Ciemność. Nieprzenikniona i głęboka. Oplatała te wszystkie
okropne wspomnienia i sprawiała, że choć na chwilę można było wyobrazić sobie,
że to wszystko się nie zdarzyło. I wtedy rozbłysło światło ponownie nawołując
wszystkich, aby powrócili do rzeczywistości, stanęli zimni niczym stal i
spojrzeli jej prosto w twarz. Znów rozległ się hałas przypominający nieco
grzmoty oddalającej się burzy. Krzyki, błagania o pomoc, jęki rannych. Świstak
rozejrzał się wokół. Widok był niecodzienny, bo oto członkowie jego stada stali
ramię przy ramieniu z łowcami z Wielkiego Stada. Pod zniszczoną kolumną Kura
poiła jakiegoś obcego, ciężko rannego mężczyznę, a parę metrów dalej Jaguar na
spółkę z barczystą kobietą z wrogiego stada nieśli ciało martwego Goryla. Tak jakby
w tej jednej chwili nie liczyło się pochodzenie. Wszyscy skupiali się na pomocy
ofiarom i zupełnie nie zwracali uwagi na to, z którego są stada. Bitwa, która
zabrała ze sobą dziesiątki ofiar zjednoczyła oba plemiona. Ale czy musiało
dojść do tak wielkiego rozlewu krwi? Świstak przez chwilę pomyślał, że to w
pewnym sensie jego wina, może był trochę za surowy dla bliźniaczek? Może to, że
od tego wypadku pod sklepem z zabawkami był zwykle w stosunku do nich oschły i
zimny do tego doprowadziło? Albo gdyby po ogłoszeniu ich przywódczyniami
przestał zgrywać poddanego i odsłonił oblicze prawdziwego, troskliwego ojca?
Przecież to nadal jeszcze dzieci. Głupie dzieci.
- Okropny widok, prawda?
Świstak odwrócił się, żeby spotkać się twarzą w twarz z
barczystym mężczyzną o krótkich, nierówno ściętych włosach, które pomimo
młodego wieku miały siwy odcień. Starzec skinął głową w odpowiedzi na jego
pytanie. Nie mógł z znikąd przypomnieć sobie jego twarzy, więc prawdopodobnie
nigdy go nawet nie widział.
- Co teraz zamierzasz z nami zrobić? – kontynuował tamten
przyklękając na jedno kolano i pochylając nisko głowę tak jakby bał mu się
spojrzeć w oczy – był to gest pomiędzy przywódcami symbolizujący podległość i
całkowite oddanie się jednego stada drugiemu. - Jesteśmy gotowi na wszystko…
Świstak wpatrywał się w niego jak zahipnotyzowany. Drżącymi
rękoma złapał za ramiona mężczyzny i, tak jak nakazywała tradycja, podniósł go
z klęczek. Czekał na tę chwilę od tylu lat, wiele razy nawet nawiedzała go ona
w snach. Zdominowanie Wielkiego Stada. Nie, nie, nie… zniszczenie Wielkiego
Stada! Zniszczenie w drobny mak! Zrównanie z ziemią! Tak, to brzmiało już o wiele lepiej. Ale…
dlaczego nie czuł tej dumy, potęgi i siły? Teraz był już największym przywódcą
w całym centrum. Wyobrażał to sobie jednak zupełnie inaczej. Starzec przygryzł
lekko suchą wargę i spojrzał w szare oczy wroga. Ten chłopak ledwo odrósł od
ziemi, był jeszcze taki młody, ale mimo to odważnie wpatrywał się w jego twarz.
Ciało przywódcy wielkiego Stada pokryła gęsia skórka, sine usta zacisnęły się w
wąską kreskę, a klatka piersiowa poruszała się szybko, lecz miarowo.
- Jesteście wolni. – wychrypiał Świstak i powoli odwrócił
się, aby pokuśtykać na swoje piętro i przeliczyć straty. Nie odwrócił się ani
razu. Nagle usłyszał za sobą szybkie kroki, czyjąś zimną dłoń na ramieniu, a
potem głos tego z kim rywalizował przez te wszystkie lata, chociaż nawet nie
znał jego imienia.
- Dziękuję.
~~
W powietrzu unosiły się tumany kurzu i pyłu. Jakiś chłopak
przedzierał się przez gruz potrącając co chwila ludzi. Zachowywał się tak jakby
kogoś szukał.
- Kabanos! – wołał co chwilę przetrząsając kolejne
zakamarki, zaglądając do sklepów i penetrując schody
Nagle dostrzegł jakąś skuloną postać pod jednym ze sklepów.
Zaczął biec truchtem w tamtą stronę. Osoba uniosła głowę ukazując pulchną,
męską twarz otoczoną gęstwiną kręconych,
brązowych włosów. Chłopak na ten widok przyspieszył tempa.
- Kabanos! –wrzasnął uradowany i rzucił się na podłogę obok
mężczyzny – Bogom niech będą dzięki! Już myślałem, że cię zabili!
- Majonez… - wyszeptał tamten łkając – Odejdź, proszę…
- Ale… nie mogę odejść. – odparł Majonez trochę zdziwiony –
Jestem twoim bratem. Zawsze mieliśmy być razem, pamiętasz?
Kabanos nie odpowiedział, więc chłopak złapał go za ubranie
i potrząsnął.
- Pamiętasz?! – chłopak uniósł trochę głos, ale natychmiast
się opanował – Proszę, powiedź, że pamiętasz.
Jego brat kiwnął lekko głową, po czym znów się skulił. Łzy
srebrnymi strugami spływały na brudną posadzkę. Majonez nigdy nie widział
swojego brata w takim stanie. Nie miał pojęcia co robić, więc tylko pogładził
go lekko po plecach. Kabanos rozluźnił się trochę i wyciągnął przed siebie
drżące ręce zaciśnięte na jakimś przedmiocie.
- Co to jest? – spytał zdezorientowany Majonez odginając
jego palce – Czy to… śrubokręt?
Tak. Był to najzwyklejszy w świecie śrubokręt z gumową
rączką, ale nikt poza Kabanosem nie wiedział, że jeszcze parę godzin temu
wysoka, blondwłosa kobieta zamierzała z zimnym sercem wbić mu go w gardło.
Nieszczęsny mężczyzna stał w obliczu śmierci. Był tak blisko. Wystarczył tylko
jeden ruch i byłoby po nim. Doskonale pamiętał lodowate spojrzenie błękitnych
oczu na sobie, był tylko nic nie znaczącą ofiarą, której należało jak
najszybciej się pozbyć. Może chybi? A może jednak się nad nim zlituje? Uratował
go jedynie krzyk tej małej rudowłosej dziewczynki, która była jedną z
uciekinierek. Jak w zwolnionym tempie widział niepewny wzrok tajemniczej
blondynki i jej znikającą na polu bitwy sylwetkę, a potem jeszcze brzęk
upuszczanego śrubokrętu.
- Chodź. – powiedział Majonez spokojnym głosem, co było u
niego rzadko spotykane – Zaprowadzę cię do domu.
~~
Wilczyca na dźwięk głosu Skorpiona zaczęła iść szybciej.
Oczywiście na tyle ile pozwalał jej czołgający się powoli ranny Tuńczyk.
Paręnaście metrów dalej widniał prostokąt światła, a dziewczyna z całej duszy
pragnęła wydostać się z wilgotnego, zimnego tunelu złożonego z monotonnych,
metalowych płyt.
- Uważaj na dziurę. – usłyszała stłumiony głos Tuńczyka
- Aha, jasne. – odpowiedziała mu nadal prąc przed siebie
Po chwili dopiero dotarł do niej sens tych słów. Dziurę? Ale
jaką…
- Aaaaaaaaaaaaaaa! – wrzasnęła, kiedy straciła grunt pod
nogami i runęła w ciemny odłam tunelu prowadzący w dół. Nagle poczuła, że ktoś w
ostatniej chwili złapał ją za rękę. Spojrzała w górę, nadal przerażona tym, że
jeszcze parę sekund temu mogła umrzeć i ujrzała swoją siostrę. Z jej oczu
płynęły łzy malując na pokrytych kurzem policzkach najróżniejsze wzory. Tam na
dole, w centrum… musiało się coś stać. Powiem
ci później – mówił wzrok Pumy.
- Mówiłem, żebyś uważała. – naprzeciwko bliźniaczki pojawiła
się ciemna sylwetka Tuńczyka. Oboje wyciągnęli Wilczycę z tunelu i pokonali
ostatnie parę metrów dzielących ich od wyjścia.
- I jak? – krzyknął Nosorożec do Skorpiona, który zdążył w
tym czasie wyjść już na zewnątrz – Jest jakieś zejście?
Niepokojąca chwila milczenia.
- Tak! – dało się słyszeć odpowiedź – Musicie wejść tam, a
potem zejść kawałek po tych wystających belkach. Dalej jest jakaś rynna, ale
nie wiem czy jest wystarczająco stabilna!
Nosorożec wziął Kruka na ramiona i po chwili już go nie
było. Wszyscy po kolei opuszczali tunel wentylacyjny i schodzili na dół.
Wilczyca osłoniła dłonią oczy przed rażącym światłem. Od razu zwróciła uwagę na
jego kolor. Nie było żółte i mdłe jak w centrum, lecz złociste i… ciepłe.
- Braciszku, boję się… - zwróciła się Hiena do Szakala,
który pomagał pozostałym schodzić na ziemię. Dziewczynka była roztrzęsiona, co
chwilę przenosiła wzrok z brata na resztę członków stada tak, jakby nie mogła
na nikim skupić wzroku. Drżała.
- Wszystko będzie dobrze. – Szakal pogładził ją po twarzy –
Nic się nikomu nie stanie. Ale obiecaj, że nie będziesz się bać?
- Obiecuję. – odpowiedziała dzielnie przełykając cicho ślinę
- Mają tutaj całkiem niezła lampę. – stwierdził Tukan mrużąc
oczy
Wilczyca podążyła za jego wzrokiem i oniemiała z wrażenia.
Kiedy wychodziła z wentylacji nawet nie zwróciła na to uwagi, ale teraz nie
mogła odwrócić oczu od tego widoku. Przed nimi rozciągała się plątanina najróżniejszych roślin. Niektóre miały duże,
rozłożyste liście, inne ograniczyły się tylko do wystających, zielonych
przypominających kikuty łodyg. To wszystko przypominało obrazek z jednej z jej
ulubionych książek - ,,Księgi dżungli”. No, może nie licząc wyrastających z
roślinnego chaosu budynków, a raczej ich ruin, które zdawały się toczyć walkę –
natura kontra cywilizacja. Jednak natura zdecydowanie wygrywała w tym starciu.
Wilczyca uniosła wzrok na ognistą, pomarańczową kulę wypełzającą leniwie znad
tego wszystkiego. Okna wieżowców migotały odbijając jej światło, a dźwięki
podobne do tych ze sklepu zoologicznego, jednak o wiele głośniejsze rozbrzmiewały
dookoła.
- To nie lampa. – wyszeptała Puma, której również zaparło
dech w piersiach – To Słońce. Najprawdziwsze Słońce… a to oznacza, że udało nam
się tu dotrzeć akurat na Dzień.
- Ten jest wiele
piękniejszy od tego w centrum. – stwierdziła
Żmija rozglądając się dookoła z niedowierzaniem – Kto ma nad nim władzę?
- Nie wiem. Może… bogowie?
Hiena tuliła się do swojego brata kurczowo trzymając go za
rękę, przygryzła lekko wargę i po chwili wahania w końcu się odezwała.
- Co to jest? Tam daleko. – wskazała ręką w dal – Tam, gdzie
łączy się ziemia z niebem. Czy dalej nic już nie ma?
- To horyzont. – wyjaśniła Wilczyca – Dalej pewnie też jest
to samo co tu.
- A co właściwie jest tu?
- To pewnie… - zaczęła Puma wymieniając spojrzenia ze swoją
siostrą – park miejski. Tak, to na pewno park. Więc jak pójdziemy dalej, za
horyzont, to pewnie dojdziemy do miasta, a tam znajdziemy lekarza.
- I nowy dom. – wtrąciła Kia
Hiena zmarszczyła lekko brwi tak jakby nad czymś się głęboko
zastanawiała. Dopiero po chwili Wilczyca spostrzegła, że tak naprawdę przygląda
się małemu owadowi, który przysiadł na liściu kilka stóp od nich. Stworzenie co
chwilę składało się na pół, a potem rozkładało ukazując misternie ozdobione…
ciało?
- A to co? – dziewczynka wskazała na owada, a bliźniaczka
zdziwiła się, że zadaje tak dużo pytań… że w ogóle je zadaje. Jednak
zaskoczenie szybko ustąpiło miejsca uldze. Hiena zawsze była cicha i
zachowywała się bardzo dojrzale jak na swój wiek. Czasem wydawało się, że pod
tą dziecięcą powłoką kryje się dorosła dusza z niewiadomych powodów zamknięta w
tym ciele. Teraz zaczęła wydawać się bardziej ludzka i mniej tajemnicza.
- To motyl. Nie zrobi ci krzywdy.
Hiena dotknęła małego stworzenia, które natychmiast
poderwało się w powietrze i odleciało. Dziewczynka ze śmiechem odwróciła głowę
w stronę Wilczycy, a jej włosy wyglądały tak jakby płonęły. Była szczęśliwa.
- A to?
- To ptak, ale jego raczej nie dotkniesz, bo zaraz odleci.
- A tamto?
- To… co to jest, Pumo?
- Nie wiem. To jakaś dziwna roślina, nigdy o niej nie
czytałam. Lepiej jej nie doty…
- Ała! Nie zauważyłam, że ma kolce!
- Mówiłam, żeby nie dotykać.
Tego dnia w ,,parku miejskim” po raz pierwszy od wielu lat
rozbrzmiał śmiech. Ludzki śmiech. Zwiastun szczęścia. Zwierzęta przystawały w
lesie, a by posłuchać tego osobliwego dźwięku. Niektóre natychmiast uciekały w
popłochu, ale te odważniejsze podążały sobie tylko znanymi ścieżkami w stronę,
z której dochodził, aby zaspokoić wrodzoną ciekawość. Kiedy tak, skryte w
cieniu krzewów wychylały głowy, widziały grupkę stworzeń zbiegających na dwóch
nogach z pokrytego trawą pagórka. Ale najdziwniejsze było to, że… wszystko było
dla nich powodem do radości. Czy to wąchanie kwiatów, czy też obserwowanie
chmur. Gdyby zwierzęta umiały spoglądać z niedowierzaniem i kręcić głowami, na
pewno by to zrobiły.
- Czekajcie! – krzyknął wysoki, muskularny chłopak o
niemalże czarnej skórze – Gdzie jest Goryl?
Wszyscy się zatrzymali. Chłopak przeniósł wzrok na dwie
wyglądające niemal identycznie dziewczyny. Nastąpiła długa chwila milczenia. Ta
po prawej, z warkoczem spływającym na ramię podeszła do niego.
- Nosorożec, ja… chciałam mu pomóc… - jąkała się, a z jej
oczu zaczęły skapywać na ziemię kropelki wody - …ale… nic nie mogłam zrobić…
On… nas uratował…
Lwica by Cammie |
Przepraszam za tak duże opóźnienie w pisaniu :/, ale ostatnio mamy sporo nauki, a poza tym przez dwa tygodnie byłam chora. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe i spodoba wam się rozdział, mimo że wydaje mi się, że go schrzaniłam. No cóż, przynajmniej rysunek fajny :). Przypominam o komentarzach, opiniach, ankiecie o bohaterach i o wysyłaniu rysunków (dlaczego nikt nie chce wysłać? D: uwielbiam oglądać czyjeś rysunki). Nie wiem kiedy będzie następny rozdział. Pewnie też za miesiąc, bo Litka będzie chciała się na mnie zemścić (zawsze czekam z niecierpliwością na jej rozdziały, tak jak wy :D). Mam również pewne ostrzeżenia, a mianowicie przed niezwiązanymi ze ,,100 lat po centrum handlowym" postami, które czasami się tu pojawiają. Nie martwcie się, to tylko fragmenty naszych innych książek bądź opowiadań, którymi wymieniamy się na bloggerze z Litką, a które nie raz niechcący się publikują. Takim przykładem ostatnio było opowiadanie ,,Porcelanowa lalka" autorstwa Litki. Zalecam je ignorować i najlepiej w ogóle nie czytać. Z ogłoszeń to jak widzicie mamy nowy szablon z okazji wyjścia Pumy, Wilczycy i reszty z centrum ;D oraz ponad 7300 wyświetleń i aż 14 obserwatorów (jak zawsze zwykłam w takich chwilach mówić ,,Jeszcze tylko 986 obserwatorów, żeby ktoś nas zauważył")!!!
I tak tylko przypominam
CZYTAM=KOMENTUJE
CZYTAM=KOMENTUJE
Bagheera
Witajcie.
OdpowiedzUsuńNo miał być wcześniej (dostałam to w wiadomości na maila). I tak sobie czekam, czekam... I cisza! A tu niespodzianka! Jest!
Od razu zacznę od czegoś bardzo ważnego - akapity. Sama kiedyś ich nie robiłam, ale po zwróceniu mi uwagi wzięłam się za nie. Nie chodzi o to, że mam taki kaprys. Dzięki nim tekst jest przejrzysty i takie tam. ;)
A teraz rozdział. Czy mi się wydaje, ale przypadkiem nie dodałaś dwa razy tego samego? Masz powtórzenie znalezienia Kabanosa i tego wyjścia na zewnątrz. Może jednak mam zwidy i mi się to wyobraża. Chyba odstawię te cukierki miętowe...
Ciekawi mnie, co będzie dalej po wyjściu z centrum handlowego... Tak więc czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam. :)
Masz rację, coś się pochrzaniło z opcją kopiowania, bo jak skopiowałam z Worda całość to wkleiło się tylko do opisu świata na zewnątrz :/ Ostatnio ciągle się coś psuje, ale już poprawiłam i jest normalnie. Dzięki, że napisałaś, bo pewnie bym nawet nie spojrzała :)
UsuńBagheera
A ja myślałam, że przesunęłam przez przypadek ekran albo coś. XD Chyba, że brałam to, co Abigail i również mam zwidy. :D
OdpowiedzUsuńW końcu doczekałam się rozdziału. Już myślałam, że zawiesiłyście bloga i nie wrócicie. Ale co ja marudzę? U mnie nowe rozdziały są równie rzadko.
W centrum niezłe zamieszanie. Stada połączone, może się trochę odmieni? Ciekawi mnie to równie mocno jak to, co znajduje się za horyzontem. Zwykłe miasto? Zniszczona cywilizacja? Zobaczymy. :D
Życzę weny i pozdrawiam.
O rzeczywiście jest coś powtórzone. jak czytałam to też coś mi się nie zgadzało, ale pomyślałam, że nie chcący przesunęłam kursor 0.0
OdpowiedzUsuńrozdziały rzeczywiście ostatnio coraz rzadziej, cóż poradzić. Egzaminy końcowe. =(. Ale nie martw się Mira na pewno nie zamierzamy zawiesić działalności z tak błahego powodu ^^
Z akapitami, rzeczywiście jest problem i brak odstępu bardzo mnie denerwuje, ale coś dziwnego na bloggerze się dzieje, że tan słynny tabulator nie działa. Jeśli wiecie jak to przezwyciężyć będziemy bardzo wdzięczne za wskazówki.
Pozdrawiam
Litka
Oryginalny Microsoft Word albo porady dziewczyn z internetu. Wystarczy wpisać w google frazę "jak zrobić akapity w bloggerze" i tam wyskoczą blogi, gdzie to jest wyjaśnione. ;)
Usuń*.*
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział. Opis światła, roślin - wszystko jest genialnie opisane.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać, co będzie dalej. ;))
Weny :D
Serio? O.o Mi się właśnie wydaje, że nie wyszło... W każdym razie dzięki ^^
UsuńBagheera
Dobrz, po kolei. Trafiłam tu bodajże z Baru Fantastyki, bo parę razy widziałam już zajawki waszego bloga i pomysł wyglądał oryginalnie, więc wreszcie wzięłam i przeczytałam. Treści nie było dużo i gdzieś tak od trzeciego czy czwartego rozdziału zaczęłam wypisywać uwagi, więc komentarz trochę potrwa. Będzie w kawałkach, bo 3,5 strony w Wordzie okno komentarzy nie przyjmuje.
OdpowiedzUsuńZ kwestii ogólnych – proszę was, róbcie akapity i justujcie tekst, wszystko od razu wygląda schludniej, a nie trzeba się specjalnie nad tym namęczyć. Instrukcję robienia akapitów jest w stanie znaleźć każdy, kto potrafi obsługiwać googla, to nie jest trudne.
I bardzo namawiam do znalezienia dobrej bety (pierwszy z brzegu link: http://betowanie.blogspot.com). Czytanie tekstu, w którym znikają kropki i pojawia się alternatywna interpunkcja może naprawdę zabrać wiele przyjemności, szczególnie, że wiele błędów jest takich, które same mogłybyście wyłapać, sprawdzając sobie nawzajem rozdziały i zapoznawszy się z regułami interpunkcji na stronie PWN-u.
Jak wspominałam, sama idea jest bardzo ciekawa, macie naprawdę duże pole do popisu na stworzenie fajnego tekstu postapo, ale szczególnie w pierwszych rozdziałach miałam wrażenie, że zaprzepaszczacie mnóstwo szans. Przede wszystkim sensowne opisy pojawiają się gdzieś po 13. rozdziale, wcześniej są tak skąpe, że praktycznie ich nie ma. To przeszkadza, bo opisy są BARDZO ważne – mogłybyście stworzyć naprawdę fajny klimat postapo, gdybyście rzeczywiście trochę siadły nad opisywaniem zniszczonego centrum. Natomiast w tekście wszystko dzieje się szybko i po łebkach, że mam wrażenie, jakbym czytała streszczenie.
No i bardzo z tym powiązane portrety psychologiczne bohaterów. W tego typu tekście macie przecież takie genialne możliwości przedstawienia skrzywienia ludzkiej psychiki w kryzysowych sytuacjach, możecie stworzyć naprawdę fajne portrety psychologiczne ludzi, którzy przez całe życie kisili się w zamkniętej społeczności i w przerażających warunkach walczyli o przetrwanie. No ale to by wymagało porządnego zastanowienia się nad psychiką, poczytania trochę w temacie (publicystyki i prozy). W tekście tymczasem psychika bohaterów jest potraktowana tak samo jak opisy – bardzo po łebkach i cokolwiek zaczyna się rozwijać dopiero pod koniec części pierwszej.
Teraz bardziej szczegółowo, kwestie, które mnie zastanowiły. Oczywiście nie wszystko, co wytknę jest błędem, czasami to po prostu sygnał, że nie zaznaczyłyście jakichś kwestii, bo wiadomo, że autor wie wszystko i czasami zapomni o czymś wspomnieć.
Kanibalizm. Nie wiem, jestem zdemoralizowanym barbarzyńskim biologiem i aż tak mnie ta kwestia nie rusza w literaturze, ale mam inny problem. Oczywiście zdajecie sobie sprawę, jakie są zagrożenia kanibalistycznej diety? Jeśli nie, to poczytajcie sobie o prionach i rezerwuarach pasożytów. Poza tym pojawił się problem chorób spowodowanych nieodpowiednią dietą mięsną u ludzi z parkingu – a skąd inni mieli np. warzywa, żeby zbilansować dietę? Jeśli nie, po stu latach ludzkość w centrum byłaby już złożona przez wszelkie awitaminozy.
W ogóle to ilu było ludzi na początku w centrum, skoro po stu latach i wybijaniu się nawzajem ktoś tam jeszcze został? Niestety, życie w ekosystemie heterotroficznym to duże wyzwanie do opisania, wymaga głębokiego przemyślenia i wyjaśnienia – tutaj tego nie ma i nie kupuję, że przy braku dostępności pokarmu z zewnątrz (światło słoneczne -> roślinki -> zwierzątka) oni byli w stanie przeżyć kilka pokoleń. Jak już przy ekosystemie jesteśmy, to dochodzi jeszcze absurd parkingowy. Parkingowi żywią się między innymi zwierzątkami ze sklepu zoologicznego, które, żeby przeżyć tyle czasu, musiały być przez ludzki karmione i rozmnażane. Wniosek jest taki, że ludzie karmiący zwierzęta są wyjątkowymi kretynami – przecież wiadomo, że przy przejściu na kolejny poziom troficzny ilość energii stale się zmniejsza. Ludziom przecież o wiele bardziej opłacałoby się jeść karmę zwierząt, nie byłoby wydatków energetycznych, jakie zwierzęta zużywają na funkcjonowanie. A ludzie przecież są już zamknięci od dziesięcioleci, powinni zauważyć, czym grozi przybywanie w ekosystemie heterotroficznym.
UsuńW ogóle kim są ludzie, którzy są ofiarami? Zgaduję, że to jakieś randomy, które nie są w żadnym stadzie. Czemu więc jeszcze jacyś zostali, przy takich polowaniach na nich? Ilość ofiar musi być zawsze dużo większa od ilości drapieżników, a jeśli stada są tak liczne, jak to pokazujesz, to przecież wyjedliby wszystkie ofiary natychmiast. Zresztą, czemu ofiary są ofiarami i się nie bronią, czemu łażą sobie spokojnie po centrum i dają się zjadać? Brak opisów i ekspozycji sprawiają, że to wszystko jest jednym wielkim absurdem i rozpada się, kiedy człowiek zaczyna analizować, jak to wszystko działa.
Mam duży problem ze stylem pisania – prawda, nieco poprawia się w późniejszych rozdziałach, ale na początku jest naprawdę słabo, szczególnie kolą w oczy krótkie, poszarpane zdania (prolog!) i bardzo nienaturalne dialogi. Denerwująca jest maniera, że co rusz kiedy bliźniaczki napadało Wielkie Stado, przywódca wykrzykiwał ksywki swoich podkomendnych, a narrator zaraz to podchwytywał jako dobry synonim. To bardzo słaby chwyt i przydałoby się nad tym popracować. (Zresztą, okrzyki w środku walki typu „cośtam, cośtam, Ketchup!” też wywołują raczej śmieszność – proszę was, kto w chwili napięcia i potyczki zwraca się tak do towarzyszy broni)?
Któraś z komentatorek twierdziła, że bliźniaczki zachowują się bardzo dorośle – przykro mi, nie. Siedmiolatka wychowywana w warunkach ciągłego zagrożenia życia wydaje okrzyk na widok kolorowego obrazka, co ściąga na nią przeciwniku – mój boru, nie! Tak samo cała ta scena z Świstakiem ratującym bliźniaczki: zdecydujcie się, jakie środowisko opisujecie, bo jeżeli twarde postapo, gdzie kanibalizm jest jedyną szansą przeżycia, to nikt nie pakowałby się w ręce wrogów, żeby ratować dwie dziewuchy, które widocznie są nieprzystosowane do życia, skoro for lolz wypuszczają się na terytorium wroga. To samo tyczy się Kruka – przecież chorowite dzieci byłyby eliminowane. No, chyba że stado jest tyranią i wodzowi oraz jego rodzinie wolno wszystko – ale wtedy to zaznaczcie, poza tym stoi to w sprzeczności z tym, jak łatwo Flaming zdetronizował Świstaka. W ogóle czemu Flaming został wodzem, skoro był taki zły? Rozszerzajcie argumenty, dodawajcie wyjaśnienia, bo inaczej wszystko będzie się trzymało na „bo tak!”. Śmierć Surykatki i Salamandry też przydałoby się jakoś szerzej opisać, bo póki co obraz życia społecznego stada jest traktowany bardzo po macoszemu i wygląda na strasznie nieprzemyślany.
Dziesięciolatki zostają przywódczyniami? No proszę was. Rozumiem, gdyby to wszystko było tylko pro forma i np. członkowie stada słuchali się dalej Świstaka, ale to trzeba zaznaczyć. Bo bliźniaczki niestety nie pokazały się od żadnej strony, która kazałaby je uważać za dobre przywódczynie – wręcz przeciwnie, znikają na całe dnie, pakują się w kłopoty i wyglądają na dzieci tragicznie nieprzystosowane, jak na życie w skrajnych warunkach. Jakim cudem nikt ich nie napadł w tym empiku, skoro tak się zaczytywały, że traciły kontakt z rzeczywistością?
W ogóle to ilu było ludzi na początku w centrum, skoro po stu latach i wybijaniu się nawzajem ktoś tam jeszcze został? Niestety, życie w ekosystemie heterotroficznym to duże wyzwanie do opisania, wymaga głębokiego przemyślenia i wyjaśnienia – tutaj tego nie ma i nie kupuję, że przy braku dostępności pokarmu z zewnątrz (światło słoneczne -> roślinki -> zwierzątka) oni byli w stanie przeżyć kilka pokoleń. Jak już przy ekosystemie jesteśmy, to dochodzi jeszcze absurd parkingowy. Parkingowi żywią się między innymi zwierzątkami ze sklepu zoologicznego, które, żeby przeżyć tyle czasu, musiały być przez ludzki karmione i rozmnażane. Wniosek jest taki, że ludzie karmiący zwierzęta są wyjątkowymi kretynami – przecież wiadomo, że przy przejściu na kolejny poziom troficzny ilość energii stale się zmniejsza. Ludziom przecież o wiele bardziej opłacałoby się jeść karmę zwierząt, nie byłoby wydatków energetycznych, jakie zwierzęta zużywają na funkcjonowanie. A ludzie przecież są już zamknięci od dziesięcioleci, powinni zauważyć, czym grozi przybywanie w ekosystemie heterotroficznym.
UsuńW ogóle kim są ludzie, którzy są ofiarami? Zgaduję, że to jakieś randomy, które nie są w żadnym stadzie. Czemu więc jeszcze jacyś zostali, przy takich polowaniach na nich? Ilość ofiar musi być zawsze dużo większa od ilości drapieżników, a jeśli stada są tak liczne, jak to pokazujesz, to przecież wyjedliby wszystkie ofiary natychmiast. Zresztą, czemu ofiary są ofiarami i się nie bronią, czemu łażą sobie spokojnie po centrum i dają się zjadać? Brak opisów i ekspozycji sprawiają, że to wszystko jest jednym wielkim absurdem i rozpada się, kiedy człowiek zaczyna analizować, jak to wszystko działa.
Mam duży problem ze stylem pisania – prawda, nieco poprawia się w późniejszych rozdziałach, ale na początku jest naprawdę słabo, szczególnie kolą w oczy krótkie, poszarpane zdania (prolog!) i bardzo nienaturalne dialogi. Denerwująca jest maniera, że co rusz kiedy bliźniaczki napadało Wielkie Stado, przywódca wykrzykiwał ksywki swoich podkomendnych, a narrator zaraz to podchwytywał jako dobry synonim. To bardzo słaby chwyt i przydałoby się nad tym popracować. (Zresztą, okrzyki w środku walki typu „cośtam, cośtam, Ketchup!” też wywołują raczej śmieszność – proszę was, kto w chwili napięcia i potyczki zwraca się tak do towarzyszy broni)?
Któraś z komentatorek twierdziła, że bliźniaczki zachowują się bardzo dorośle – przykro mi, nie. Siedmiolatka wychowywana w warunkach ciągłego zagrożenia życia wydaje okrzyk na widok kolorowego obrazka, co ściąga na nią przeciwniku – mój boru, nie! Tak samo cała ta scena z Świstakiem ratującym bliźniaczki: zdecydujcie się, jakie środowisko opisujecie, bo jeżeli twarde postapo, gdzie kanibalizm jest jedyną szansą przeżycia, to nikt nie pakowałby się w ręce wrogów, żeby ratować dwie dziewuchy, które widocznie są nieprzystosowane do życia, skoro for lolz wypuszczają się na terytorium wroga. To samo tyczy się Kruka – przecież chorowite dzieci byłyby eliminowane. No, chyba że stado jest tyranią i wodzowi oraz jego rodzinie wolno wszystko – ale wtedy to zaznaczcie, poza tym stoi to w sprzeczności z tym, jak łatwo Flaming zdetronizował Świstaka. W ogóle czemu Flaming został wodzem, skoro był taki zły? Rozszerzajcie argumenty, dodawajcie wyjaśnienia, bo inaczej wszystko będzie się trzymało na „bo tak!”. Śmierć Surykatki i Salamandry też przydałoby się jakoś szerzej opisać, bo póki co obraz życia społecznego stada jest traktowany bardzo po macoszemu i wygląda na strasznie nieprzemyślany.
Dziesięciolatki zostają przywódczyniami? No proszę was. Rozumiem, gdyby to wszystko było tylko pro forma i np. członkowie stada słuchali się dalej Świstaka, ale to trzeba zaznaczyć. Bo bliźniaczki niestety nie pokazały się od żadnej strony, która kazałaby je uważać za dobre przywódczynie – wręcz przeciwnie, znikają na całe dnie, pakują się w kłopoty i wyglądają na dzieci tragicznie nieprzystosowane, jak na życie w skrajnych warunkach. Jakim cudem nikt ich nie napadł w tym empiku, skoro tak się zaczytywały, że traciły kontakt z rzeczywistością?
Wyjaśnienie o jedenastym piętrze wydaje się ok. i rozumiem, dlaczego Świstak to ukrywał, ale naprawdę nikt poza Pumą nie zauważył, że ktoś im podkrada jedzenie? Poza tym czemu nikt nie sprawdził jedenastego piętra ze zwyczajnych względów bezpieczeństwa, czy chociażby ciekawości? W ogóle oni na tym piętrze mają taką sielankę, ale chcecie powiedzieć, że przeżyli sto lat na samych zapasach, jakie tam były wcześniej i ewentualnie podkradając mięso? A przecież nie mogli podkradać dużo, ktoś by się już dawno skapnął, gdyby znikały zapasy do wyżywienia kilkudziesięciu osób. A jeśli nie od początku, to skąd oni tam się w ogóle wzięli? Nie da się najeść słodyczami do sytości (bo to były m&m, nie?), prędzej człowieka zemdli. Czemu Małe Stado tak lekkomyślnie podchodzi do kwestii przetrwania – karmią obcą dziewczynę, zapraszają ją do zwiedzania. Fajnie, nie muszą polować, nie mają tak zrytej psychiki, ale mój boru, oni też są zamknięci od dziesięcioleci i też w kryzysowej sytuacji. Nawet do faktu, że kończy im się jedzenie, podchodzą jak buddyści.
UsuńImo rozdział 13. wyszedł całkiem sympatycznie i generalnie tak od tego momentu w tekście zaczyna się pojawiać więcej opisów i jakoś tak bardziej ogarnęłyście postacie, zaczęły się ona bardziej charakteryzować i odcinać od tłumu. Podoba mi się postać Nosorożca, kojarzy się z takim poczciwym starszym bratem. Dobrze zarysowana jest Lwica, Łania też wypada wiarygodnie, ale raz, że te wyraźnie poprowadzone postacie pojawiają się zdecydowanie za późno, jak na całość historii, no i jednak teraz mówię o kreacji osobnych postaci, brakuje mi natomiast rzutu na psychikę typowego człowieka postawionego w tak wykańczającej sytuacji.
Czemu właściwie wielka bitwa zjednoczyła dwa stada? To są ludzie w sytuacji kryzysowej, oni się mordują dla własnego przetrwania, nie bo lubią. W takiej sytuacji puszczenie pokonanego przeciwnika jest szczytem głupoty, tak samo niewykorzystanie faktu, że wróg puszcza mnie żywcem, a sam jest bardzo osłabiony.
No dobra, to chyba wszystko, co mi leżało na wątrobie. Ogółem pomysł jest bardzo ciekawy i daje duże pole do popisu, ale wymaga sporej pracy nad tekstem – przede wszystkim ogarnięcia podstaw świata przedstawionego i większego przyłożenia się do formy przekazu (styl, poprawność, opisy…). Dużo pracy, ale imo warto, bo pomysł naprawdę obiecujący.
Dziękuję, Ci bardzo, za tak szczerą ocenę. Tego nam < a przynajmniej mi> brakowało w słodko-wazelinowej relacji na blogspocie.
UsuńTwoje słowa są dla mnie bardzo ważne, chociaż jak każda krytyka trochę bolą. Postaram się jednak to znieść i trochę się usprawiedliwić przed Tobą, i trochę też przed sobą samą.
Ale zacznijmy od początku.
Nie jesteś już pierwszą osobą, która zwraca nam uwagę na akapity i justowanie tekstu, więc nad tym już pracujemy i jeśli się uda, następny rozdział opublikujemy już sformatowany, a potem popracujemy też nad resztą.
Wzięłyśmy sobie do serca Twoją radę z Betą i ten punkt też możemy odhaczyć.
Co do opisów. Cóż jak zaczynałyśmy naprawdę byłyśmy raczej kiepskie. tylko potem nasza pisanina nieznacznie się poprawiła, właśnie dzięki praktyce na tym blogu.
Muszę przyznać, że początki mamy masakryczne i szczerze powiedziawszy powinnyśmy je przepisać od nowa. Tak też pewnie zrobimy, gdy znajdziemy na to czas.
Nie dziwię się też, że uważasz, początkowe portrety psychologiczne za dość skąpe. Tak naprawdę ich tam w ogóle nie ma. Pisałyśmy tylko z perspektywy bliźniaczek, nawet nie bardzo zastanawiając się nad charakterystyka innych. Dopiero po pewnym czasie i sporej praktyce zaczęłyśmy nad tym pracować, ale i tak mamy jeszcze dużo do poprawy.
Co do kanibalizmu, mnie również on nie szokuje. jestem też na słyszana o paru pasożytach. Nie pamiętam o co dokładnie chodziło, ale była plaga w jakiejś wiosce afrykańskiej, gdzie ludzie mieli w zwyczaju zjadać mózgi wrogów.
Wiem, że to pewna nie ścisłość, ale zakładamy, że pod koniec XXI wieku w elitarnym centrum handlowym nie było nosicieli pasożytów. A skoro nie było pasożytów, a zakładamy, że nie mogą wyewoulować, to nie miały jak tam się dostać. Po za tym kanibalizm w centrum jest od niedawna, mniej więcej od półtorej pokolenia, gdy jedzenie zaczynało się dopiero kończyć. Na początku jedli po prostu ciała zmarłych, a potem poszło z górki, ale to moja wina, ponieważ nie dokońca to opisałam.
Jestem pewna też, że wspomniałam o tym ( bodajże w rozdziale Król, że Parkingowcy urozmaicali swoją dietę karmą dla zwierząt, puki ta się nie skończyła, trochę wcześniej niż Jedzenie na górze. Po za tym czasami podkradali jedzenie u Wielkiego Stada ( wielkie stado ma dostęp do normalnego jedzenia) Ale tego również nie opisałam.
Dalej. Na początku ludzi było - bardzo, bardzo dużo (kilka tysięcy). A teraz Stada są małe. Wielkie Stado to nie pełna setka. Po za tym jak już powiedziałam, kanibalizm się zaczął gdzieś półtorej pokolenia wcześniej.
O parkingu pominę, bo to już chyba opisałam.
I znów jest nasz błąd. tu prawdopodobnie źle się wyraziłyśmy - Ofiary to po prostu ludzie na których się poluje. A poluję się na wszystkich oprócz swojego stada. Mogą to być pojedyncze jednostki, albo członkowie innych stad. Bez różnicy. Po za tym nikt nie "łaził po centrum dając się zjadać" - zapewne, wyciągnęłaś taki wniosek z rozdziału "Pułapka" Tamta rodzina po prostu znalazła się w niewłaściwym miejscu. Jest dużo powodów, dlaczego mogli tam być- jedzenie, woda ( do łazienek też trzeba chodzić) czy po prostu próbowali uciec przed kimś innym.
Z tym " kiedy bliźniaczki napadało Wielkie Stado, przywódca wykrzykiwał ksywki swoich podkomendnych, a narrator zaraz to podchwytywał jako dobry synonim" Muszę powiedzieć, że to nie było zbyt ładnie napisane. Przyznaje się. To była taka próba zaprezentowania imion Wielkiego Stada. Nie trudno się domyślić, że nazywają się od jedzenia. Jak już styl miałam nawet gorszy niż teraz.
Ale muszę się opowiedzieć za narratorem. Kiedy Wilczyca lub Puma słyszały jakieś imię dowiadywał się o tym i sam narrator, bo choć jest 3-osobowy, to nie wszechwiedzący. Opiera się na perspetywie bohaterów.
Przejdźmy dalej.
UsuńZgadzam się Bliźniaczki nie są dojrzałe. Ale w historii z sklepem z zabawkami nie chodziło o krzyk tylko raczej o westchnienie, które jest naturalne siedmioletniemu dziecku, nawet wychowanemu w takiej atmosferze. A nawet lekkie westchnienie mogło zwrócić uwagę Łowców.
Dalej. Ależ oczywiście, że Świstak rzucił się im na ratunek. Tak czy inaczej był ich ojcem, nawet zwierzęta maja zapisane w instynkcie ochronę swoich młodych. Samce trochę mniej, ale mają.
Kolejną rzeczą jest choroba Kruka. Jest w stadzie z jedną z najlepszych sytuacji żywieniowych. Myślę, że w Wielkim Stadzie też mogli by sobie pozwolić na zachowywanie przy życiu jednego chorego.
Flaming został wodzem w taki sam sposób jak bliźniaczki - pokonał starego wodza. Ta historia nie jest opisana, ale myślę, że Flaming był po prostu jedynym na tyle zdegradowanym, żeby wyzwać na pojedynek rannego i poważanego przywódce. A Świstak, żeby nie ryzykować życiem, musiał ustąpić. Taka wygrana walkowerem.
Dlatego też bliźniaczki zostały przywódczyniami - pokonały starego przywódce.
i nie są one dobrymi przywódczyniami, co niejednokrotnie zaznaczałyśmy z tych samych powodów co wymieniłaś. W Empiku były względnie bezpieczne, ponieważ nikt nie czytał książek, i nie widziano w nich pożytku. Większość nawet nie umiała czytać.
Co do 11 stada, to zapewne, zauważali i niejednokrotnie, ale wszyscy tak jak Puma i Świstak zachowywali to w sekrecie. Jedzenia 11 miało najwięcej, gdyż tam było Kino i dużo fastfoodów, które (jako że są z plastiku) nie psują się. Co do ich nierozwagi to już tłumaczę. Na 11 piętrze w czasie uderzenia meteorytu były w większości dzieci, i na początku były oddzielone od wszystkich, z czasem gdy powstało już wejście nie wiele osób chciało z niego korzystać. Tak powstało plemię wychowywane przez dzieci. Bo nawet kiedy dorosły i miały już własne dzieci i tak zostały na tym samym poziomie.
Dalej ze zjednoczeniem stad to sama nie wiem. Tego nie było w planach i Bagh sama to wymyśliła, też mi to nie bardzo pasuję, ale zapewne ma wytłumaczenie, a jak już jest napisane to niech będzie.
Jeszcze raz dziękuję ci za przeczytanie. Zgłębiłaś temat i musiało Cię to dużo pracy kosztować. Napisanie tak długiego komentarza też nie było łatwe. Naprawdę Cię podziwiam za pracę którą zrobiłaś i za szczerą opinię. Mam nadzieje, że nadal będziesz nas czytać mimo tak słabego stylu, ponieważ Twoje uwagi są bardzo cenne i przemyślane.
Dziękuję i pozdrawiam
Litka
Właśnie teraz zauważyłam mój fail - że druga cześć komentarza wkleiła się dwa razy, a trzecie uciekła. Powinnam była zauważyć to wcześniej, bardzo przepraszam. To przeklejam jeszcze raz, mam nadzieję, że się nie obrazicie :P Zwłaszcza, że miałam tak parę takich uwag bardziej konkretnych.
Usuń"Coś, do czego po prostu muszę się przyczepić – mianowicie te legendy o ludziach, bogach i zwierzętach. Mój boru, minęło STO LAT! Nie tysiąc! Zróbcie sobie taki eksperyment myślowy, spróbujcie sobie wyobrazić, jak ktoś wam opowiada legendę o mitycznej pierwszej wojnie światowej. Albo nie wiem, Marii Skłodowskiej-Curie, ona żyła na początku zeszłego wieku. Rozumiem, że izolacja i tak dalej, ale przecież to jest odległość jakichś trzech pokoleń, zdecydowanie za mało czasu, żeby wytworzyła się tak absurdalna legenda.
No i powiązana kwestia – ludzie mają tam książki, bliźniaczki nawet umieją czytać i np. nazwy „ładowarka” używają bez zająknięcia, znają takie pojęcia jak zamach czy zabójstwo w obronie własnej, głupieją natomiast przy samochodach, sali kinowej czy słodyczach. To spora niekonsekwencja – jeśli dajecie dziewczętom dostęp do książek (co jak co, ale nazwa „samochód” na pewno się gdzieś przewinęła) i wiedzą wszystko, albo jakoś to regulujecie (np. nie umiały dobrze czytać, więc ograniczały się do książek dla dzieci czy podpisów pod obrazkami). Bo póki co odnoszę wrażenie, że bliźniaczki znają akurat te słowa, które wam pasują, a kiedy pasuje wam inaczej, nie są w stanie nawet przeczytać napisu na drzwiach, żeby widzieć, że „sala kinowa” to dla słowa.
Bliźniaczki wiedzą, co to jest toaleta-wodopój, ale nie rozpoznają oznaczeń na drzwiach (trójkąt, kółko)? Inaczej by wiedziały, do jakiego pomieszczenia wchodzą i nie zdziwiłyby się, że to łazienka. W ogóle tę łazienkę projektował chyba Bezdennie Głupi Johnson, skoro wstawił tam zejście na parking.
Czemu Król Parkingu sam wychodzi z inicjatywą wypuszczenia wolno bliźniaczek, które zabiły jednego z jego ludzi, czemu zrzuca tak odpowiedzialną misję jak znalezienia wyjścia dwóm dopiero co poznanym dziewczynom z wrogiego obozu (przecież jak już wyjdą, mogą go po prostu olać i uciec), czemu wysyła tam swoją córkę, przecież to jak danie wrogom zakładniczki, czemu te przypinki od rowerów są tak uber groźną bronią, że nie równają się z nimi naostrzone ładowarki? Cały ten wątek Króla Parkingu wydaje mi się grubymi nićmi szyty i nie jestem w stanie uwierzyć w zachowania obu stron. W ogóle chcecie powiedzieć, że przez te sto lat jeden tylko Trzmiel wyszedł na zewnątrz? Nie, tego nie kupię, nie jeśli przedstawiacie ludzi, którzy z całych sił walczą o przeżycie i muszą uciekać się do kanibalizmu. I jeśli się dało, nie będąc natychmiast zabitym przez promieniowanie (w ogóle co z promieniowaniem, ono tam było czy nie?).
Ci łowcy z Wielkiego Stada wypadają jak pajace z pudełka za każdym razem, kiedy są potrzebni. Brakuje mi tu jakichś opisów otoczenia, przekradania się, czegokolwiek, żeby to jakoś uwiarygodniło ich pojawianie się. Zresztą odnoszę wrażenie, że członkowie stada bliźniaczek rozwalają tych w Wielkiego Stada z palcem w nosie i bez większego wysiłku, w walkach kilku na jednego – trochę to odejmuje dramatyzmu.
Palące się ognisko wywołuje „deszcz” – to czujniki dymu działają po takim czasie i w takich ruinach? Tak samo jak przewody doprowadzające wodę? Przecież na pewno muszą być jakieś miejsca, gdzie ten system poszedł w cholerę i nie trzeba się kisić z ogniskiem pod kratkami wentylacyjnymi.
Wilczyca została ranna na parkingu, dlaczego jej rana odezwała się dopiero po powrocie do swoich? Czemu Wielkie Stado przestrzega tego, kiedy jest dzień, a kiedy noc? Zwłaszcza, że najwyraźniej jak robią ze światłem co chcą, nikt nie wyciąga konsekwencji. Czemu w ogóle dziewczyny ze stada bliźniaczek śpią w windzie? Przecież ona może się urwać/obsunąć – bezpieczniej przecież byłoby sobie zrobić jakieś wspólne gniazdo w którymś ze sklepów. Bo przecież piętro, na którym mieszkają, jest bezpieczne? Czemu nóż leży niepilnowany i nie pod ręką w razie ataku?"
No dobra, to było tyle z poprzedniego komentarza. Jeszcze raz przepraszam za zamieszanie.
UsuńCieszę się, że moje sugestie zostały dobrze przyjęte ^.^ Generalnie to jest tak, że część uwag, to w zasadzie takie luźne sugestie, że pewne rzeczy przydałoby się wyjaśnić/rozwinąć, jak na przykład z tymi zasadami społecznymi panującymi w stadzie.
Tak od razu odniosę się do końca - zamierzam dalej czytać, bo przy takiej tendencji wzrostowej i dobrze zapowiadającym się pomyśle z tego tekstu zaczyna wychodzić coś naprawdę fajnego. Zresztą, jak już wspominałam, styl również zwyżkuje tak gdzieś od rozdziału 13., który zapadł mi w pamięć - chociaż ten akurat pisała Bagheera? W każdym razie nie miałam jakiś zgrzytów między kolejnymi rozdziałami, więc imo obie poprawiłyście styl. Gdzieś mi chyba mignął Pratchett - wzorowanie się na Pratchetcie zawsze dobre :P
Co do kanibalizmu - owszem, też założyłam, że ludzie, którzy przebywali w centrum byli zdrowi. Rezerwuarem groźnych pasożytów mogą być jednak inne zwierzęta, na przykład szczury - są to zwierzęta kanibalistyczne, dlatego stanowią ogromny rezerwuar chociażby włośnia krętego, który bytuje przede wszystkim na tego typu gatunkach. Zakładam, że zanim ludzie przerzucili się na ludzinę, jedli wszystko, co wpadło im w ręce, włącznie ze szczurami (które, jak to szczury, dostana się wszędzie) - zresztą, wystarczyłoby tylko kilka przypadków zakażenia, żeby pasożyt rozprzestrzenił się na całą populację o takiej diecie.
Natomiast co do tej wiosce, gdzie zjadali mózgi, to bardziej prawdopodobne, że chodziło właśnie o priony. Zdecydowana większość obecnych chorób prionowych powstaje spontanicznie i są naprawdę nieliczne, problem jest taki, że gdyby doliczyć do tego kanibalizm, to zaraża się każda osoba, która zjadła zarażone mięso, a że początkowa faza przebiega bezobjawowo, chorzy będą kumulować się w postępie geometrycznym. Ogólnie rzecz biorąc i odsuwając etyczne zagadnienia, dieta kanibalistyczna jest bardzo niezdrowa i z konkretnych przyczyn jest niepreferowana przez organizmy. Mogę o tym czegoś poszukać, bo póki co nie udało mi się niestety znaleźć na szybko żadnych linków.
Jedzenie skończyło się w takim razie jakieś 40 lat temu? Czyli w centrum handlowym były zapasy, żeby wyżywić kilka tysięcy ludzi przez parędziesiąt lat? Zakładając, że najpierw zabrali się za towary szybkopsujące, które akurat były w sklepach czy restauracjach - tego konkretnego jedzenia było zapasu na kilka dni przy oszczędnej gospodarce, bo przecież centrum codziennie powinno dostawać świeże zaopatrzenie (no, niby jest to siedem żywotów kurczaka, ale generalnie sądzę, że to byłaby góra kwestia tygodnia-dwóch). No i zostają zapasy jedzenia niepsującego się typu konserwy, weki, jakieś zafoliowane produkty. Nawet zakładając, że centrum zaopatrzyło się w zapasy na wypadek nagłej sytuacji, to na zdrowy rozum - jak duże musiałyby być te zapasy? To raczej byłoby jakieś jedzenie awaryjne, na przetrzymanie do akcji ratunkowej, nie na przeżycie wielu lat. Tak na oko powiedziałabym, że startowego jedzenia powinno im starczyć na kilka miesięcy, może rok przy bardzo skromnych przydziałach, ale w życiu nie na sześćdziesiąt lat. W ogóle nie wyobrażam sobie, jak wielkie zasoby trzeba byłoby zgromadzić, żeby w takim ekosystemie grupa ludzi przeżyłaby sto lat. Imo to nie ma szans funkcjonować, jeśli nie zapewni się jakiegoś dopływu biomasy. Zresztą to samo ma się z tą karmą - jak horrendalne jej ilości musiały być startowo, żeby jeszcze cokolwiek zostało po stu latach, nawet zakładając, że minął długi czas, zanim ludzie wzięli się za jedzenie jej.
Generalnie to jest istota problemu - ekosystem heterotroficzny, w którym nie ma przyrostu biomasy, nie ma szans wyżywić nawet stosunkowo niewielkiej grupy ludzi przez tak długi czas, we wszystkim muszą być jacyś producenci. Zresztą w tym okresie kanibalistycznym też coś mi zgrzyta. Nawet zaokrąglając, że trwał on jedno pokolenie czyli jakieś 30 lat. Liczba ludzi zmniejszyła się z kilku tysięcy do, załóżmy kilkuset, czyli o rząd jedności. W takim wypadku na jednego człowieka, który przeżył, przypada dziesięciu ludzi zjedzonych... czyli około jeden człowiek na trzy lata. Z kolei gdyby ludzi początkowo byłoby więcej, kilka milionów załóżmy, jeszcze szybciej zniknęłyby zapasy początkowe i kanibalizm zacząłby się wcześniej. Jak widzisz, to błędne koło, po prostu nie da się tak zrobić, żeby taki system funkcjonował przez tak długi czas.
UsuńCo do tego fragmentu o ludziach, którzy dawali się zjadać, to uderzył mnie bardziej fragment drugiego rozdziału:
"Kiedy oboje zniknęli z pola widzenia dziewczyny jak na komendę zbiegły po ruchomych schodach (obecnie już nie działających) i pobiegły pasażem do ich ukochanego miejsca na końcu trzeciego piętra centrum handlowego. Po drodze minęły kilkoro ludzi, ale nie miały ochoty ani tym bardziej potrzeby na nich polować. Kobiety, mężczyźni, staruszkowie i dzieci w popłochu schodzili im z drogi chowając się pospiesznie za kolumnami i w innych banalnych miejscach. Wilczyca i Puma wypatrywały kogokolwiek ze stada. Zdaje się, że gdzieś przy restauracji mignął kształt Hieny, ale ponieważ panowała ciemność nie były w stanie stwierdzić czy to na pewno ona".
Tutaj odniosłam wrażenie, że ludzi w tym centrum jest mnóstwo, a członkowie stada biegają sobie tak luźno między nimi. To potem się weryfikuje, ale ten fragment jest mylący.
Co do tego prezentowania imion przez narratora, to nie pamiętam, gdzie się spotkałam z tym zabiegiem (dałabym uciąć może nie rękę, ale kilka palców, że to była Rowling), mianowicie kiedy w dialogu padło jakieś imię, to narrator podchwytywał to na zasadzie "człowiek nazwany jakośtam...". Wiem, że to są niuanse, ale po prostu jak narrator zaczyna zwracać się do nowo poznanych wrogów po imieniu, to wypada takie za bardzo spoufalanie się z nimi. Bo generalnie narrator personalny jest fajny, tylko trzeba uważać na pewne aspekty.
Z tym byciem dobrymi przywódczyniami - po prostu mi zgrzytnęło, jak któryś z panów (Nosorożec?) myślał, ile stado im zawdzięcza. Odebrałam to trochę jako takie zaklinanie rzeczywistości, ale ok, nigdzie nie było pokazane, że to jest zdanie większości, więc zwracam honor.
Co do plemienia wychowanego przez dzieci to imo bardzo fajny pomysł, mam tylko jedno ale. To oznacza, że na 11. piętrze były dzieci + bardzo dużo niezdrowego jedzenia? Przecież ich powinny zmieść z powierzchni ziemi wszelkie miażdżyce, cukrzyce, choroby wieńcowe - te wszystkie choroby cywilizacyjne, z którymi zmagają się rozwinięte społeczeństwa. ZWŁASZCZA, że to były dzieci i w dużej mierze nie miały pojęcia, czym grozi takie żywienie.
Ech, jak są grama-nazi, to ja chyba zostanę nazi-biologiem :P
Tym razem dwa razy sprawdzę, czy wszystko się wysłało jak należy.
W ogóle to nie tak, że wszystko jest źle i niedobrze :P Przyznaję, że mam taki dość suchy styl pisania komentarzy i czasami zwyczajnie zapominam powiedzieć czegoś z drugiej strony. Bo w opowiadanie rzeczywiście udało mi się wczuć, podoba mi się sam świat przedstawiony i chętnie dowiedziałabym się o nim więcej, tak samo jak zdążyłam polubić bohaterów (Nosorożca czy Łanię). Tylko, no, zapinam zazwyczaj o takich rzeczach pisać, skupiając się na tym, co w tekście zgrzytało.
UsuńNa początek: dzięki, że zaczęłaś czytać, i jak napisałaś, zamierzasz czytać naszego bloga ^^ Czuję się zaszczycona i swoim zwyczajem jaram się kimś kto długo i mądrze komentuje praktycznie wszystko (w przeciwieństwie niektórych… pseudonimów nie wspomnę ale pewnie ten kto czyta komentarze to się domyśla). To prawda krytyka może nie najlżejsza ale przynajmniej nie jest słodkim pisaniem: ,,wow! Podoba mi się, czekam na kolejny rozdział!” czy coś w tym stylu
UsuńPrzejdźmy do tłumaczeń i odpowiedzi. Tak, to prawda, że to z bogami trochę… hmm… dziwne i mi też wydaje się nielogiczne, ale cóż, w końcu to rozdział Litki, nie mój, więc za bardzo wtrącać się nie mogę.
Skoro proponujesz nam eksperymenty myślowe to ja też ci zaproponuję. Wyobraź sobie, że nagle przylatują do ciebie kosmici i zwalają ci do pokoju całą biblioteczkę książek z ich planety (załóżmy, ze są po polsku), a ty z ciekawości zaczynasz czytać i napotykasz się na nazwy o których nie masz zielonego pojęcia, a nie są one tam dokładnie opisane (bo samochody to w książkach zwykle po prostu samochody i się ich dokładnie nie opisuje). Zrozumiałabyś co to są za rzeczy i zapamiętała dokładnie nazwę wszystkich, które były w tych książkach wymienione? Ja i większość społeczeństwa raczej niekoniecznie, ale może ty masz fotogeniczną pamięć i podołałabyś temu? Nie wiem, nie znam cię osobiście (nie przyjmij tego jako złośliwość czy coś, bo chcę tylko wyjaśnić ewentualne nieścisłości z bloga ) Z zabójstwami bliźniaczki miały wiele do czynienia, tak samo z ładowarkami, ale jakaś sala kinowa, słodycze (których prawdopodobnie nie dane im było posmakować) i samochodami (których nigdy na oczy nie widziały, więc po co mają znać ich nazwę, która jest tylko pustym słowem i niczym więcej?). A z tą salą kinową to z tego co sprawdzałam (nie wiem, może coś przegapiłam) to nie było nic o tym, że to przeczytała. Połączenie tych dwóch wyrazów wyraźnie sugeruje, że usłyszała te sowa i uznała je za jedno, bo niby skąd ma wiedzieć, że to dwa słowa? Nie w każdej książce jest mowa o kinie.
I znowu zadam to samo pytanie: skąd mają wiedzieć, że trójkąt jest dla facetów a kółko dla kobiet? Myślę, że ludzie zawaleni w centrum byli zbyt zajęci martwieniem się nad tym, że są zawaleni w centrum, że po prostu wchodzili do wolnych toalet bez podziałów płciowych. Potem ich dzieci robiły to samo itd. Nie było też nic o tym, że się zdziwiły tylko, że ,,dla bezpieczeństwa weszły do tej z trójkątem”, a parking nie był w toalecie, ale w małym korytarzyku czy tam pomieszczeniu, gdzie było również wejście do toalet. Tak czasami jest… no, może nie na parking, ale do jakiś podejrzanych labiryntów dla personelu. Z tymi parkingowymi drzwiami to rzeczywiście jakoś dziwnie wyszło jak to teraz czytam, mój błąd. Oj chyba będziemy musiały z Litą ostro popracować nad opisami :/
Co z tego, że Wilczyca i Puma uciekną przed Królem Parkingu z jego królestwa skoro on może, jak to z tego co pamiętam było opisane, znaleźć ich stado i wszystkich wymordować? Przecież to nie jest wielki kontynent, ani nawet państwo tylko centrum handlowe, które gdzieś musi się kończyć, więc daleko nie uciekną. Wysłał tam swoją córkę, ponieważ jak to zasugerowała Hiena ,, po prostu próbuje ją chronić. Brakuje im jedzenia. Król ją kocha, dlatego chciał, żeby przynajmniej ona miała szansę na przeżycie, jeśli nie może uratować od głodu swoich poddanych i reszty rodziny”. Poza tym, jak wspomniała Kia ,, Tylko mężczyzna może odziedziczyć władzę nad Parkingiem, więc córki nie są mu potrzebne”
Dlaczego przypinki od rowerów są gorsze od ładowarek? Na logikę. Wyobraź sobie, że ktoś uderzy cię ładowarką, a potem że wyrąbie ci w łeb przypinką od roweru. Jest różnica? Dla mnie wielka, bo osobiście dostałam przypinką do roweru od Cammie.
UsuńNo nie! Wszystko nam zepsułaś! XD Ok, wyjaśnię trochę o co chodzi z tym, ze niby tylko Trzmiel wyszedł na zewnątrz. Kiedyś ludzie na pewno to przed nim robili, ale nagle przestali… Dlaczego? Nie zdziwiło cię to, że wszyscy boją się wyjść na zewnątrz, no i jeszcze ta opowieść Trzmiela o demonach… Nie wydaje ci się, że oni boją się czegoś co jest poza centrum? Wątek zostanie rozwinięty w dalszych rozdziałach, cierpliwości Co do promieniowania to skoro w Czarnobylu czy gdzieśtam po 25 latach zaczynają odrastać rośliny i pojawiają się zwierzęta to co będzie po 100 latach? Wszystko prawie wróci do normy, a promieniowanie będzie tak słabe, że niemalże nieszkodliwe.
Woda jest doprowadzana do centrum z oddzielnego źródła, tak samo prąd. Takiego jakby tylko dla tego centrum. W prologu było o tym, że jest doskonale zabezpieczone przed katastrofami, więc nadal działa, a że teraz trzech państw jest zamknięty to oznacza, że nie ma nikogo kto mógłby odłączyć dopływ wody i prądu.
Z Wilczycą rzeczywiście… jakoś bez sensu. Po prostu się z Litką nie zgrałyśmy i nikt tego nie zauważył. Dzięki za powiadomienie ;)
Wielkie Stado właśnie nie przestrzega kiedy jest dzień i noc. Dzień i Noc w znaczeniu stada bliźniaczek to zwyczajne włączanie i wyłączanie światła. Działa to na zasadzie: zgasili światło – zrobili Noc, włączyli światło – nastał Dzień. Proste jak budowa cepa, aczkolwiek nie wiem jak jest on zbudowany…
Dziewczyny śpią w windzie po to, żeby nie spać z chłopakami, którzy wiadomo jacy są (zwłaszcza Tukan), a wydaje mi się, że w centrum nie stosują aborcji. Jak ktoś wdrapie się na windę i spróbuje wejść do środka to narobi sporo hałasu i pobudzi jak nie wszystkich to przynajmniej jedną osobę tymczasem w sklepie mógłby tą ,,ochronę” jakoś obejść bo jest pusta przestrzeń. Nawet jakby ktoś się dostał do windy to raczej nie uniknąłby nadepnięcia na kogoś bo w windzie śpi sporo dziewczyn. Poza tym winda jest zatrzaśnięta między piętrami, więc jest widok na oba piętra, więc w razie zagrożenie jest to niezwykle dobry punkt obserwacyjny zwłaszcza dla przywódczyń. A tak w ogóle to kto nie chciałby spać w windzie?
Jaki nóż? O.O
Na resztę odpowiem potem, bo teraz nie bardzo mogę (i tak ten komentarz zabrał mi 1,5 h).
Bagheera
Naprawdę podoba ci się rozdział 13? :D Jestem taka szczęśliwa!!! ^^ Myślałam, że któryś z rozdziałów Litki, bo ona pisze zdecydowanie lepiej ode mnie, a tu jaka niespodzianka. Pratchett pewnie gdzieś mignął, bo Litka jest fanką nr 1 ;) ja tam nie czytałam żadnych jego książek, ale postaram się to nadrobić.
UsuńNie jest o tym wspomniane na blogu, ale w centrum znajdowały się gigantyczne lodówki przechowujące jedzenie i chroniące je przed zepsuciem nawet przez wiele lat. To nasz błąd, bo zapomniałyśmy o tym wspomnieć :C jakoś tak nie było ku temu okazji, ale jak już uda nam się jakoś spotkać, żeby wszystko poprawić i przepisać od nowa to będziemy o tym pamiętać.
Czasami w centrum pojawiały się jakieś pojedyncze jednostki, no wiadomo – zostali odcięci od stada, ich stado zostało odcięte, a raczej wycięte w pień, no różnie to bywa, ale mi też wydaje się to trochę nielogiczne z obecnej perspektywy, ale to było przecież pół roku temu! Masa czasu, niemal prehistoria, stare dzieje. Teraz widzę poprawę w pisaniu i myśleniu nad fabułą, także gorzej chyba już być nie może.
Co?! Jaka Rowling! Jak… jak możesz mi to robić? Jak? Jak??? Nie trawię Rowling! A raczej nie jej, ale Harrego Pottera!!! Nigdy nie czytałam ani jednej części (ale oglądałam bodajże 3 filmy) i wiele osób zarzuca mi, ze się nie znam i że nie mogę oceniać tej książki jak nie czytałam, ale ja wiem swoje. Niestety jakoś tak rok temu wkopałam się w zakład z Litką, że jeśli któraś z moich/naszych książek zostanie wydana to przeczytam od deski do deski i obejrzę wszystkie części, ale na szczęście to nam raczej w ogóle nie grozi, bo jesteśmy za słabe w tym fachu ;) Co za ulga… Co do tego narratorstwa to troszeczkę podobne do książek mojego ulubieńca Ricka Riordana (pewnie nie kojarzysz kto to :/ napisał serię o Perc’ym Jackson’ie). On często pisał w podobny sposób, żeby łatwiej było opisać i w ogóle, więc pewnie stąd te narracje, bo to głównie ja je pisałam.
Tak, to z tym zawdzięczaniem przywódczyniom to był Nosorożec, ale czego się po nim spodziewać? Na początku bardzo go lubiłam, ale tylko jako zarys postaci, bo jak już wkręcił się w akcję to niestety nie udało mi się dobrze wykreować jego charakteru no i… jest jaki jest – bezmózgi mięśniak, który próbuje myśleć, ale mu się nie udaje. Litka twierdzi też, ze jest gejem, bo w którymś z rozdziałów napisałam, ze nie przepada za dziewczynami. Nie mam pojęcia co ty w nim widzisz fajnego O.o Tak samo z Łanią, która na początku miała być tylko chwilową postacią, ale Litce się spodobała, więc dodałyśmy ją do drużyny.
Jeszcze raz dziękujemy za to, że chce ci się marnować czas na takie badziewie jak nasze, choć są miliony lepszych blogów. Miło, że wyraziłaś szczerą opinię na ten temat :)
Bagheera
To ja, żeby się nie rozpisywać dodam, krótko o nożu. Nóż, ten sam, który zdobyły bliźniaczki w pierwszym rozdziale, którym Łania zamordowała Płetwala i która jeszcze się niejednokrotnie pojawi Był trzymany w szufladzie, ponieważ takiej broni ich stado miało bardzo mało. Noży używali do ostrzenia ładowarek i ćwiartowania zwłok. Jest bardzo potrzebny i cenny, dlatego trzymany jest w miejscu ogólnie dostępnym dla stada. A resztę dopowie Bagheera jak będzie miała czas ^^
UsuńAd samochodów - tu może niekonkretnie się wyraziłam. Nie, nie zakładam, że dziewczyny zapamiętają każde słowo z książek, szczególnie, jeśli ono im nic nie mówi. Ale osłuchają (oczytają?) się z nim, podświadomie będą wiedzieć, że coś takiego istnieje, i kiedy potem padnie nazwa "samochód", to nie powinny mieć problemu z przypomnieniem sobie, że rzeczywiście, coś takiego było. Na takiej samej zasadzie ludzie na przykład kojarzą nazwiska, kiedy ktoś je wspomni, tak samo działa powtarzanie i rozszerzanie informacji na kolejnych stopniach nauki. Bardzo dobrze to widać na wiedzy biologicznej - uczeń w gimnazjum dowiaduje się, że jest jakiś parathormon czy mroczna adrenokortykotropina, ale wuja z tego zapamiętuje - z tym że jeśli pojawia się endokrynologia w liceum, to siłą rzeczy przypomina sobie, że rzeczywiście, takie nazwy się pojawiały. A kina - może na wyrost założyłam, że co jak co, ale sala kinowa jest podpisana najwyraźniej, jak się da, ale rzeczywiście, nie było to powiedziane. Chociaż: "sala" to chyba nie jest takie niespotykane słowo?
UsuńAd łazienek - nie chodziło mi o podział na damskie i męskie, ale skojarzenie, że drzwi z kółkiem i trójkątem = dwa wodopoje. A dziewczyny zachowywały się, jakby pierwszy raz widziały takie oznaczenia. No i co do zejścia na parnking - właśnie o to chodzi, że jakieś korytarze dla personelu jak najbardziej by mi pasowały, ale mam takie doświadczenia z centrami handlowymi, że toaleta jest zawsze w bocznym korytarzu bocznego korytarza, prosto i za Rossmanem, natomiast dojście do parkingu zazwyczaj wyeksponowane jak najbardziej, żeby człowiek przypadkiem nie zgubił się w drodze pomiędzy samochodem a sklepem.
Ad Króla Parkingu - Wilczyca i Puma mogą przecież uciec na zewnątrz, jak już znajdą wyjście. I dla bezpieczeństwa je zablokować, żeby przypadkiem nikt ich nie gonił. No i jeszcze raz - właściwie DLACZEGO Król Parkingu nie zatrzymał bliźniaczek jako zakładniczek i nie wysłał swoich ludzi na poszukiwanie wyjścia? Raz, że w mniejszym lub większym stopniu mógłby szantażować ich stado, bo ma przywódczynie, no i miałby pewność, że sam położy łapę na ewentualnym wyjściu. Decyzja, żeby wysłać na przeszpiegi obcych ludzi z konkurencyjnego stada, którzy jak już wyjdą, nie mają żadnego obowiązku wracać, jest skrajnie nieprzemyślana.
No i Kia - kiedy już bliźniaczki wydostaną się z centrum, będą mogły się jej pozbyć w dowolnym momencie, przecież Król Parkingu już im nie zagrozi. Zresztą, rozważam dwie opcje: a) Król Parkingu chce zapewnić córce bezpieczeństwo, b) KP ma na nią wylane - i żadna okazuje się nie mieć sensu. W opcji a starałby się trzymać ją z dala od wszystkiego i prowadziłby poszukiwania wyjścia, natomiast jedzenie nie skończyłoby się przecież z dnia na dzień (jeśli tak - to co on robił tyle czasu??), w opcji b wysłałby do wrogiego obozu kogoś, kto byłby się w stanie obronić i miałby wpływ na przeciwników, to podstawa polityki. Zresztą tekst też gubi się w zeznaniach i momentami narrator przedstawia wersję pierwszą (że KP chce chronić córkę), a momentami drugą (że nie jest mu potrzebna).
Ad przypinek i ładowarek - z tekstu wynika coś innego. Ładowarki są przedstawiane jako broń w stu procentach śmiertelna, nie ma nawet zasugerowane, że używanie ich ma jakieś utrudnienia i ograniczenia, stado bliźniaczek ciągle pokonuje równe lub przeważające siły Wielkiego Stada, plus ja, jako czytelnik, wiem, że taką ładowarką da się zabić człowieka, gdyby odpowiednio celować. Aż nagle narrator wyskakuje z twierdzeniem, że przypinki od rowerów są takie niepokonane. To nie ma potwierdzenia w tekście, w którym ładowarki są równie niepokonane, więc w tym przypadku to zaklinanie rzeczywistości i mówienie zamiast opisywania.
Ad wyjścia na zewnątrz - domyśliłam się, że poza centrum działy się straszne rzeczy i jest to tak zwana wiedza powszechnie znana. Ale przecież ludzie, którzy są w centrum, nie mają nic do stracenia - przecież jeśli zostaną w środku, to prędzej czy później i tak umrą, bo jedzenia magicznym sposobem nie przybędzie. W takiej sytuacji nie kupuję, że nie znaleźli się żadni desperaci, którzy nie mieli nic do stracenia i nie próbowali wyjść - szczególnie jeśli byli na dole drabiny społecznej czy w jakimś słabym stadzie i ciągle wisiała na nich groźba zjedzenia. Bardziej przejmowaliby się realną groźbą tu i teraz, niż tym, że ktoś kiedyś powiedział. Znaczy, nie mówię, że wszyscy ludzie by tak myśleli, ale na pewno w takim rozstrzale czasowym znalazłoby się kilku.
UsuńAd czujników dymu - wiem, że woda i prąd są doprowadzane, chodziło mi bardziej o to, że centrum jest już raczej w ruinie, ma pozawalane ściany czy sufity, więc siłą rzeczy część przewodów musiała zostać odcięta.
Ad Dnia i Nocy - czemu Wielkie Stado w ogóle robi Noc w takim razie? Przecież z tekstu bardzo dobrze widać, że to pora bardzo dla nich niekorzystna i kiedy cokolwiek się dzieje, natychmiast włączają światło. W takiej sytuacji łatwiej byłoby im trzymać je włączone non stop, zamiast dawać swoim przeciwnikom możliwość nocnego grasowania.
Ad noża - tak, chodziło mi o ten, którym Łania zabiła Płetwala. Właśnie, jest on bardzo ważny, bo dzięki niemu stado może produkować zaostrzone ładowarki. Więc jakim cudem nikt nie pilnuje tak ważnego i niebezpiecznego narzędzia? Przecież są licznym stadem, powinni móc wygospodarować jednego człowieka do pełnienia wart.
Ad żywienia - jak gigantyczne były te lodówki? To nie chodzi o długość przechowywania tego jedzenia, tu chodzi o jego ilość!
"Polak zjada przeciętnie 112 kg ziemniaków w ciągu roku, czyli na całe życie potrzebuje 9 ton. Do ziemniaków dokłada w ciągu swojego życia 2 krowy, 20 świń, 760 kurczaków, 46 indyków, 15 kaczek, 1000 ryb – to w sumie 11 ton żywności. Do ziemniaków i mięsa przez 80 lat wystarczy mu tona pomidorów, 700 kg ogórków, ponad 800 kg kapusty. Dodając te i inne artykuły, człowiek od urodzenia do śmierci zjada 40 ton żywności – tyle waży 9 słoni!"
http://www.focus.pl/czlowiek/zjesz-9-sloni-9204 Tutaj założyli, że człowiek żyje 80 lat, ale mamy postapo, załóżmy, że ludzie dożywają 40, czyli jeden osobnik zjada 20 ton żywności (i tutaj niespecjalnie da się to nawet zmniejszać dietą, bo jeśli człowiek regularnie dostaje mniej kalorii, to zwyczajnie nie przeżyje). Mamy początkowo kilka tysięcy ludzi, załóżmy 5 tys., czyli początkowe spożycie wynosi 200 tys ton. W bardzo dużym przybliżeniu i zakładając malejącą stopniowo liczbę ludzi, ale przeszacowanie uzupełniając tym, że żywność starczyła na półtorej pokolenia. I w lodówkach centrum handlowego po prostu sobie leży 200 tys. ton żywności? Serio? Jak pisałam, do centrów handlowych produkty szybkopsujące są regularnie dostarczane, właśnie żeby nie musiały leżeć nie wiadomo ile w lodówkach, więc po co to centrum zrobiło sobie tak horrendalne zapasy? Musieliby chyba rzeczywiście spodziewać się odcięcia od dostaw na 60 lat.
To, że jakiś zabieg wykorzystała Rowling, nie znaczy od razu, że jest bezwartościowy :P - wręcz przeciwnie, to uznana pisarka, która celuje w bezbolesnym przekazywaniu informacji (powiedziałabym, że jest wręcz książkowym przykładem idealnie przeźroczystego języka). Jest na świecie tyle złych, szkodliwych i chorych książek, że Rowling to przykład naprawdę sympatycznego i niezobowiązującego czytadełka (chociaż prawda, że dla większości ludzi to taka sentymentalna książka z dzieciństwa i tyle).
Riordana niestety kojarzę tylko z nazwiska - młodzieżowa literatura to jednak nie moja działka, a z fantasy mam do nadrobienia tylu klasyków, że pewnie do śmierci się nie wyrobię.
Nosorożec jest sympatyczny :P Znaczy, widać, że się przejmuje, jest odpowiedzialny i spokojny - taki starszy brat. Trochę ciapowaty z charakteru, no i rzeczywiście niezbyt błyskotliwy - to bardzo ciepła postać i szkoda mi go, że taki sympatyczny chłopak musiał dorastać w takich okolicznościach (no i z drugiej strony podziwiam, że aż tak go to nie skrzywiło i nie zamienił się w brutalnego prymitywa).
UsuńNatomiast Łania jest bardzo wiarygodna psychologicznie. Wyróżnia się z tłumu, bo w przeciwieństwie do większości bohaterów jest słaba - i wie o tym - ma inne problemy niż reszta, a jej kryzys został dobrze poprowadzony: że kumulowana frustracja popycha ją w końcu do zabicia męża. Jej wątek był jakby na uboczu głównej akcji i zwróciłam na niego większą uwagę.
Matematyka, oczywiście 100 tys. ton jedzenia. Natomiast tak na oko do dużych supermarketów dostarcza się dziennie 10-100 ton - i zakładając nawet te sto, w końcu to duże centrum handlowe, to wciąż zupełne inny rząd wielkości.
Usuń