgą, po czym usiadł pod ścianą, ogarnęło go zmęczenie. Już nigdy nie zobaczy dziewczyny z przenikliwie niebieskimi oczami.
Ocucił go głośny łomot, który wydała sterta desek zwalonych na podłogę. Kabanos ze zdziwieniem zwrócił głowę w kierunku hałasu. Przed nim, równo na środku pokoju, stała wątła postać z rękami opartymi na biodrach. Nawet z odległości kilku metrów chłopak wyczuwał smród niemytego miesiącami ciała. Nie żeby ludzie w jego stadzie myli się codziennie, ale konieczność polowania i patroszenia zwłok rodziła potrzebę zmywania krwi i okazyjnie potu i pyłu.
Natomiast stojąca przed nim chuderlawa osoba nie miała chyba za bardzo styczności z wodą.
– Na co czekasz, tłuściochu? – Zaśpiewała postać do Kabanosa. Tak, zaśpiewała bezzębnym, starym, ale wesołym i niezmiernie irytującym głosem. – Bierz w ręce tamten gruz i przenoś go tutaj.
Kabanos uświadomił sobie trzy zaskakujące rzeczy jednocześnie. Staruch zwracał się do niego. Kamienie, które miał przenieść, były cięższe, niż przypuszczał. I najważniejsze – wykonywał polecenia jakiegoś nieznanego wariata. Tak, jakby znajomość jakiegoś wariata usprawiedliwiała wykonywanie jego żądań.
Pomimo wszystkich tych błyskotliwych spostrzeżeń, Kabanos posłusznie przeniósł to, co mu wskazano.
Starzec, któremu chłopak mógł się teraz przyjrzeć, był okropnie chudy. Pomiędzy jego żebrami tworzyły się głębokie na pół palca wyrwy. Brzuch już dawno ukrył się pod klatka piersiową, a ręce i nogi wyglądały jak obciągnięte skórą kości.
Kabanos, będąc z natury osobą dość obszernej budowy i żyjąc w stadzie, gdzie głód raczej rzadko zaglądał w oczy na dłuższy czas, nie mógł zrozumieć, jak tak chudy człowiek mógł w ogóle chodzić.
No i co stoisz, baranie – oznajmił wesołym głosem starzec, przypominając o swojej obecności. Potem jakby zamyślił się na chwilę i dodał: – Baran? To twoje imię, tak?
Nie, mam na imię Kabanos – odpowiedział zdziwiony Kabanos, ale starzec nie przyjął tego do wiadomości.
Dobrze, Baranie, stań tu – polecił, wskazując szczyt dziwnej konstrukcji z desek i kamieni.
Kabanos posłusznie wypełnił polecenie i skrzywił się, jak starzec wpełzł mu na plecy. Chłopak z trudem powstrzymywał się, by go nie zrzucić. Nie chodziło o nazywanie go baranem. Starzec miał na sobie jedynie coś w rodzaju majtek – czyli kawałka materiału okręconego wokół bioder. Właśnie z tego jedynego elementu ubrania dochodził najgorszy smród.
Nagle Kabanos zauważył, że nie czuł na sobie ciężaru wariata. Chłopak tak skoncentrował się na nie zwróceniu swojej kolacji, że nie zauważył, jak nieznajomy zniknął. Już odwrócił się, by zejść z powrotem na ziemię, kiedy z góry dotknęła go czyjaś ręka.
Gdzie leziesz, Baranie? – ryknęła uśmiechnięta od ucha do ucha twarz starca wystająca z otworu wentylacyjnego. – Szybko, właź tutaj.
Kabanos bez namysłu chwycił się krawędzi i z niemałym trudem znalazł się w środku.


~~



Łania obudziła się o wschodzie słońca. Różowe promyki padały jej prosto w oczy. Niechętnie wstała i chwiejnym krokiem zeszła na dół. W wygodnych legowiskach wszyscy nadal spali. Puma z głową na brzuchu Wilczycy, Kia obejmująca Lwicę, Hiena wtulona w Żmiję, faceci w ogóle spali jak jedna wielka bezwładna masa, tak, że nie wiadomo było, gdzie znajdowały się czyje kończyny. Łania poczuła, jak jej burczało w brzuchu. Znalazła czyjś plecak i nie pytając się o zgodę, wyjęła płat zimnego, smażonego mięsa. Pochłonęła go prawie nie gryząc, wzięła następny kawałek i odłożyła plecak dokładnie w to samo miejsce. Nie była pewna, czy zjadanie zapasów, było dozwolone. Potem poszła do łazienki, napiła się i umyła twarz. Za oknami   robiło się coraz jaśniej.
Dziewczyna wyszła na zewnątrz. Ptaki powoli budziły się do życia, a ich kakofonia zagłuszała szum lasu.
Łania usiadła na schodach i ukryła się w cieniu. Siedziała dość długo, myśląc o tym, że w takich chwilach bohaterki książek zwykły pijać kakao, które podobno było bardzo dobre.
Obok niej szybkim krokiem przeszedł Szakal, ku zdziwieniu i uldze Łani nie zauważył jej. Po prostu podbiegł do najbliższego drzewa, oparł się o nie i zwymiotował. Potem opadł na podłoże w niebezpiecznej odległości od kałuży.
Łania nawet z odległości kilku metrów i przy nikłym oświetleniu dostrzegała szkarłatny odcień. Do jej nozdrzy docierał zapach kwasu, powszechny przy takich przypadkach, ale miał nietypowy dodatek. Metaliczną woń, mówiącą jednoznacznie, że Szakal rzygał krwią.
Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się, czy biec po pomoc, ale ostatecznie uznała, że nie chciałaby zwracać na siebie uwagi, a skoro chłopak już zwymiotował, to pewnie było mu lżej.
Łania pomyślała czy wymiotny atak mógł być wywołany ciosem Tukana. Chociaż Tukan uderzył go w twarz, więc to mało prawdopodobne.
Wtedy Szakal znów zaczął wymiotować, a raczej tylko próbował, stojąc na klęczkach i plując gęstą, czerwoną cieczą. Wydawało się, że nie mógł oddychać i być może tak było, bo po chwili opadł bezwładnie twarzą prosto w grudę wymiocin.
Łania podbiegła do niego, pokonując wewnętrzny opór, i potrząsnęła go za ramię. Po chwili puściła i przyjrzała się odkrytemu skrawku skóry chłopka , po czym zaczęła wrzeszczeć, nie przejmując się już nikim i niczym. Przenikliwym piskiem starała się zawołać po pomoc i usunąć z głowy to, co zobaczyła.
Ramię i całe ciało Szakala było pokryte małymi, odrażającymi, wypukłymi, czerwonymi plamkami, które niczym wysypka zajmowały każdy centymetr skóry.




Łania by Mira (bodajże ołówek)




          Wiem, wiem, rozdziały miały być co dwa tygodnie, a są co miesiąc. No cóż może następny będzie szybciej? To zależy od Bagheery, ale nie liczyłabym na to, że pojawi się przed Świętami Wielkanocnymi. Mamy już 8000 wyświetleń! 
To cieszy oko, chociaż mogło by być więcej. Jak widzicie mamy nowy szablon, który jak to określa moja współautorka "walipogałach" Miejmy jednak nadzieję, że to przyciągnie uwagę czytelników.
           Z ważnych informacji to mamy teraz na blogu betę - Deggausser, którą można znaleźć TUTAJ i TUTAJ. 
           Będziemy też w najbliższym czasie edytowały początkowe notki, żeby wyeliminować błędy, które wytknęła nam Niofomune. Nie przyniosą one zbyt wielkich zmian do fabuły, więc jeśli ktoś  nie ma ochoty ponownie tego czytać to nie ma potrzeby.
           Teraz czas na tradycjonalne prośby o komentarze, więc jeśli czytacie 100 lat po centrum handlowym to komentujcie! A jak ktoś chciałby powiedzieć o tym blogu znajomy, to na pewno go  nie zjemy, 
           A tak pewnie zauważyliście. Mamy pierwszego funarta od  Miry. Bagheera była wniebowzięta, więc dla Miry szczególne pozdrowienia i dedykacja rozdziału! 
Weźcie przykład z Miry, narysujcie coś i wyślijcie na adres mój (litlit@op.pl) lub Bagheery (chomiczynka6@o2.pl).
           Dodatkowo mamy 172 komentarze, do dwusetki niby daleko, ale pod każdym kolejnym postem, jest coraz więcej komentarzy, więc uznałam, że od razu ogłoszę. Autor 200-ego komentarza może wysłać na powyżej wymienione e-maile pytanie dotyczące tego bloga.
Albo co mi tam! Dwa pytania!





Zawsze 
Wasza
Litka

sobota, 22 lutego 2014

Horyzont



Ciemność. Nieprzenikniona i głęboka. Oplatała te wszystkie okropne wspomnienia i sprawiała, że choć na chwilę można było wyobrazić sobie, że to wszystko się nie zdarzyło. I wtedy rozbłysło światło ponownie nawołując wszystkich, aby powrócili do rzeczywistości, stanęli zimni niczym stal i spojrzeli jej prosto w twarz. Znów rozległ się hałas przypominający nieco grzmoty oddalającej się burzy. Krzyki, błagania o pomoc, jęki rannych. Świstak rozejrzał się wokół. Widok był niecodzienny, bo oto członkowie jego stada stali ramię przy ramieniu z łowcami z Wielkiego Stada. Pod zniszczoną kolumną Kura poiła jakiegoś obcego, ciężko rannego mężczyznę, a parę metrów dalej Jaguar na spółkę z barczystą kobietą z wrogiego stada nieśli ciało martwego Goryla. Tak jakby w tej jednej chwili nie liczyło się pochodzenie. Wszyscy skupiali się na pomocy ofiarom i zupełnie nie zwracali uwagi na to, z którego są stada. Bitwa, która zabrała ze sobą dziesiątki ofiar zjednoczyła oba plemiona. Ale czy musiało dojść do tak wielkiego rozlewu krwi? Świstak przez chwilę pomyślał, że to w pewnym sensie jego wina, może był trochę za surowy dla bliźniaczek? Może to, że od tego wypadku pod sklepem z zabawkami był zwykle w stosunku do nich oschły i zimny do tego doprowadziło? Albo gdyby po ogłoszeniu ich przywódczyniami przestał zgrywać poddanego i odsłonił oblicze prawdziwego, troskliwego ojca? Przecież to nadal jeszcze dzieci. Głupie dzieci.
- Okropny widok, prawda?
Świstak odwrócił się, żeby spotkać się twarzą w twarz z barczystym mężczyzną o krótkich, nierówno ściętych włosach, które pomimo młodego wieku miały siwy odcień. Starzec skinął głową w odpowiedzi na jego pytanie. Nie mógł z znikąd przypomnieć sobie jego twarzy, więc prawdopodobnie nigdy go nawet nie widział.
- Co teraz zamierzasz z nami zrobić? – kontynuował tamten przyklękając na jedno kolano i pochylając nisko głowę tak jakby bał mu się spojrzeć w oczy – był to gest pomiędzy przywódcami symbolizujący podległość i całkowite oddanie się jednego stada drugiemu. - Jesteśmy gotowi na wszystko…
Świstak wpatrywał się w niego jak zahipnotyzowany. Drżącymi rękoma złapał za ramiona mężczyzny i, tak jak nakazywała tradycja, podniósł go z klęczek. Czekał na tę chwilę od tylu lat, wiele razy nawet nawiedzała go ona w snach. Zdominowanie Wielkiego Stada. Nie, nie, nie… zniszczenie Wielkiego Stada! Zniszczenie w drobny mak! Zrównanie z ziemią! Tak, to brzmiało już o wiele lepiej. Ale… dlaczego nie czuł tej dumy, potęgi i siły? Teraz był już największym przywódcą w całym centrum. Wyobrażał to sobie jednak zupełnie inaczej. Starzec przygryzł lekko suchą wargę i spojrzał w szare oczy wroga. Ten chłopak ledwo odrósł od ziemi, był jeszcze taki młody, ale mimo to odważnie wpatrywał się w jego twarz. Ciało przywódcy wielkiego Stada pokryła gęsia skórka, sine usta zacisnęły się w wąską kreskę, a klatka piersiowa poruszała się szybko, lecz miarowo.
- Jesteście wolni. – wychrypiał Świstak i powoli odwrócił się, aby pokuśtykać na swoje piętro i przeliczyć straty. Nie odwrócił się ani razu. Nagle usłyszał za sobą szybkie kroki, czyjąś zimną dłoń na ramieniu, a potem głos tego z kim rywalizował przez te wszystkie lata, chociaż nawet nie znał jego imienia.
- Dziękuję.


~~


W powietrzu unosiły się tumany kurzu i pyłu. Jakiś chłopak przedzierał się przez gruz potrącając co chwila ludzi. Zachowywał się tak jakby kogoś szukał.
- Kabanos! – wołał co chwilę przetrząsając kolejne zakamarki, zaglądając do sklepów i penetrując schody
Nagle dostrzegł jakąś skuloną postać pod jednym ze sklepów. Zaczął biec truchtem w tamtą stronę. Osoba uniosła głowę ukazując pulchną, męską twarz otoczoną gęstwiną kręconych,  brązowych włosów. Chłopak na ten widok przyspieszył tempa.
- Kabanos! –wrzasnął uradowany i rzucił się na podłogę obok mężczyzny – Bogom niech będą dzięki! Już myślałem, że cię zabili!
- Majonez… - wyszeptał tamten łkając – Odejdź, proszę…
- Ale… nie mogę odejść. – odparł Majonez trochę zdziwiony – Jestem twoim bratem. Zawsze mieliśmy być razem, pamiętasz?
Kabanos nie odpowiedział, więc chłopak złapał go za ubranie i potrząsnął.
- Pamiętasz?! – chłopak uniósł trochę głos, ale natychmiast się opanował – Proszę, powiedź, że pamiętasz.
Jego brat kiwnął lekko głową, po czym znów się skulił. Łzy srebrnymi strugami spływały na brudną posadzkę. Majonez nigdy nie widział swojego brata w takim stanie. Nie miał pojęcia co robić, więc tylko pogładził go lekko po plecach. Kabanos rozluźnił się trochę i wyciągnął przed siebie drżące ręce zaciśnięte na jakimś przedmiocie.
- Co to jest? – spytał zdezorientowany Majonez odginając jego palce – Czy to… śrubokręt?
Tak. Był to najzwyklejszy w świecie śrubokręt z gumową rączką, ale nikt poza Kabanosem nie wiedział, że jeszcze parę godzin temu wysoka, blondwłosa kobieta zamierzała z zimnym sercem wbić mu go w gardło. Nieszczęsny mężczyzna stał w obliczu śmierci. Był tak blisko. Wystarczył tylko jeden ruch i byłoby po nim. Doskonale pamiętał lodowate spojrzenie błękitnych oczu na sobie, był tylko nic nie znaczącą ofiarą, której należało jak najszybciej się pozbyć. Może chybi? A może jednak się nad nim zlituje? Uratował go jedynie krzyk tej małej rudowłosej dziewczynki, która była jedną z uciekinierek. Jak w zwolnionym tempie widział niepewny wzrok tajemniczej blondynki i jej znikającą na polu bitwy sylwetkę, a potem jeszcze brzęk upuszczanego śrubokrętu.
- Chodź. – powiedział Majonez spokojnym głosem, co było u niego rzadko spotykane – Zaprowadzę cię do domu.


~~


Wilczyca na dźwięk głosu Skorpiona zaczęła iść szybciej. Oczywiście na tyle ile pozwalał jej czołgający się powoli ranny Tuńczyk. Paręnaście metrów dalej widniał prostokąt światła, a dziewczyna z całej duszy pragnęła wydostać się z wilgotnego, zimnego tunelu złożonego z monotonnych, metalowych płyt.
- Uważaj na dziurę. – usłyszała stłumiony głos Tuńczyka
- Aha, jasne. – odpowiedziała mu nadal prąc przed siebie
Po chwili dopiero dotarł do niej sens tych słów. Dziurę? Ale jaką…
- Aaaaaaaaaaaaaaa! – wrzasnęła, kiedy straciła grunt pod nogami i runęła w ciemny odłam tunelu prowadzący w dół. Nagle poczuła, że ktoś w ostatniej chwili złapał ją za rękę. Spojrzała w górę, nadal przerażona tym, że jeszcze parę sekund temu mogła umrzeć i ujrzała swoją siostrę. Z jej oczu płynęły łzy malując na pokrytych kurzem policzkach najróżniejsze wzory. Tam na dole, w centrum… musiało się coś stać. Powiem ci później – mówił wzrok Pumy.
- Mówiłem, żebyś uważała. – naprzeciwko bliźniaczki pojawiła się ciemna sylwetka Tuńczyka. Oboje wyciągnęli Wilczycę z tunelu i pokonali ostatnie parę metrów dzielących ich od wyjścia.
- I jak? – krzyknął Nosorożec do Skorpiona, który zdążył w tym czasie wyjść już na zewnątrz – Jest jakieś zejście?
Niepokojąca chwila milczenia.
- Tak! – dało się słyszeć odpowiedź – Musicie wejść tam, a potem zejść kawałek po tych wystających belkach. Dalej jest jakaś rynna, ale nie wiem czy jest wystarczająco stabilna!
Nosorożec wziął Kruka na ramiona i po chwili już go nie było. Wszyscy po kolei opuszczali tunel wentylacyjny i schodzili na dół. Wilczyca osłoniła dłonią oczy przed rażącym światłem. Od razu zwróciła uwagę na jego kolor. Nie było żółte i mdłe jak w centrum, lecz złociste i… ciepłe.
- Braciszku, boję się… - zwróciła się Hiena do Szakala, który pomagał pozostałym schodzić na ziemię. Dziewczynka była roztrzęsiona, co chwilę przenosiła wzrok z brata na resztę członków stada tak, jakby nie mogła na nikim skupić wzroku. Drżała.
- Wszystko będzie dobrze. – Szakal pogładził ją po twarzy – Nic się nikomu nie stanie. Ale obiecaj, że nie będziesz się bać?
- Obiecuję. – odpowiedziała dzielnie przełykając cicho ślinę
- Mają tutaj całkiem niezła lampę. – stwierdził Tukan mrużąc oczy
Wilczyca podążyła za jego wzrokiem i oniemiała z wrażenia. Kiedy wychodziła z wentylacji nawet nie zwróciła na to uwagi, ale teraz nie mogła odwrócić oczu od tego widoku. Przed nimi rozciągała się plątanina  najróżniejszych roślin. Niektóre miały duże, rozłożyste liście, inne ograniczyły się tylko do wystających, zielonych przypominających kikuty łodyg. To wszystko przypominało obrazek z jednej z jej ulubionych książek - ,,Księgi dżungli”. No, może nie licząc wyrastających z roślinnego chaosu budynków, a raczej ich ruin, które zdawały się toczyć walkę – natura kontra cywilizacja. Jednak natura zdecydowanie wygrywała w tym starciu. Wilczyca uniosła wzrok na ognistą, pomarańczową kulę wypełzającą leniwie znad tego wszystkiego. Okna wieżowców migotały odbijając jej światło, a dźwięki podobne do tych ze sklepu zoologicznego, jednak o wiele głośniejsze rozbrzmiewały dookoła.
- To nie lampa. – wyszeptała Puma, której również zaparło dech w piersiach – To Słońce. Najprawdziwsze Słońce… a to oznacza, że udało nam się tu dotrzeć akurat na Dzień.
- Ten jest  wiele piękniejszy od tego w centrum. – stwierdziła  Żmija rozglądając się dookoła z niedowierzaniem – Kto ma nad nim władzę?
- Nie wiem. Może… bogowie?
Hiena tuliła się do swojego brata kurczowo trzymając go za rękę, przygryzła lekko wargę i po chwili wahania w końcu się odezwała.
- Co to jest? Tam daleko. – wskazała ręką w dal – Tam, gdzie łączy się ziemia z niebem. Czy dalej nic już nie ma?
- To horyzont. – wyjaśniła Wilczyca – Dalej pewnie też jest to samo co tu.
- A co właściwie jest tu?
- To pewnie… - zaczęła Puma wymieniając spojrzenia ze swoją siostrą – park miejski. Tak, to na pewno park. Więc jak pójdziemy dalej, za horyzont, to pewnie dojdziemy do miasta, a tam znajdziemy lekarza.
- I nowy dom. – wtrąciła Kia
Hiena zmarszczyła lekko brwi tak jakby nad czymś się głęboko zastanawiała. Dopiero po chwili Wilczyca spostrzegła, że tak naprawdę przygląda się małemu owadowi, który przysiadł na liściu kilka stóp od nich. Stworzenie co chwilę składało się na pół, a potem rozkładało ukazując misternie ozdobione… ciało?
- A to co? – dziewczynka wskazała na owada, a bliźniaczka zdziwiła się, że zadaje tak dużo pytań… że w ogóle je zadaje. Jednak zaskoczenie szybko ustąpiło miejsca uldze. Hiena zawsze była cicha i zachowywała się bardzo dojrzale jak na swój wiek. Czasem wydawało się, że pod tą dziecięcą powłoką kryje się dorosła dusza z niewiadomych powodów zamknięta w tym ciele. Teraz zaczęła wydawać się bardziej ludzka i mniej tajemnicza.
- To motyl. Nie zrobi ci krzywdy.
Hiena dotknęła małego stworzenia, które natychmiast poderwało się w powietrze i odleciało. Dziewczynka ze śmiechem odwróciła głowę w stronę Wilczycy, a jej włosy wyglądały tak jakby płonęły. Była szczęśliwa.
- A to?
- To ptak, ale jego raczej nie dotkniesz, bo zaraz odleci.
- A tamto?
- To… co to jest, Pumo?
- Nie wiem. To jakaś dziwna roślina, nigdy o niej nie czytałam. Lepiej jej nie doty…
- Ała! Nie zauważyłam, że ma kolce!
- Mówiłam, żeby nie dotykać.
Tego dnia w ,,parku miejskim” po raz pierwszy od wielu lat rozbrzmiał śmiech. Ludzki śmiech. Zwiastun szczęścia. Zwierzęta przystawały w lesie, a by posłuchać tego osobliwego dźwięku. Niektóre natychmiast uciekały w popłochu, ale te odważniejsze podążały sobie tylko znanymi ścieżkami w stronę, z której dochodził, aby zaspokoić wrodzoną ciekawość. Kiedy tak, skryte w cieniu krzewów wychylały głowy, widziały grupkę stworzeń zbiegających na dwóch nogach z pokrytego trawą pagórka. Ale najdziwniejsze było to, że… wszystko było dla nich powodem do radości. Czy to wąchanie kwiatów, czy też obserwowanie chmur. Gdyby zwierzęta umiały spoglądać z niedowierzaniem i kręcić głowami, na pewno by to zrobiły.
- Czekajcie! – krzyknął wysoki, muskularny chłopak o niemalże czarnej skórze – Gdzie jest Goryl?
Wszyscy się zatrzymali. Chłopak przeniósł wzrok na dwie wyglądające niemal identycznie dziewczyny. Nastąpiła długa chwila milczenia. Ta po prawej, z warkoczem spływającym na ramię podeszła do niego.
- Nosorożec, ja… chciałam mu pomóc… - jąkała się, a z jej oczu zaczęły skapywać na ziemię kropelki wody - …ale… nic nie mogłam zrobić… On… nas uratował…





Lwica by Cammie







Przepraszam za tak duże opóźnienie w pisaniu :/, ale ostatnio mamy sporo nauki, a poza tym przez dwa tygodnie byłam chora. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe i spodoba wam się rozdział, mimo że wydaje mi się, że go schrzaniłam. No cóż, przynajmniej rysunek fajny :). Przypominam o komentarzach, opiniach, ankiecie o bohaterach i o wysyłaniu rysunków (dlaczego nikt nie chce wysłać? D: uwielbiam oglądać czyjeś rysunki). Nie wiem kiedy będzie następny rozdział. Pewnie też za miesiąc, bo Litka będzie chciała się na mnie zemścić (zawsze czekam z niecierpliwością na jej rozdziały, tak jak wy :D). Mam również pewne ostrzeżenia, a mianowicie przed niezwiązanymi ze ,,100 lat po centrum handlowym" postami, które czasami się tu pojawiają. Nie martwcie się, to tylko fragmenty naszych innych książek bądź opowiadań, którymi wymieniamy się na bloggerze z Litką, a które nie raz niechcący się publikują. Takim przykładem ostatnio było opowiadanie ,,Porcelanowa lalka" autorstwa Litki. Zalecam je ignorować i najlepiej w ogóle nie czytać. Z ogłoszeń to jak widzicie mamy nowy szablon z okazji wyjścia Pumy, Wilczycy i reszty z centrum ;D oraz ponad 7300 wyświetleń i aż 14 obserwatorów (jak zawsze zwykłam w takich chwilach mówić ,,Jeszcze tylko 986 obserwatorów, żeby ktoś nas zauważył")!!!
I tak tylko przypominam
CZYTAM=KOMENTUJE

Bagheera

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Bitwa

- Nosorożec musisz powiadomić wszystkich o naszej misji. – zakomenderowała Wilczyca – Tych silniejszych poślij na polowanie, reszta niech czeka na nas na dziewiątym piętrze.
- Przyjdziemy po nich później. – dodała Puma – Tukan, Lwica, Żmija wy odpowiadacie za polowanie. Musicie tylko poczekać jak tamci do was dołączą. My musimy jeszcze zabrać Kruka.
Tukan widocznie zmarkotniał. Dziewczyna z uwagą mu się przyjrzała.
- A po co konkretnie macie to zrobić? – zapytała Lwica nieco agresywnym tonem, Wilczyca już miała jej równie agresywnie odpowiedzieć, ale nagle odezwał się Tukan:
- Ja też… Też muszę coś zrobić. – po czym dodał widząc pytające spojrzenia wszystkich – To osobiste.
Puma wzruszyła ramionami i razem z siostrą pobiegła w ciemny korytarz. Tukan również odwrócił się i po prostu poszedł w drugą stronę.
- Czekajcie na nich na przy wodopoju. – powiedział Nosorożec do Lwicy i Żmii, myśląc o tym, że osobiste sprawy Tukana, są na pewno związane z kobietą. A może nawet kilkoma.
Lwica skinęła głową.
– Tylko postaraj się ich przysłać szybko...
I one też skręciły za róg korytarza.


~~


Tukan szedł po ciemku. Łania mogła być równie dobrze tu jak i w każdym innym miejscu, ale wydawało mu się, że znajdzie ją akurat tutaj. I się nie mylił. Z wnętrza windy dobiegał cichy szloch. Wskoczył przez klapę do środka. Formalnie rzecz biorąc popełniał wykroczenie, ale dawniej często on razem z Nosorożcem i Boa, przesiadywali tu godzinami rozmawiając z dziewczynami o polowaniach. Nosorożec był zajęty głównie planowaniem strategii, ale Tukan zawsze próbował wykorzystać każdą okazję, żeby zbliżyć się do Żmii. Wtedy bardzo mu się podobała. Boa próbował szczęścia z każdą z bliźniaczek, ale no cóż, za wysokie progi na kozie nogi. Teraz znalazł sobie kogoś innego, ale Tukan nie był poinformowany kogo. Często wpadał tu też Szakal, żeby zobaczyć się z siostrą. To były piękne chwile. Wtedy wszyscy śmiali się i żartowali. Teraz była tu tylko Łania, zawsze wzniosła i niedostępna, teraz płacząca tutaj w samotności.
Podniosła głowę nie ukrywając łez.
- To ty to zrobiłaś? - bardziej stwierdził niż zapytał Tukan – Dlaczego?
- Powiesz im, prawda? - Dziewczyna spuściła wzrok. - Ale to już nie ważne.
- Nie odpowiedziałaś. Dlaczego? - odrzekł chłopak twardo.
- Nie zrozumiesz tego. Nikt tego nie zrozumie. Puma i Wilczyca, zawsze są wolne i silne. Robią co chcą. - mówiła cicho, a łzy spływały jej po policzkach. Potem dodała, tak jakby, z nadzieją. - One też zabijają.
- One polują. Zabijają wrogów, a nie swoich. Płetwal był członkiem Stada. - Tukan stał nad nią niczym kat. Nieugięty, nieubłagany.
- One nie muszą wychodzić za mąż. – nie wytrzymała Łania i krzyknęła – Mogą czekać na prawdziwą miłość jak w książkach. Nic nie muszą! One decydują.
- Płetwal był mądry i dobry. Wszyscy go szanowali. Tobie się nie podobał, bo był brzydki. - teraz Tukan też już krzyczał – Wiesz dlaczego miał zdeformowaną twarz? Jeszcze jak był małym chłopcem stawił czoła pięciu przeciwnikom. Wyrzucili go przez barierkę. Ty nigdy byś się nie zdobyła na taką odwagę!
- Odwaga?! - Łania wstała - Znów ta odwaga. Odwaga jest wtedy, gdy rycerz pokonuje smoka dla damy serca, jak w książkach. Tutaj odwaga to zabicie człowieka. Jeśli Płetwal był odważny, jeśli Wilczyca i Puma są odważne, to ja też! Wróg? Swój? Dla mnie on był wrogiem. Nigdy nie widziałam nikogo z Wielkiego Stada. Ale mówicie nam, że są wrogami. Jego widziałam codziennie. Musiałam być z nim co noc. Myślisz, że nie wiem dlaczego on? Dlaczego to mnie przypadł stary, chory, brzydki i śmierdzący Płetwal? Ten, który nie może mieć dzieci, bym ja też nie mogła? To zemsta Świstaka! Może to i Wilczyca i Puma są przywódczyniami, ale faktyczną władze nadal ma ich ojciec. I mści się na mnie, za to, że dawno temu powiedziałam jego córkom o sklepie z zabawkami! Uważa, że to moja wina! Teraz mu powiesz o tym, co zrobiłam i nareszcie będzie mógł mnie skazać na śmierć. Ale mnie już to nie obchodzi! Lepiej umrzeć niż żyć tak dalej.
Dziewczyna znów opadła na podłogę, a Tukan stał oniemiały. Z wrzaskliwego monologu Łani zrozumiał tylko połowę i nie bardzo się nim przejmował. Ale zauważył coś innego. Gdy dziewczyna na niego krzyczała, a jej oczy z nienawiścią były utkwione w jego twarzy, myślał tylko o tym, że od łez się błyszczą, a mokre smugi na twarzy są jakby ich przedłużeniem. Twarz miała bladą, ale policzki czerwone z wściekłości, figurę niczym klepsydra – talię, która dałoby się objąć dłońmi i krągłości powyżej i poniżej. A gdy skuliła się i ukryła twarz w dłoniach niechcący wygięła długą, cienką szyję. Tukan siadł obok niej.
- Dzisiaj wyruszamy w podróż. - powiedział mimowolnie – Na zewnątrz centrum. Tam nie będziesz musiała obawiać się Świstaka. – dodał. Tak jakby Świstaka można było się obawiać. – pomyślał - Ale ona w to wierzy. Musiał jej pomóc wyjść z centrum. Chciał, by była obok niego. W końcu, jej zbrodnia przestanie być aktualna, kiedy stąd wyjdzie.
Łania popatrzyła na niego czerwonymi od łez oczami, ale nic nie powiedziała, więc kontynuował:
- Nie powiem im. To nie znaczy, że zapomnę. - dodał od razu. A potem pomyślał, co mogą powiedzieć bliźniaczki jak przyprowadzi im Łanie i stwierdzi, że ona idzie z nimi. Nie lubiły jej.
Po za tym była słaba, byłaby tylko jeszcze jedną gębą do wyżywienia. I wtedy wymyślił.
- Będziesz musiała udać, że jesteś ze mną. - Po czym od razu zreflektował się widząc jej spojrzenie. - Jeśli im powiem, że jesteś moja, to powinni ci pozwolić z nami iść. Inaczej będziesz musiała zostać tutaj. To jedyne wyjście.
Dziewczyna odwróciła głowę. Tukan zrozumiał, że ma sobie iść. Wstawał już, kiedy powiedziała:
- Dobrze. Zgadzam się. Idę z tobą. Tylko poczekaj na zewnątrz, chcę się przebrać. - nadal miała na sobie skąpe, okrwawione ubranie, które przykrywała szmatkami z podłogi windy.
Tukan podciągnął się i wyszedł przed właz. Wcale nie zamierzał podglądać.Wcale, a wcale.

~~


Lwica przyczaiła się za przewróconą ławką. W sklepie obok schowali się Goryl, Tuńczyk i Skorpion. W korytarzu naprzeciw ukrył się Szakal. Na środku korytarza siedziała Żmija, którą co chwile wstrząsały spazmy głośnego szlochu. Już po chwili ze schodów zaczęły dochodzić szybkie kroki. Ktoś usłyszał. Po chwili ich oczom ukazała się ciemna sylwetka.  Żmija też ją dostrzegła. Niezdarnie odsunęła się do tyłu, próbując wstać i się potknęła.
- Nie bój się. - powiedział nieznajomy drwiącym tonem – Zamierzam cię zabić szybko.
- Chyba, że będziesz się szamotać. - dodał drugi, stojący za jego plecami - Wtedy może zaboleć.
Na piętrze pojawiało się coraz więcej postaci. Żmija nerwowo zaczęła się odsuwać od nich.
- Hej, maleńka – zarechotał inny, ale potem coś przykuło jego wzrok – Masz ładowarkę! Jesteś Myśliwą.
Wszyscy zaczęli się z niepokojem rozglądać. Przestraszyli się, a to oznacza, że zaczęli uważać.
Niedobrze. Nie pójdą dalej. - pomyślała Lwica. - A nadal są za daleko. Jeśli zaatakujemy teraz wezmą nas w kleszcze i wytłuką wszystkich.
Żmija najwyraźniej też to wyczuła, bo zaczęła jeszcze intensywniej się cofać, ale nadal grając dobrze swoją role. Nawet lepiej, bo teraz była naprawdę wystraszona. Jeśli tamci nie dadzą zwabić się w pułapkę jej stado nie zaatakuję. Zbyt duże ryzyko. Będą siedzieć w ukryciu, nawet, jeśli przed ich oczami rozerwą ją na strzępy.
- Moje sta... Myśliwi-i m-mnie wyrzuu-u-cili - załkała dziewczyna, jąkając się. - Jees-sttem za-a słaba-a. Nnie pprzesz-szłam-m prróbyy. Nie zabijajcie mn-n-nieee.
Żmija specjalnie wykorzystała znany w innych stadach mit, jakoby wszyscy w ich stadzie muszą  przejść jakąś straszną próbę. Najwyraźniej to ich wystarczająco uspokoiło. Znów zaczęli powoli podążać za czołgającą się Żmiją.
- Nie odchodź. – zaśmiał się ktoś – Załatwimy to szybko.
I wtedy ostatni członek polującej grupy przekroczył niewidzialną linię. Żmija zatrzymała się.
- Już nigdzie nie idę… – powiedziała głośno, i spojrzała na swoich prześladowców spod blond włosów opadających jej na twarz. Już wtedy zrozumieli, co ich czeka. Chwilę później Żmija już stała na nogach. Niedoszli oprawcy przerażeni rzucili się z powrotem w stronę schodów, ale drogę zagrodzili im Skorpion, Tuńczyk i Goryl, którzy wyskoczyli z ukrycia. Z cienia w bocznym korytarzu dostojnym krokiem wyszedł Szakal. Stado niczym opętane rzuciło się w kierunku Żmii, obok której już stała Lwica. To była rzeź. Przestraszone stado zdezorganizowało się. Zamknięci w pułapce nie mieli szans. Lwica walczyła ramię w ramię ze Żmiją z pięcioma lub sześcioma przeciwnikami jednocześnie. Kobieta uchyliła się przed czyimś ciosem i wyrwała komuś z ręki śrubokręt. Następnym ruchem wbiła go innemu w oko i z obrzydliwym chlupotem wyciągnęła z powrotem. Nagle Lwica zauważyła, że ktoś próbuje się wymknąć z koła. Spojrzała na Żmiję, która właśnie łamała rękę mężczyzny dwa razy od niej wyższego i ruszyła w pościg. Jednym susem dopadła zbiega i powaliła go. Nie był jeszcze gruby, ale na pewno też nie był szczupły. Lwica zdziwiła się jak w ogóle, kiedy całe centrum głoduje mogli zachować się pulchni ludzie? Już miała wbić w grubaska nowo nabyty śrubokręt, ignorując jego błagania o litości, kiedy usłyszała przenikliwy krzyk o pomoc. To był krzyk Hieny. Tylko sekundę się zawahała, ale już po chwili pędziła korytarzem w kierunku wezwania. Na podłodze płakał skulony pulchny człowiek, dziękując swoim bogom za ocalone życie.


~~


Gepard ocknął się na podłodze. Było ciemno, a wokoło panowała cisza. Chłopak z trudem podniósł się na kolana, ale natychmiast z powrotem usiadł, bo zakręciło mu się w głowie. Nie miał siły by uciekać, a wiedział, że tutaj jest niebezpiecznie. Z trudem doczołgał się do jakiegoś ciemnego kąta, gdzie nikt nie powinien go znaleźć. Pamiętał tylko, że w środku Dnia obudził go zdyszany Nosorożec i kazał natychmiast przygotować się do wyjścia. Chwilę później do sklepu, gdzie spał, wbiegła Hiena.
- Wstawaj! Mamy mało czasu. Weź jakieś ubrania i całe jedzenie, jakie masz. - powiedziała dziewczynka jednym tchem – Wychodzimy z centrum. – dodała złowieszczym głosem
No może to nie głos był złowieszczy, ale fraza, którą powiedziała. Już chwilę później oboje biegli na ósme piętro, gdzie mieli się spotkać z resztą. Nikogo jeszcze nie było, więc mieli chwilę by złapać oddech. Wtedy Hiena miała okazje opowiedzieć mu o całym planie.
- Co? Nigdy w życiu! Przecież to głupie! - zdążył tylko powiedzieć, a wtedy przyszli oni.
To byli przyjaciele Nosorożca. Tylko wcale nie byli przyjacielscy. Byli wystraszeni. Gepard polował już wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że wystraszony przeciwnik jest najbardziej groźny. Dlaczego wtedy pomyślał o nich jak o wrogach? To była taka instynktowna reakcja, że nawet nie zauważył jak wstał i przyjął pozycję obronną. Hiena zrobiła to samo.
- Gdzie oni są? Wy przecież wiecie! - wrzasnął, chyba najbardziej przestraszony, Boa.
Gepard chciał już powiedzieć, że nic nie wie i, że ten pomysł nie wydaje mu się zbyt mądry, ale na przód wystąpiła Hiena i krzyknęła:
- Nawet gdybyśmy wiedzieli, nie powiedzielibyśmy zdrajcom!
Chłopiec pomyślał tylko, że chyba niepotrzebnie użyła liczby mnogiej i wtedy Jaguar zamachnął się na dziewczynę, a ta skuliła się oczekując ciosu. Gepard zareagował instynktownie. Skoczył i uderzył z całej siły Jaguara w twarz. Tamten skulił się tylko na chwilę, ale wtedy Sokół chwycił chłopca za ramie i przytrzymując go uderzył łokciem w brzuch, po czym cisnął go w bok. Gepard zahaczył nogą o jakąś przewróconą ławkę i poczuł ból w kostce, a potem uderzył o podłogę. Widział jeszcze jak Jaguar podnosi wierzgającą Hienę za włosy i wydawało mu się, że słyszy jej przeraźliwy wrzask. Potem zobaczył Lwicę, która z wyskoku kopnęła Sokoła w krzyż, tak, że ten zgiął się do tyłu. Zdjęła Boa potężnym ciosem w szczękę. Jaguar obrócił się powoli, nadal trzymając Hienę. Lwica zaczęła powolnym krokiem podchodzić do niego i wtedy kształty zaczęły się rozmazywać i dalej już nic nie pamiętał.
Gepard przyjrzał się swojej opuchniętej nodze. Nie wyglądała za dobrze, więc raczej nie uda mu się za daleko zajść. Nie będzie mógł brać udziału w wyjściu. Przypomniał sobie wściekły grymas na twarzy Jaguara. Zostanie w centrum też nie wchodziło w rachubę.
Wtedy zauważył mały kształt przymykający ostrożnie obok ściany. Kształt miał zdecydowanie rude włosy.
- Hiena! - zawołał. Dziewczynka przystanęła na chwilę. Potem w kilku susach znalazła się przy nim.
- Żyjesz! - oznajmiła nieco zdumiona, a potem zauważyła jego uniesioną brew, wiec wyjaśniła. - Lwica powiedział, że zginałeś. Była jakaś spięta, rzuciła tylko okiem, a ty się nie ruszałeś. Powiedziała, że musimy się spieszyć. Wyjście z centrum jest na drugim piętrze, przez wentylację, ale to teren Wielkiego Stada. Ja chciałam cię jeszcze raz zobaczyć i podziękować i okazało się, że żyjesz. Musimy szybko zejść na dół. Nie ma tu ciał Sokoła i reszty, więc też żyją.
Nagle powstrzymała słowotok, tak niezwykle rzadko u niej spotykany i popatrzyła na jego opuchniętą kostkę w kolorze dojrzałej śliwki. Po czym szepnęła:
- Chodź, pomogę ci.
Gepard podpierając się na niej wstał i oboje powoli skierowali się w stronę schodów.


~~


Tukan siedział na plecach Goryla i próbował majstrować z klatką od wentylacji, ale śruby uparcie nie chciały puścić. Obok nich na podłodze leżał nieprzytomny, skulony Kruk, którego przyniosły tu bliźniaczki. Wielkie Stado, które zdążyło już wykryć intruzów, zawzięcie ich atakowało, wyczuwając, że stanowią słaby punkt i, że nie mogą się bronić. Na szczęście dla Tukana i Goryla reszta ich stada otoczyła ich niczym wieniec i zawzięcie broniła.
Kia walczyła z dużo większym od siebie wrogiem. Pewną przewagę dawała jej śmiercionośna broń – przypinka do rowerów, którą smagnęła nieprzyjaciela w twarz. Tamten skulił się z bólu chowając głowę w dłoniach. Niedoświadczona w walce dziewczyna uznała, że wygrała i lekkomyślnie odwróciła się. W tej samej chwili rozwścieczony bólem przeciwnik nawalił się na nią całym ciężarem i przygwoździł ją do ziemi. Przestraszona krzyknęła. Tuńczyk skoczył z pomącą i celnym kopnięciem pozbawił członka Wielkiego Stada możliwości rozmnażania. Dokładniej mówiąc - złamał mu kręgosłup.
- W porządku? - spytał, pomagając Kii uwolnić się spod olbrzymiego cielska.
- Chyba tak… – odpowiedziała dziewczyna wycierając krew płynącą z rozbitego nosa. Popatrzyła na Tuńczyka i oboje znów rzucili się w wir walki.
Puma i Wilczyca stały tyłam do siebie, by wzajemnie się osłaniać. Ładowarki latały niczym skrzydła śmigłowca, rozbryzgując wszędzie osokę. Parę metrów dalej Nosorożec walczył z dwoma przeciwnikami naraz. Gdy jeden zamierzał go kopnąć, złapał jego nogę w locie i zakręcił nim niczym lalką, a następnie rzucił w drugiego oponenta. Obaj wylądowali na ziemi tworząc chaotyczną plątaninę rąk i nóg. Na tą bezwładną masę rzucił się Szakal, który zdobył gdzieś nóż i teraz, niczym demon śmierci, dźgał bezbronnych przeciwników.
Nagle zza rogu pojawiła się Hiena, która podtrzymywała kulejącego Geparda. Trzech łowców z Wielkiego Stada pobiegło w kierunku łatwej zdobyczy. Na szczęście Lwica była blisko. Wyskoczyła w powietrze i opadła pomiędzy dziećmi, a wrogami. Na jedną chwilę wszyscy zamarli z zaskoczenia, ale już sekundę później zaatakowali. Lwica skoczyła do tyłu by uniknąć ciosu. Nóż przeciął powietrze tam, gdzie jeszcze przed chwilą była jej twarz. Kopnęła przeciwnika w brzuch, tak, że zwalił się na podłogę. Już po chwili się podniósł, ale potężny cios w szczękę pozbawił go przytomności. Nie tracąc ani sekundy uderzyła następnego kolanem w krocze. Póki tamten kulił się z bólu, Lwica uderzyła trzeciego łokciem z półobrotu miażdżąc mu twarz, a kiedy upadł kopnęła go jeszcze parę razy w bok, tak, że słychać było trzask łamanych kości.
- Lwico, – szepnął cicho Gepard, krzywiąc się z bólu – Nasze Stado tu idzie. Świstak nie pozwoli nam opuścić centrum.
Lwica zamarła z szeroko otworzonymi oczami. Niechciane wspomnienia niczym robaki wypełzły jej przed oczami. Własne stado przeciwko niej. Zdrada. Przyjaciele, których zabiła własnymi rękami. I krzyk. Krzyk jej własny, ale też kogoś innego. Krzyk zabijanego dziecka.
W tym momencie kilka rzeczy zdarzyły się jednocześnie. Tukanowi wreszcie udało się oderwać złośliwą kratę wentylacyjną i razem z nią zwalił się na ziemię. Przeciwnik, którego Lwica kopnęła w męskość ochłonął z bólu i z krzykiem rzucił się do przodu, nadal jedną ręką trzymając się między nogami, ale drugą celując niebezpiecznie nożem w Lwicę, która nadal stała niczym posąg wpatrzona w nicość. Skorpion w ostatnie chwili zauważył niebezpieczeństwo i skoczył łowcy na plecy. Obaj upadli na podłogę szamocząc się. Lwica odzyskała przytomność, kiedy zwycięski Skorpion wstał z podłogi trzymając umazany krwią nóż. I wtedy zza rogu na przeciwnym końcu tarasu wybiegli członkowie ich Stada. Poruszali się cicho niczym cienie, zupełnie odwrotnie niż łowcy z Wielkiego Stada, ale nie było wątpliwości. To byli oni.
Tukan wstał z ziemi i rozmasował bark, na który upadł.
Jak dobrze, że nie upadłem na Kruka, wtedy przywódczynie by mnie zabiły.- pomyślał i wtedy zauważył biegnące w ich kierunku postacie. To bez wątpienia było ich Stado, bo z tyłu można było zauważyć postać podpierającą się laską – Świstaka. Chłopak ucieszył się na myśl o wsparciu, ale wtedy dostrzegł przestraszone twarze Pumy i Wilczycy, grymas Lwicy i zaciętą minę Nosorożca i zrozumiał, że coś zdecydowanie jest nie tak. Musieli się spieszyć, a najgorsze, że Wielkie Stado nie przestawało ani na chwilę atakować.
- Szybko! - krzyknęła Wilczyca - Goryl pomagaj im wejść! Niech ktoś podniesie Kruka! Szybciej!
Goryl posłużył jako podpórka. Kiedy Skorpion wlazł już do wentylacji Tukan podał mu bezwładnego Kruka. Chłopak podniósł czarnowłose dziecko i pociągnął za sobą w głąb ciemnego tunelu. Następny wszedł Nosorożec, żeby pomóc młodszym dostać się do otworu. Lwica pomogła Gepardowi stanąć na ramiona Goryla. Zwieszony z góry z Nosorożec uchwycił jego kościstą rękę i pociągnął.
- Nie mogę zawrócić. - dobiegł ich stłumiony przez sufit głos Nosorożca - Tu jest za mało miejsca. Musicie wchodzić po kolei.
Następny wszedł Szakal pomagając wciągnąć się swojej siostrze – Hienie. Lwica pomogła Kii. Tukan, Łani. Żmija wskoczyła następna. Zostali tylko Tuńczyk, Goryl, Puma i Wilczyca nadal walczący z Łowcami. Cienie zbliżały się coraz bardziej. Teraz Bliźniaczki dostrzegały już wyraźnie twarze niektórych z gangu Nosorożca.
Na szczęście Wielkie Stado też ich zauważyło i zaatakowało. Kiedy napór nieprzyjaciół osłab pojawiła się jedyna szansa ucieczki.
- Tuńczyk idź pierwszy! - zakomenderowała Wilczyca widząc, że jest ranny w rękę. Potem, zabiwszy swojego przeciwnika skoczyła na ramiona Gorylowi i podciągnęła się do otworu. Puma ruszyła za nią. Gdy już znalazła się w tunelu zwiesiła się na nogach by wciągnąć Goryla, który teraz sam walczył z napierającymi na niego wrogami.
- Goryl! Łap się! Szybko!
Chłopak popatrzył w górę i na sekundę ich oczy spotkały się.
- Idź. Zatrzymam ich tak długo jak zdołam. - powiedział.
- Nie bądź głupi! Szybko! Łap się! - krzyczała dziewczyna, ale bez skutku. Goryl walczył zacięcie. Kopnął jednego z przeciwników w głowę. Wtedy, możliwe, że przez czysty przypadek, tamten wbił mu nóż w udo. Goryl zawył z bólu i przycisnął rękę do rany, ale nie mógł zatamować strumienia jasnoczerwonej cieczy wytryskującej rytmicznie. Tętnica udowa - pomyślała Puma i wtedy znów spotkała się wzrokiem z Gorylem. On też już to wiedział. Dziewczyna obserwowała jak powoli upada na plecy. Wszystko wokół było poplamione osoką. Wszędzie trwał ruch i szamotanina, ale Puma patrzyła na brzydką, kwadratową twarz z masywną szczęką. Patrzyła na czarne oczy, które też spoglądały na nią ze zrozumieniem, a potem zgasły.
- Nie!!! - załkała - Nieeeee!!
Chciała zejść i zabrać Goryla. Spalić jego ciało, tak jak nakazywała tradycja. Nie pozwolić łowcom zjeść jego ciała. Chciała, ale nie mogła. Ich stado zbliżało się wycinając w pień łowców. Kruk. Nie mogła uratować Goryla, ale musiała uratować brata. Odwróciła się i na czworakach skierowała się w ciemność.


~~


Kap, kap, kap. Pełzła wąskim korytarzem. Kap, kap. To krew. Jej krew. Była ranna. Kap. Nie to nie ona, to Goryl. Kap. Nie znała go prawie. Czasami z nim rozmawiała, ale zwykle to były krótkie zdania. Rozkazy, meldunki. Kap, kap, kap. Jasnoczerwony strumień tryskający spod palców zaciskających ranę. Kap. Jednak była ranna. Jej dusza krwawiła jak rana Goryla. Kap, kap. Nie musiał umierać. Nie musiał brać udziału w tej misji. Kap, kap. To, co lubiła... oczy ofiary zachodzące mgłą, przez chwilą patrzące rozumnie, a potem martwe. Kap. Tylko, że teraz to były oczy przyjaciela. Kap, kap. Ilu jeszcze umrze? Ile par oczu zgaśnie? Kap, kap. Gorąca krew spływająca po twarzy. Kap, kap, kap. Nie, to nie krew, to łzy. Łzy uderzające o podłogę metalowego tunelu. Kap, kap. Płacz Pumo, płacz. Wylej wszystkie łzy. Póki jeszcze możesz. Póki jest ciemno i nikt cie nie widzi. Kap, kap. Potem będziesz musiała być silna. Kap. Poprowadź swoje Stado. Kap, kap, kap.
- Jest wyjście! - zawołał Skorpion – Muszę tylko wybić kratę. Słychać metalowy chrzęst i dźwięk metalu uderzającego o ziemię. Światło zalewa tunel.

Koniec stadium pierwszego

 

Perła by Bagheera

 



To już koniec. Oczywiście tylko pierwszej części. Rozdział wyszedł mi długi, na początku to miały być trzy różne, ale w końcu zlałyśmy w jeden. Jest, że tak to określę, grubo napakowany akcją, mam nadzieję, że wam się spodoba. Miałam wstawić na urodziny, ale no cóż, trochę się spóźniłam (urodziny miałam 16.01, trochę dziwnie słuchać ,,100 lat", kiedy sama pisze ,,100 lat" ^^) Ogólnie to wiele się wydarzyło. 9 obserwatorów, 5900 wyświetleń itp. Zbliżamy się do setki komentarzy, więc jak zwykle autor 100-ego komentarza dostaje możliwość zadania nam pytania o cokolwiek (oczywiście dotyczące naszego opowiadania). Zostałyśmy też nominowane po raz drugi do Liebster Award, za którą to nominacje dziękujemy i nasze odpowiedzi na nią ukarzą się w specjalnej zakładce.
Dziękuję, wszystkim za wzięcie udziału w ankiecie, która dobiegła końca. Najbardziej lubianą postacią jest Tukan – 30% głosów, potem Puma, również 30% (nie wiem za co ją lubicie, mi się ona nie podoba) Wilczyca-15%, i po 7% Lwica, Hiena i Łania.
Już ruszyła nowa ankieta (skomponowana jak zwykle przez Bagheerę) w której zdążyły już zagłosować trzy osoby. I jak zwykle zachęcam do zostawianie swojej opinii pod spodem w komentarzach.

Wiadomość z ostatniej chwili po sześciu godzinach pracy udało mi się w końcu stworzyć trzyminutowy trailer do "100 lat po centrum handlowym"
Dostępny będzie w podstronie o blogu, oraz łaskawie udostępnię go tutaj XD






Zawsze Wasza
Litka