Łania
trzymała się z tyłu. Czuła się nieswojo. Kiedy Tukan powiedział
bliźniaczkom, że chce ją zabrać, były zbyt zajęte walką z
Wielkim Stadem, by się tym przejąć. Teraz spoglądały na
dziewczynę z ukosa. W każdej chwili mogły się rozmyślić i
uznać, że będzie z niej więcej pożytku , jeśli ją zabiją.
Starała nie zwracać na siebie uwagi. To jednak
nie było konieczne. Wszyscy
mieli o wiele większy problem niż dodatkowy bagaż – na zewnątrz
panował
straszliwie gorąco. Upał, jaki
tu królował,
stanowił
zupełną nowość dla przyzwyczajonych do lekkiego chłodku
mieszkańców centrum.
Tuńczyk,
którego Żmija
zdążyła prowizorycznie opatrzyć, dyszał ciężko. Tył jego
koszulki był mokry. Jego długie ciemne włosy związane w kucyk
były posklejane od potu. Co chwilę ocierał czoło, ale
niewzruszenie szedł dalej. Taki właśnie był,
cichy i spokojny. Kiedy byli jeszcze w centrum, nigdy nie zamienił z
Łanią ani jednego słowa , ale
zawsze sprawiał wrażenie dobrodusznego.
Wszyscy
spoceni i zmęczeni przedzierali
się przez wszędobylskie korzenie, ciernie i krzaki,a
a to nie poprawiało humoru. Tego
nie opisywano
w książkach, które
czytała. W nich lasy
nigdy nikomu nie
przeszkadzały w wędrówce. Przy czym Łania była pewna, że
to las, a nie park miejski, jak twierdziły bliźniaczki, ale wolała
nie drażnić przywódczyń, podważając ich autorytet.
Z
przodu przez najgorsze gąszcze przedzierali się Nosorożec,
Lwica, Skorpion i Szakal. Potem szły bliźniaczki wlekące
nieprzytomnego brata, za nimi reszta , a na samym końcu ciągnęła
się Łania.
Nagle
dziewczyna potknęła się o wystający z ziemi korzeń i runęła na
ziemię jak długa. W tym samym momencie Tukan skoczył do niej i
złapał ją za pierś , chroniąc przed upadkiem.
– Dziękuję
– powiedziała, nieśmiało podnosząc na niego oczy. Uśmiechnął
się w odpowiedzi, ale po chwili zmarszczył brwi, jakby coś sobie
przypomniał, przyglądając się jej twarzy.
– Uważaj
– powiedział w końcu cicho i ruszył do przodu, zostawiając
Łanię samą . Dziewczyna zgarnęła do
tyłu włosy, które opadły jej na twarz i podążyła w ślad
za oddalającą się grupą.
~~
Nogi
Kruka bezwładnie ciągnęły się po ziemi, co chwila za czepiając
o
korzenie. Nierówna, gumowa, czarna podłoga, Puma zidentyfikowała
ją jako asfalt, była popękana, a ze szczelin wyrastała zieleń.
Co jakiś czas dziewczyna zauważała przewrócone samobiegi, takie
same, które widziała w królestwie Kii. Musieli je omijać, tak
jak i zawalone budynki, kupy gruzu i bujnie rosnące krzewy.
Sytuacji
na pewno nie poprawiał piekielny upał. Wargi Pumy przypominały
papier ścierny. Po twarzy spływał słony pot, który zlizywała,
by złagodzić pragnienie. Asfalt nagrzewał się i miękł coraz
bardziej i w końcu przy każdym kroku dziewczyna musiała odrywać
od niego stopy.
Kruk
był mały i chuderlawy, więc jak bliźniaczki niosły go we dwie,
nie sprawiał dużych trudność, ale po jakimś czasie jego ciężar
zaczynał im doskwierać.
Przywódczynie
coraz bardziej zwalniały, zresztą nie tylko one. Już po godzinie
marszu Lwica niosła na plecach wyczerpaną Kię. Niedługo potem
Szakal przewiesił przez ramię zemdloną z wysiłku siostrę. Gepard
– jako mężczyzna – trzymał się jeszcze, a widać było, z
jakim trudem przestawiał stopy.
– Musimy
odpocząć – wy szeptała Puma nad głową Kruka. Wilczyca
kiwając głową.
Po
krótkiej naradzie bliźniaczki postanowiły rozbić obóz w
najmniej zawalonym budynku, jaki były w stanie znaleźć.
~~
Szakal
wyważył drzwi. W środku panował błogosławiony chłód. Stado
ostrożnie weszło do budynku. Z pewnością był zamieszkany, ale
nie do końca przez ludzi. Ze
środka wylatywały spłoszone hałasem ptaki,
przeczekujące tutaj upał.
Wkroczyli
na drugie piętro. Tutaj okna były wybite i pomieszczenie wypełniało ciepło południa, chociaż zdecydowanie mniej mordercze
niż na zewnątrz.
Puma
posłała Tuńczyka, Kię, która już odzyskała część sił, i
Skorpiona, by poszukali wody, a reszta zajęła się rozpakowywaniem
bagażu.
Wszyscy
pracowali przez kilka chwil w ciszy, dopóki Szakal nie przerwał
milczenia.
– Co
to jest? – zapytał, wskazując palcem na posłanie.
– Legowisko
– odpowiedziała Puma, unosząc lekko brwi. – To było dziwne
pytanie.
– Ale
zużyłyście wszystkie ubrania!
– Po
co byśmy miały oszczędzać? Jutro z rana zbierzemy wszystko z
powrotem i nic ich nie ubędzie.
– Nie
starczy na drugie legowisko.
– Po
co ci, na Wielkie Stado, drugie legowisko? – wycedziła Puma przez
zaciśnięte zęby. Miała już dosyć tego nielogicznego dialogu.
Przez pół dnia przedzierała się przez gęstwiny lasu w
niemiłosiernym skwarze , a przedtem stoczyła ciężką walkę i
widziała śmierć towarzysza. Teraz chciała po prostu odpocząć.
–
Potrzebujemy
dwóch legowisk, bo jakbyś nie zauważyła, są tu kobiety –
warknął Szakal.
–
Ach,
o to ci chodzi?! – odwarknęła Wilczyca, przysłuchująca się
przedtem rozmowie. – Mógłbyś zostawić te głupie uprzedzenia w
centrum. Tu jest inny świat. Inne zasady. Nie będziemy dwa razy
robić tej samej roboty tylko dlatego, że ty masz obiekcje przed
spędzeniem nocy w towarzystwie kobiet. Jak chcesz, możesz spać na
podłodze.
–
Ona
ma rację – stwierdziła Lwica. – Szakal, uspokój się. Ile razy
byłeś w windzie z innymi, choć to zakazane? Wtedy jakoś ci nic
nie przeszkadzało.
– Tu
nie chodzi o mnie! – wrzeszczał Szakal. – Nie pozwolę, że by
moja niezamężna siostra spała w tym samym legowisku, co on. –
Wskazał wymownie na Tukana.
– Ej!
– krzyknął wskazany w udawanym gniewie, ale Szakal wcale nie
udawał swojej furii.
– Myślisz,
że nie wiem, że dla ciebie nada się wszystko, co jest płci
przeciwnej?! Nawet na misję przywlokłeś swoją szmatę. W życiu
nie pozwolę, żeby moja siostra była z tobą w jednym pokoju, a
co dopiero w łóżku.
Tukan
zerwał się na równe nogi i wychrypiał przez zaciśnięte zęby:
– Odszczekasz
to i ładnie przeprosisz, gnojku. Szybko.
– Bez
nerwów – krzyknęła Lwica, łapiąc Tukana od tyłu za barki tak,
by nie był w stanie wyrządzić krzywdy ani sobie, ani otoczeniu.
Niestety to nie powstrzymywało Szakala.
– Możesz
nie próbować bronić honoru swojej wywłoki. To bezcelowe, bo i tak
wiadomo, po co tu jest. Jeden dzień była wdową i już pieprzy się
z innym.
W
jednej chwili Tukan wyrwał się Lwicy i z całej siły uderzył
Szakla w twarz. Tamten wygiął się w łuk i grzmotnął o ziemię.
Hiena pisnęła cicho i podbiegła do brata , jednak on odsunął ją
dość agresywnie i trzymając się jedną ręką za krwawiący nos,
wstał.
Puma
i Wilczyca rzuciły się na niego, krępując mu ręce, a Lwicy w tym
czasie, przy pomocy Łani, udało się znów ujarzmić Tukana.
– Wpuście
mnie. Ten dupek musi zapłacić – wydyszał Tukan, usiłując się
uwolnić.
– Zamknij
się, idioto – wrzasnęła mu w ucho Lwica . – Nie
będziecie się teraz bili.
– Jak
nie teraz, to później. – Uśmiechnął się złowieszczo Szakal,
któremu krew z nosa zalewała usta tak, że zęby przybrały
malinowy kolor.
– Uspokójcie
się. – Nagle usłyszeli głos Nosorożca, który dotychczas
siedział w cieniu. Cały dzień nie powiedział ani słowa tylko
bezwolnie szedł. – Dzisiaj zginął Goryl. Nie możecie tego
uszanować? Musicie się kłócić?! My żyjemy, a on zginął.
Jeszcze wczoraj żył, a teraz już nie. Wielkie Stado już pewnie
zjadło jego ciało. Nie zostało z niego nic. A wy... – Popatrzył
na nich tak, jakby brak mu było słów, wstał i wyszedł. Tak po
prostu. Nikt się nie poruszał, ani nic nie mówił.
Wtedy
do pokoju wbiegli Tuńczyk i Skorpion, a po chwili dołączyła do
nich Kia.
– Co
się stało? Słyszeliśmy krzyki – spojrzeli na zastygłą scenę
walki.
– Nic,
wszystko w porządku – powiedział Tukan, po czym zwrócił się do
Lwicy: – Już w porządku. Możesz puścić.
Szakal
wytarł ręką krew z twarzy i wyszedł w ślad za Nosorożcem.
– To
ja może zrobię to drugie legowisko – stwierdziła Lwica.
–
Znaleźliście
wodę? – zapytała Wilczyca.
– Na
każdym piętrze są łazienki, ale działają tylko w tych
najniższych – odpowiedział Tuńczyk, podając jej napełnioną
plastikową butelkę. Przezornie wzięli
kilka z centrum. Puma łapczywie zrobiła parę łyków i
podała siostrze naczynie. Tukan w tym czasie dalej rozdawał wodę.
– Nosorożec
i Szakal nie pili wody – zauważyła Lwica pracująca nad drugim
legowiskiem. – Ktoś powinien im ją zanieść.
– Myślę,
że znajdą ją bez problemu. Nie wyjdą z budynku z powodu upału,
dlatego zaczną przeszukiwać jego wnętrze i znajdą łazienki –
powiedziała cichym głosem Hiena. Ponieważ była siostrą jednego
z wymienionych, wszyscy postanowili się jej posłuchać. Zresztą po
uciążliwym marszu nikomu nie chciało się szukać gniewnego
Szakala, ani groźnego Nosorożca.
Po
chwili wszyscy padli na posłania i natychmiast pozasypiali. Mając
na względzie dobro ogólne, na wypadek gdyby wrócił Szakal,
kobiety zajęły oddzielne legowisko. W upalne popołudnie przy
akompaniamencie ptaków po raz pierwszy stado zasnęło na wolności.
Jednak nie wszyscy ze stada spali. Nie spał Szakal zmywający krew z twarzy w jednej z zerdzewiałych umywalek. Nie spał Nosorożec, w samotności opłakujący przyjaciela. Nie spała też Łania. Odebrawszy swoją porcję wody, cicho wymknęła się z pokoju i skryła w cieniu. Czuła, że powieki ciążą jej coraz bardziej, ale nie odważyłaby się spać w jednym legowisku ze wszystkimi. Domyślała się, że jest obca i niepotrzebna , w czym upewniły ją obwinienia Szakala.
Dziewczyna
weszła na trzecie piętro i opadła na szeroki parapet. Okno
ustawione po
przeciwnej stronie, więc słońce nie było uciążliwe.
Łania podziwiała widok, wdychała ciepłe powietrze i napawała się
świergotem ptaków. Wszystko na zewnątrz
emanowało swoją
wspaniałością, tak jak to obiecywały książki. Dziewczyna
poczuła, że po policzku spływają jej wilgotne stróżki . Łzy
szczęścia pomyślała, ale po chwili zrozumiała, że to nie do
końca tak. „Nawet na misję przywlokłeś swoją szmatę” tak powiedział Szakal. Tak myśleli wszyscy. Tak przedstawił to
Tukan, chociaż w mniej drastyczny sposób. Dla nich wyjście z
centrum to była niebezpieczna misja. Dla niej jedyna szansa
ucieczki. Jeśli przez to ma być uważana za czyjąś szmatę, może
zapłacić taką cenę.
Dziewczyna
uznała, że powinna się poczuć lepiej, ale tak się nie stało.
Gula pośrodku jej piersi rosła coraz bardziej, a łzy ciekły
coraz szybciej .
A
co jeśli Tukan oczekuje od niej czegoś w zamian za jego małe
kłamstwo?
A
może nie chce, by to było kłamstwem?
Popatrzyła
z przerażeniem na ręce i ku uldze nie zobaczyła na nich krwi.
Sięgnęła za pas i wyciągnęła zawinięty w zielony materiał
nóż. Na nim również nie było krwi. Zdążyła go wtedy umyć,
ale nie miała czasu, by odnieść go na miejsce. Teraz na zawsze
pozostanie przy niej. Nie pozwoli jej zapomnieć pierwszego
morderstwa. Dziewczyna chciała cisnąć nóż przez okno, ale tego
nie zrobiła. Tukan, chociaż bardzo miły, zostanie zabity, jeśli
zechce czegoś od niej. Już była
morderczynią, więc to nie sprawi różnicy.
I
wtedy Łania rozpłakała się naprawdę. Nie chciała nikogo
obudzić, więc zagryzała rękę. Jej przytłumione wycie i tak
słychać było dość
głośno, ale nie zwróciło niczyjej uwagi. Wszyscy, włączając
Nosorożca i Szakala, spali kamiennym snem. Po chwili usnęła i
Łania.
~~
Kabanos
biegł. Ta kobieta, z rozerwanym uchem i pokrytą bliznami twarzą,
goniła go po całym centrum. Dopadła go znów w tym samym miejscu,
co poprzednio. Jednym kopnięciem w mostek powaliła na podłogę i
siadła na nim okrakiem. Kabanos zasłonił twarz rękoma, oczekując
uderzenia, które nie nadeszło. Wtedy dziewczyna go cmoknęła w
usta. On odwzajemnił
pocałunek i zanurzył rękę w jej krótkich,
szorstkich
włosy . Ona była taka gorąca, że aż parzyła skórę.
Wszędzie, gdzie go dotykała, zostawiała piekące ślady. Kabanos
zauważył, że jej ręce są czerwone od krwi, którą rozmazywała
po ciele. To jego krew.
Kabanos
obudził się nagle zalany potem. Obok niego leżał brat i spał w
najlepsze. Dookoła nie było
nikogo oprócz nich.
Chłopak
niezdarnie wstał. Nadal czuł na policzkach ciepło jej pocałunków
i własnej krwi. Musiał się przewietrzyć.
Chodzenie
po centrum samopas było bardzo niebezpieczne, ale po ostatniej
rzezi głód śmierci powinien być zaspokojony przynajmniej
częściowo.
Sam
tego nie zauważając, chłopak znalazł się w miejscu, gdzie nie
tak dawno odbyła się walka , już teraz nazywana przez wszystkich
Wielką Bitwą pod Wentylacją. Ludzie chyba po prostu lubili
Wielkie słowa.
Chłopak
popatrzył na wyłamaną kratę. Chociaż stada tak bardzo pragnęły
zapobiec ucieczce na zewnątrz, że nie szczędziły swojej i cudzej
krwi, to po zakończeniu potyczki jakoś nikt nie kwapił się, by
wyjść na zewnątrz i ścigać uciekinierów. Byli uznani za
zmarłych. Nawet gdyby udało im się wrócić do centrum, zostaliby
tutaj zabici.
Kabanos
odetchnął z ulgą, po czym usiadł pod ścianą, ogarnęło go
zmęczenie. Już nigdy nie zobaczy dziewczyny z przenikliwie
niebieskimi oczami.
Ocucił
go głośny łomot, który
wydała sterta desek zwalonych na podłogę. Kabanos ze zdziwieniem
zwrócił głowę w kierunku hałasu. Przed nim, równo na środku
pokoju, stała wątła postać z rękami opartymi na biodrach. Nawet
z odległości kilku metrów chłopak wyczuwał smród niemytego
miesiącami ciała. Nie żeby ludzie w jego stadzie myli się
codziennie, ale konieczność polowania i patroszenia zwłok rodziła
potrzebę zmywania krwi i okazyjnie potu i pyłu.
Natomiast
stojąca przed nim chuderlawa osoba nie miała chyba za bardzo
styczności z wodą.
–
Na co czekasz, tłuściochu? – Zaśpiewała postać
do Kabanosa. Tak, zaśpiewała bezzębnym, starym, ale wesołym i
niezmiernie irytującym głosem. – Bierz w ręce tamten gruz i
przenoś go tutaj.
Kabanos
uświadomił sobie trzy zaskakujące rzeczy jednocześnie. Staruch
zwracał się do niego. Kamienie, które miał przenieść, były
cięższe, niż przypuszczał. I najważniejsze – wykonywał
polecenia jakiegoś nieznanego
wariata. Tak, jakby znajomość jakiegoś wariata
usprawiedliwiała wykonywanie jego żądań.
Pomimo
wszystkich tych błyskotliwych spostrzeżeń, Kabanos posłusznie
przeniósł to, co mu wskazano.
Starzec,
któremu chłopak mógł się teraz przyjrzeć, był
okropnie chudy. Pomiędzy jego żebrami tworzyły się
głębokie na pół palca wyrwy. Brzuch już dawno ukrył się pod
klatka piersiową, a ręce i nogi wyglądały jak obciągnięte skórą
kości.
Kabanos,
będąc z natury osobą dość obszernej budowy i żyjąc w stadzie,
gdzie głód raczej rzadko zaglądał w oczy na dłuższy czas, nie
mógł zrozumieć, jak tak chudy człowiek mógł w ogóle chodzić.
– No
i co stoisz, baranie – oznajmił wesołym głosem starzec,
przypominając o swojej obecności. Potem jakby zamyślił się na
chwilę i dodał: – Baran? To twoje imię, tak?
– Nie,
mam na imię Kabanos – odpowiedział zdziwiony Kabanos, ale starzec
nie przyjął tego do wiadomości.
– Dobrze,
Baranie, stań tu – polecił, wskazując szczyt dziwnej konstrukcji
z desek i kamieni.
Kabanos
posłusznie wypełnił polecenie i skrzywił się, jak starzec wpełzł
mu na plecy. Chłopak z trudem powstrzymywał się, by go nie
zrzucić. Nie chodziło o nazywanie go baranem. Starzec miał na
sobie jedynie coś w rodzaju majtek – czyli kawałka materiału
okręconego wokół bioder. Właśnie z tego jedynego elementu
ubrania dochodził najgorszy smród.
Nagle
Kabanos zauważył, że nie czuł na sobie ciężaru wariata.
Chłopak tak skoncentrował się na nie zwróceniu swojej kolacji, że
nie zauważył, jak nieznajomy zniknął. Już odwrócił się, by
zejść z powrotem na ziemię, kiedy z góry dotknęła go czyjaś
ręka.
– Gdzie
leziesz, Baranie? – ryknęła uśmiechnięta od ucha do ucha twarz
starca wystająca z otworu wentylacyjnego. – Szybko, właź tutaj.
Kabanos
bez namysłu chwycił się krawędzi i z niemałym trudem znalazł
się w środku.
~~
Łania
obudziła się o wschodzie słońca. Różowe promyki padały
jej prosto w oczy. Niechętnie wstała i chwiejnym krokiem zeszła na
dół. W wygodnych legowiskach wszyscy nadal spali. Puma z głową na
brzuchu Wilczycy, Kia obejmująca Lwicę, Hiena wtulona w
Żmiję, faceci w ogóle spali jak jedna wielka bezwładna masa, tak,
że nie wiadomo było,
gdzie znajdowały się czyje kończyny. Łania poczuła, jak jej
burczało w brzuchu. Znalazła czyjś plecak i nie pytając się o
zgodę, wyjęła płat zimnego, smażonego mięsa. Pochłonęła go
prawie nie gryząc, wzięła następny kawałek i odłożyła plecak
dokładnie w to samo miejsce. Nie była pewna, czy
zjadanie
zapasów, było dozwolone. Potem poszła do łazienki, napiła
się i umyła twarz. Za oknami robiło
się coraz jaśniej.
Dziewczyna
wyszła na zewnątrz. Ptaki powoli budziły się do życia, a ich kakofonia zagłuszała szum lasu.
Łania
usiadła na schodach i ukryła się w cieniu. Siedziała dość
długo, myśląc o tym, że w takich chwilach bohaterki książek
zwykły pijać kakao, które podobno było bardzo dobre.
Obok
niej szybkim krokiem przeszedł Szakal, ku zdziwieniu i uldze Łani
nie zauważył jej. Po prostu podbiegł do najbliższego drzewa,
oparł się o nie i zwymiotował. Potem opadł na podłoże w
niebezpiecznej odległości od kałuży.
Łania
nawet z odległości kilku metrów i przy nikłym oświetleniu
dostrzegała szkarłatny odcień. Do jej nozdrzy docierał zapach
kwasu, powszechny przy takich przypadkach, ale miał nietypowy
dodatek. Metaliczną woń, mówiącą jednoznacznie, że Szakal
rzygał krwią.
Dziewczyna
przez chwilę zastanawiała się, czy biec po pomoc, ale ostatecznie
uznała, że nie chciałaby zwracać na siebie uwagi, a skoro chłopak
już zwymiotował, to pewnie było mu lżej.
Łania
pomyślała czy wymiotny atak mógł być wywołany ciosem Tukana.
Chociaż Tukan uderzył go w twarz, więc to mało prawdopodobne.
Wtedy
Szakal znów zaczął wymiotować, a raczej tylko próbował, stojąc
na klęczkach i plując gęstą, czerwoną cieczą. Wydawało się,
że nie mógł oddychać i być może tak było, bo po chwili opadł
bezwładnie twarzą prosto w grudę wymiocin.
Łania
podbiegła do niego, pokonując wewnętrzny opór, i potrząsnęła
go za ramię. Po chwili puściła i przyjrzała się odkrytemu
skrawku skóry chłopka , po czym zaczęła wrzeszczeć, nie
przejmując się już nikim i niczym. Przenikliwym piskiem starała
się zawołać po pomoc i usunąć z głowy to, co
zobaczyła.
Ramię
i całe ciało Szakala było pokryte
małymi, odrażającymi, wypukłymi, czerwonymi plamkami, które
niczym wysypka zajmowały
każdy centymetr skóry.
Wiem, wiem, rozdziały miały być co dwa tygodnie, a są co miesiąc. No cóż może następny będzie szybciej? To zależy od Bagheery, ale nie liczyłabym na to, że pojawi się przed Świętami Wielkanocnymi. Mamy już 8000 wyświetleń!
To cieszy oko, chociaż mogło by być więcej. Jak widzicie mamy nowy szablon, który jak to określa moja współautorka "walipogałach" Miejmy jednak nadzieję, że to przyciągnie uwagę czytelników.
Z ważnych informacji to mamy teraz na blogu betę - Deggausser, którą można znaleźć TUTAJ i TUTAJ. Będziemy też w najbliższym czasie edytowały początkowe notki, żeby wyeliminować błędy, które wytknęła nam Niofomune. Nie przyniosą one zbyt wielkich zmian do fabuły, więc jeśli ktoś nie ma ochoty ponownie tego czytać to nie ma potrzeby.
Teraz czas na tradycjonalne prośby o komentarze, więc jeśli czytacie 100 lat po centrum handlowym to komentujcie! A jak ktoś chciałby powiedzieć o tym blogu znajomy, to na pewno go nie zjemy,
A tak pewnie zauważyliście. Mamy pierwszego funarta od Miry. Bagheera była wniebowzięta, więc dla Miry szczególne pozdrowienia i dedykacja rozdziału!
Weźcie przykład z Miry, narysujcie coś i wyślijcie na adres mój (litlit@op.pl) lub Bagheery (chomiczynka6@o2.pl).
Dodatkowo mamy 172 komentarze, do dwusetki niby daleko, ale pod każdym kolejnym postem, jest coraz więcej komentarzy, więc uznałam, że od razu ogłoszę. Autor 200-ego komentarza może wysłać na powyżej wymienione e-maile pytanie dotyczące tego bloga.
Albo co mi tam! Dwa pytania!
Zawsze
Wasza
Litka