Ciemność. Nieprzenikniona i głęboka. Oplatała te wszystkie
okropne wspomnienia i sprawiała, że choć na chwilę można było wyobrazić sobie,
że to wszystko się nie zdarzyło. I wtedy rozbłysło światło ponownie nawołując
wszystkich, aby powrócili do rzeczywistości, stanęli zimni niczym stal i
spojrzeli jej prosto w twarz. Znów rozległ się hałas przypominający nieco
grzmoty oddalającej się burzy. Krzyki, błagania o pomoc, jęki rannych. Świstak
rozejrzał się wokół. Widok był niecodzienny, bo oto członkowie jego stada stali
ramię przy ramieniu z łowcami z Wielkiego Stada. Pod zniszczoną kolumną Kura
poiła jakiegoś obcego, ciężko rannego mężczyznę, a parę metrów dalej Jaguar na
spółkę z barczystą kobietą z wrogiego stada nieśli ciało martwego Goryla. Tak jakby
w tej jednej chwili nie liczyło się pochodzenie. Wszyscy skupiali się na pomocy
ofiarom i zupełnie nie zwracali uwagi na to, z którego są stada. Bitwa, która
zabrała ze sobą dziesiątki ofiar zjednoczyła oba plemiona. Ale czy musiało
dojść do tak wielkiego rozlewu krwi? Świstak przez chwilę pomyślał, że to w
pewnym sensie jego wina, może był trochę za surowy dla bliźniaczek? Może to, że
od tego wypadku pod sklepem z zabawkami był zwykle w stosunku do nich oschły i
zimny do tego doprowadziło? Albo gdyby po ogłoszeniu ich przywódczyniami
przestał zgrywać poddanego i odsłonił oblicze prawdziwego, troskliwego ojca?
Przecież to nadal jeszcze dzieci. Głupie dzieci.
- Okropny widok, prawda?
Świstak odwrócił się, żeby spotkać się twarzą w twarz z
barczystym mężczyzną o krótkich, nierówno ściętych włosach, które pomimo
młodego wieku miały siwy odcień. Starzec skinął głową w odpowiedzi na jego
pytanie. Nie mógł z znikąd przypomnieć sobie jego twarzy, więc prawdopodobnie
nigdy go nawet nie widział.
- Co teraz zamierzasz z nami zrobić? – kontynuował tamten
przyklękając na jedno kolano i pochylając nisko głowę tak jakby bał mu się
spojrzeć w oczy – był to gest pomiędzy przywódcami symbolizujący podległość i
całkowite oddanie się jednego stada drugiemu. - Jesteśmy gotowi na wszystko…
Świstak wpatrywał się w niego jak zahipnotyzowany. Drżącymi
rękoma złapał za ramiona mężczyzny i, tak jak nakazywała tradycja, podniósł go
z klęczek. Czekał na tę chwilę od tylu lat, wiele razy nawet nawiedzała go ona
w snach. Zdominowanie Wielkiego Stada. Nie, nie, nie… zniszczenie Wielkiego
Stada! Zniszczenie w drobny mak! Zrównanie z ziemią! Tak, to brzmiało już o wiele lepiej. Ale…
dlaczego nie czuł tej dumy, potęgi i siły? Teraz był już największym przywódcą
w całym centrum. Wyobrażał to sobie jednak zupełnie inaczej. Starzec przygryzł
lekko suchą wargę i spojrzał w szare oczy wroga. Ten chłopak ledwo odrósł od
ziemi, był jeszcze taki młody, ale mimo to odważnie wpatrywał się w jego twarz.
Ciało przywódcy wielkiego Stada pokryła gęsia skórka, sine usta zacisnęły się w
wąską kreskę, a klatka piersiowa poruszała się szybko, lecz miarowo.
- Jesteście wolni. – wychrypiał Świstak i powoli odwrócił
się, aby pokuśtykać na swoje piętro i przeliczyć straty. Nie odwrócił się ani
razu. Nagle usłyszał za sobą szybkie kroki, czyjąś zimną dłoń na ramieniu, a
potem głos tego z kim rywalizował przez te wszystkie lata, chociaż nawet nie
znał jego imienia.
- Dziękuję.
~~
W powietrzu unosiły się tumany kurzu i pyłu. Jakiś chłopak
przedzierał się przez gruz potrącając co chwila ludzi. Zachowywał się tak jakby
kogoś szukał.
- Kabanos! – wołał co chwilę przetrząsając kolejne
zakamarki, zaglądając do sklepów i penetrując schody
Nagle dostrzegł jakąś skuloną postać pod jednym ze sklepów.
Zaczął biec truchtem w tamtą stronę. Osoba uniosła głowę ukazując pulchną,
męską twarz otoczoną gęstwiną kręconych,
brązowych włosów. Chłopak na ten widok przyspieszył tempa.
- Kabanos! –wrzasnął uradowany i rzucił się na podłogę obok
mężczyzny – Bogom niech będą dzięki! Już myślałem, że cię zabili!
- Majonez… - wyszeptał tamten łkając – Odejdź, proszę…
- Ale… nie mogę odejść. – odparł Majonez trochę zdziwiony –
Jestem twoim bratem. Zawsze mieliśmy być razem, pamiętasz?
Kabanos nie odpowiedział, więc chłopak złapał go za ubranie
i potrząsnął.
- Pamiętasz?! – chłopak uniósł trochę głos, ale natychmiast
się opanował – Proszę, powiedź, że pamiętasz.
Jego brat kiwnął lekko głową, po czym znów się skulił. Łzy
srebrnymi strugami spływały na brudną posadzkę. Majonez nigdy nie widział
swojego brata w takim stanie. Nie miał pojęcia co robić, więc tylko pogładził
go lekko po plecach. Kabanos rozluźnił się trochę i wyciągnął przed siebie
drżące ręce zaciśnięte na jakimś przedmiocie.
- Co to jest? – spytał zdezorientowany Majonez odginając
jego palce – Czy to… śrubokręt?
Tak. Był to najzwyklejszy w świecie śrubokręt z gumową
rączką, ale nikt poza Kabanosem nie wiedział, że jeszcze parę godzin temu
wysoka, blondwłosa kobieta zamierzała z zimnym sercem wbić mu go w gardło.
Nieszczęsny mężczyzna stał w obliczu śmierci. Był tak blisko. Wystarczył tylko
jeden ruch i byłoby po nim. Doskonale pamiętał lodowate spojrzenie błękitnych
oczu na sobie, był tylko nic nie znaczącą ofiarą, której należało jak
najszybciej się pozbyć. Może chybi? A może jednak się nad nim zlituje? Uratował
go jedynie krzyk tej małej rudowłosej dziewczynki, która była jedną z
uciekinierek. Jak w zwolnionym tempie widział niepewny wzrok tajemniczej
blondynki i jej znikającą na polu bitwy sylwetkę, a potem jeszcze brzęk
upuszczanego śrubokrętu.
- Chodź. – powiedział Majonez spokojnym głosem, co było u
niego rzadko spotykane – Zaprowadzę cię do domu.
~~
Wilczyca na dźwięk głosu Skorpiona zaczęła iść szybciej.
Oczywiście na tyle ile pozwalał jej czołgający się powoli ranny Tuńczyk.
Paręnaście metrów dalej widniał prostokąt światła, a dziewczyna z całej duszy
pragnęła wydostać się z wilgotnego, zimnego tunelu złożonego z monotonnych,
metalowych płyt.
- Uważaj na dziurę. – usłyszała stłumiony głos Tuńczyka
- Aha, jasne. – odpowiedziała mu nadal prąc przed siebie
Po chwili dopiero dotarł do niej sens tych słów. Dziurę? Ale
jaką…
- Aaaaaaaaaaaaaaa! – wrzasnęła, kiedy straciła grunt pod
nogami i runęła w ciemny odłam tunelu prowadzący w dół. Nagle poczuła, że ktoś w
ostatniej chwili złapał ją za rękę. Spojrzała w górę, nadal przerażona tym, że
jeszcze parę sekund temu mogła umrzeć i ujrzała swoją siostrę. Z jej oczu
płynęły łzy malując na pokrytych kurzem policzkach najróżniejsze wzory. Tam na
dole, w centrum… musiało się coś stać. Powiem
ci później – mówił wzrok Pumy.
- Mówiłem, żebyś uważała. – naprzeciwko bliźniaczki pojawiła
się ciemna sylwetka Tuńczyka. Oboje wyciągnęli Wilczycę z tunelu i pokonali
ostatnie parę metrów dzielących ich od wyjścia.
- I jak? – krzyknął Nosorożec do Skorpiona, który zdążył w
tym czasie wyjść już na zewnątrz – Jest jakieś zejście?
Niepokojąca chwila milczenia.
- Tak! – dało się słyszeć odpowiedź – Musicie wejść tam, a
potem zejść kawałek po tych wystających belkach. Dalej jest jakaś rynna, ale
nie wiem czy jest wystarczająco stabilna!
Nosorożec wziął Kruka na ramiona i po chwili już go nie
było. Wszyscy po kolei opuszczali tunel wentylacyjny i schodzili na dół.
Wilczyca osłoniła dłonią oczy przed rażącym światłem. Od razu zwróciła uwagę na
jego kolor. Nie było żółte i mdłe jak w centrum, lecz złociste i… ciepłe.
- Braciszku, boję się… - zwróciła się Hiena do Szakala,
który pomagał pozostałym schodzić na ziemię. Dziewczynka była roztrzęsiona, co
chwilę przenosiła wzrok z brata na resztę członków stada tak, jakby nie mogła
na nikim skupić wzroku. Drżała.
- Wszystko będzie dobrze. – Szakal pogładził ją po twarzy –
Nic się nikomu nie stanie. Ale obiecaj, że nie będziesz się bać?
- Obiecuję. – odpowiedziała dzielnie przełykając cicho ślinę
- Mają tutaj całkiem niezła lampę. – stwierdził Tukan mrużąc
oczy
Wilczyca podążyła za jego wzrokiem i oniemiała z wrażenia.
Kiedy wychodziła z wentylacji nawet nie zwróciła na to uwagi, ale teraz nie
mogła odwrócić oczu od tego widoku. Przed nimi rozciągała się plątanina najróżniejszych roślin. Niektóre miały duże,
rozłożyste liście, inne ograniczyły się tylko do wystających, zielonych
przypominających kikuty łodyg. To wszystko przypominało obrazek z jednej z jej
ulubionych książek - ,,Księgi dżungli”. No, może nie licząc wyrastających z
roślinnego chaosu budynków, a raczej ich ruin, które zdawały się toczyć walkę –
natura kontra cywilizacja. Jednak natura zdecydowanie wygrywała w tym starciu.
Wilczyca uniosła wzrok na ognistą, pomarańczową kulę wypełzającą leniwie znad
tego wszystkiego. Okna wieżowców migotały odbijając jej światło, a dźwięki
podobne do tych ze sklepu zoologicznego, jednak o wiele głośniejsze rozbrzmiewały
dookoła.
- To nie lampa. – wyszeptała Puma, której również zaparło
dech w piersiach – To Słońce. Najprawdziwsze Słońce… a to oznacza, że udało nam
się tu dotrzeć akurat na Dzień.
- Ten jest wiele
piękniejszy od tego w centrum. – stwierdziła
Żmija rozglądając się dookoła z niedowierzaniem – Kto ma nad nim władzę?
- Nie wiem. Może… bogowie?
Hiena tuliła się do swojego brata kurczowo trzymając go za
rękę, przygryzła lekko wargę i po chwili wahania w końcu się odezwała.
- Co to jest? Tam daleko. – wskazała ręką w dal – Tam, gdzie
łączy się ziemia z niebem. Czy dalej nic już nie ma?
- To horyzont. – wyjaśniła Wilczyca – Dalej pewnie też jest
to samo co tu.
- A co właściwie jest tu?
- To pewnie… - zaczęła Puma wymieniając spojrzenia ze swoją
siostrą – park miejski. Tak, to na pewno park. Więc jak pójdziemy dalej, za
horyzont, to pewnie dojdziemy do miasta, a tam znajdziemy lekarza.
- I nowy dom. – wtrąciła Kia
Hiena zmarszczyła lekko brwi tak jakby nad czymś się głęboko
zastanawiała. Dopiero po chwili Wilczyca spostrzegła, że tak naprawdę przygląda
się małemu owadowi, który przysiadł na liściu kilka stóp od nich. Stworzenie co
chwilę składało się na pół, a potem rozkładało ukazując misternie ozdobione…
ciało?
- A to co? – dziewczynka wskazała na owada, a bliźniaczka
zdziwiła się, że zadaje tak dużo pytań… że w ogóle je zadaje. Jednak
zaskoczenie szybko ustąpiło miejsca uldze. Hiena zawsze była cicha i
zachowywała się bardzo dojrzale jak na swój wiek. Czasem wydawało się, że pod
tą dziecięcą powłoką kryje się dorosła dusza z niewiadomych powodów zamknięta w
tym ciele. Teraz zaczęła wydawać się bardziej ludzka i mniej tajemnicza.
- To motyl. Nie zrobi ci krzywdy.
Hiena dotknęła małego stworzenia, które natychmiast
poderwało się w powietrze i odleciało. Dziewczynka ze śmiechem odwróciła głowę
w stronę Wilczycy, a jej włosy wyglądały tak jakby płonęły. Była szczęśliwa.
- A to?
- To ptak, ale jego raczej nie dotkniesz, bo zaraz odleci.
- A tamto?
- To… co to jest, Pumo?
- Nie wiem. To jakaś dziwna roślina, nigdy o niej nie
czytałam. Lepiej jej nie doty…
- Ała! Nie zauważyłam, że ma kolce!
- Mówiłam, żeby nie dotykać.
Tego dnia w ,,parku miejskim” po raz pierwszy od wielu lat
rozbrzmiał śmiech. Ludzki śmiech. Zwiastun szczęścia. Zwierzęta przystawały w
lesie, a by posłuchać tego osobliwego dźwięku. Niektóre natychmiast uciekały w
popłochu, ale te odważniejsze podążały sobie tylko znanymi ścieżkami w stronę,
z której dochodził, aby zaspokoić wrodzoną ciekawość. Kiedy tak, skryte w
cieniu krzewów wychylały głowy, widziały grupkę stworzeń zbiegających na dwóch
nogach z pokrytego trawą pagórka. Ale najdziwniejsze było to, że… wszystko było
dla nich powodem do radości. Czy to wąchanie kwiatów, czy też obserwowanie
chmur. Gdyby zwierzęta umiały spoglądać z niedowierzaniem i kręcić głowami, na
pewno by to zrobiły.
- Czekajcie! – krzyknął wysoki, muskularny chłopak o
niemalże czarnej skórze – Gdzie jest Goryl?
Wszyscy się zatrzymali. Chłopak przeniósł wzrok na dwie
wyglądające niemal identycznie dziewczyny. Nastąpiła długa chwila milczenia. Ta
po prawej, z warkoczem spływającym na ramię podeszła do niego.
- Nosorożec, ja… chciałam mu pomóc… - jąkała się, a z jej
oczu zaczęły skapywać na ziemię kropelki wody - …ale… nic nie mogłam zrobić…
On… nas uratował…
Lwica by Cammie |
Przepraszam za tak duże opóźnienie w pisaniu :/, ale ostatnio mamy sporo nauki, a poza tym przez dwa tygodnie byłam chora. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe i spodoba wam się rozdział, mimo że wydaje mi się, że go schrzaniłam. No cóż, przynajmniej rysunek fajny :). Przypominam o komentarzach, opiniach, ankiecie o bohaterach i o wysyłaniu rysunków (dlaczego nikt nie chce wysłać? D: uwielbiam oglądać czyjeś rysunki). Nie wiem kiedy będzie następny rozdział. Pewnie też za miesiąc, bo Litka będzie chciała się na mnie zemścić (zawsze czekam z niecierpliwością na jej rozdziały, tak jak wy :D). Mam również pewne ostrzeżenia, a mianowicie przed niezwiązanymi ze ,,100 lat po centrum handlowym" postami, które czasami się tu pojawiają. Nie martwcie się, to tylko fragmenty naszych innych książek bądź opowiadań, którymi wymieniamy się na bloggerze z Litką, a które nie raz niechcący się publikują. Takim przykładem ostatnio było opowiadanie ,,Porcelanowa lalka" autorstwa Litki. Zalecam je ignorować i najlepiej w ogóle nie czytać. Z ogłoszeń to jak widzicie mamy nowy szablon z okazji wyjścia Pumy, Wilczycy i reszty z centrum ;D oraz ponad 7300 wyświetleń i aż 14 obserwatorów (jak zawsze zwykłam w takich chwilach mówić ,,Jeszcze tylko 986 obserwatorów, żeby ktoś nas zauważył")!!!
I tak tylko przypominam
CZYTAM=KOMENTUJE
CZYTAM=KOMENTUJE
Bagheera