Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kruk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kruk. Pokaż wszystkie posty

środa, 26 marca 2014

Kłótnia


Łania trzymała się z tyłu. Czuła się nieswojo. Kiedy Tukan powiedział bliźniaczkom, że chce ją zabrać, były zbyt zajęte walką z Wielkim Stadem, by się tym przejąć. Teraz spoglądały na dziewczynę z ukosa. W każdej chwili mogły się rozmyślić i uznać, że będzie z niej więcej pożytku , jeśli ją zabiją. Starała nie zwracać na siebie uwagi. To jednak nie było konieczne. Wszyscy mieli o wiele większy problem niż dodatkowy bagaż – na zewnątrz panował straszliwie gorąco. Upał, jaki tu królował, stanowił zupełną nowość dla przyzwyczajonych do lekkiego chłodku mieszkańców centrum.
Tuńczyk, którego Żmija zdążyła prowizorycznie opatrzyć, dyszał ciężko. Tył jego koszulki był mokry. Jego długie ciemne włosy związane w kucyk były posklejane od potu. Co chwilę ocierał czoło, ale niewzruszenie szedł dalej. Taki właśnie był, cichy i spokojny. Kiedy byli jeszcze w centrum, nigdy nie zamienił z Łanią ani jednego słowa , ale zawsze sprawiał wrażenie dobrodusznego.
Wszyscy spoceni i zmęczeni przedzierali się przez wszędobylskie korzenie, ciernie i krzaki,a a to nie poprawiało humoru. Tego nie opisywano w książkach, które czytała. W nich lasy nigdy nikomu nie przeszkadzały w wędrówce. Przy czym Łania była pewna, że to las, a nie park miejski, jak twierdziły bliźniaczki, ale wolała nie drażnić przywódczyń, podważając ich autorytet.
Z przodu przez najgorsze gąszcze przedzierali się Nosorożec, Lwica, Skorpion i Szakal. Potem szły bliźniaczki wlekące nieprzytomnego brata, za nimi reszta , a na samym końcu ciągnęła się Łania.
Nagle dziewczyna potknęła się o wystający z ziemi korzeń i runęła na ziemię jak długa. W tym samym momencie Tukan skoczył do niej i złapał ją za pierś , chroniąc przed upadkiem.
Dziękuję – powiedziała, nieśmiało podnosząc na niego oczy. Uśmiechnął się w odpowiedzi, ale po chwili zmarszczył brwi, jakby coś sobie przypomniał, przyglądając się jej twarzy.
Uważaj – powiedział w końcu cicho i ruszył do przodu, zostawiając Łanię samą . Dziewczyna zgarnęła do tyłu włosy, które opadły jej na twarz i podążyła w ślad za oddalającą się grupą.



~~


Nogi Kruka bezwładnie ciągnęły się po ziemi, co chwila za czepiając o korzenie. Nierówna, gumowa, czarna podłoga, Puma zidentyfikowała ją jako asfalt, była popękana, a ze szczelin wyrastała zieleń. Co jakiś czas dziewczyna zauważała przewrócone samobiegi, takie same, które widziała w królestwie Kii. Musieli je omijać, tak jak i zawalone budynki, kupy gruzu i bujnie rosnące krzewy.
Sytuacji na pewno nie poprawiał piekielny upał. Wargi Pumy przypominały papier ścierny. Po twarzy spływał słony pot, który zlizywała, by złagodzić pragnienie. Asfalt nagrzewał się i miękł coraz bardziej i w końcu przy każdym kroku dziewczyna musiała odrywać od niego stopy.
Kruk był mały i chuderlawy, więc jak bliźniaczki niosły go we dwie, nie sprawiał dużych trudność, ale po jakimś czasie jego ciężar zaczynał im doskwierać.
Przywódczynie coraz bardziej zwalniały, zresztą nie tylko one. Już po godzinie marszu Lwica niosła na plecach wyczerpaną Kię. Niedługo potem Szakal przewiesił przez ramię zemdloną z wysiłku siostrę. Gepard – jako mężczyzna – trzymał się jeszcze, a widać było, z jakim trudem przestawiał stopy.
Musimy odpocząć – wy szeptała Puma nad głową Kruka. Wilczyca kiwając głową.
Po krótkiej naradzie bliźniaczki postanowiły rozbić obóz w najmniej zawalonym budynku, jaki były w stanie znaleźć.



~~



Szakal wyważył drzwi. W środku panował błogosławiony chłód. Stado ostrożnie weszło do budynku. Z pewnością był zamieszkany, ale nie do końca przez ludzi. Ze środka wylatywały spłoszone hałasem ptaki, przeczekujące tutaj upał.
Wkroczyli na drugie piętro. Tutaj okna były wybite i pomieszczenie wypełniało ciepło południa, chociaż zdecydowanie mniej mordercze niż na zewnątrz.
Puma posłała Tuńczyka, Kię, która już odzyskała część sił, i Skorpiona, by poszukali wody, a reszta zajęła się rozpakowywaniem bagażu.
Wszyscy pracowali przez kilka chwil w ciszy, dopóki Szakal nie przerwał milczenia.
Co to jest? – zapytał, wskazując palcem na posłanie.
Legowisko – odpowiedziała Puma, unosząc lekko brwi. – To było dziwne pytanie.
Ale zużyłyście wszystkie ubrania!
Po co byśmy miały oszczędzać? Jutro z rana zbierzemy wszystko z powrotem i nic ich nie ubędzie.
Nie starczy na drugie legowisko.
Po co ci, na Wielkie Stado, drugie legowisko? – wycedziła Puma przez zaciśnięte zęby. Miała już dosyć tego nielogicznego dialogu. Przez pół dnia przedzierała się przez gęstwiny lasu w niemiłosiernym skwarze , a przedtem stoczyła ciężką walkę i widziała śmierć towarzysza. Teraz chciała po prostu odpocząć.
Potrzebujemy dwóch legowisk, bo jakbyś nie zauważyła, są tu kobiety – warknął Szakal.
Ach, o to ci chodzi?! – odwarknęła Wilczyca, przysłuchująca się przedtem rozmowie. – Mógłbyś zostawić te głupie uprzedzenia w centrum. Tu jest inny świat. Inne zasady. Nie będziemy dwa razy robić tej samej roboty tylko dlatego, że ty masz obiekcje przed spędzeniem nocy w towarzystwie kobiet. Jak chcesz, możesz spać na podłodze.
Ona ma rację – stwierdziła Lwica. – Szakal, uspokój się. Ile razy byłeś w windzie z innymi, choć to zakazane? Wtedy jakoś ci nic nie przeszkadzało.
Tu nie chodzi o mnie! – wrzeszczał Szakal. – Nie pozwolę, że by moja niezamężna siostra spała w tym samym legowisku, co on. – Wskazał wymownie na Tukana.
Ej! – krzyknął wskazany w udawanym gniewie, ale Szakal wcale nie udawał swojej furii.
Myślisz, że nie wiem, że dla ciebie nada się wszystko, co jest płci przeciwnej?! Nawet na misję przywlokłeś swoją szmatę. W życiu nie pozwolę, żeby moja siostra była z tobą w jednym pokoju, a co dopiero w łóżku.
Tukan zerwał się na równe nogi i wychrypiał przez zaciśnięte zęby:
Odszczekasz to i ładnie przeprosisz, gnojku. Szybko.
Bez nerwów – krzyknęła Lwica, łapiąc Tukana od tyłu za barki tak, by nie był w stanie wyrządzić krzywdy ani sobie, ani otoczeniu. Niestety to nie powstrzymywało Szakala.
Możesz nie próbować bronić honoru swojej wywłoki. To bezcelowe, bo i tak wiadomo, po co tu jest. Jeden dzień była wdową i już pieprzy się z innym.
W jednej chwili Tukan wyrwał się Lwicy i z całej siły uderzył Szakla w twarz. Tamten wygiął się w łuk i grzmotnął o ziemię. Hiena pisnęła cicho i podbiegła do brata , jednak on odsunął ją dość agresywnie i trzymając się jedną ręką za krwawiący nos, wstał.
Puma i Wilczyca rzuciły się na niego, krępując mu ręce, a Lwicy w tym czasie, przy pomocy Łani, udało się znów ujarzmić Tukana.
Wpuście mnie. Ten dupek musi zapłacić – wydyszał Tukan, usiłując się uwolnić.
Zamknij się, idioto – wrzasnęła mu w ucho Lwica . – Nie będziecie się teraz bili.
Jak nie teraz, to później. – Uśmiechnął się złowieszczo Szakal, któremu krew z nosa zalewała usta tak, że zęby przybrały malinowy kolor.
Uspokójcie się. – Nagle usłyszeli głos Nosorożca, który dotychczas siedział w cieniu. Cały dzień nie powiedział ani słowa tylko bezwolnie szedł. – Dzisiaj zginął Goryl. Nie możecie tego uszanować? Musicie się kłócić?! My żyjemy, a on zginął. Jeszcze wczoraj żył, a teraz już nie. Wielkie Stado już pewnie zjadło jego ciało. Nie zostało z niego nic. A wy... – Popatrzył na nich tak, jakby brak mu było słów, wstał i wyszedł. Tak po prostu. Nikt się nie poruszał, ani nic nie mówił.
Wtedy do pokoju wbiegli Tuńczyk i Skorpion, a po chwili dołączyła do nich Kia.
Co się stało? Słyszeliśmy krzyki – spojrzeli na zastygłą scenę walki.
Nic, wszystko w porządku – powiedział Tukan, po czym zwrócił się do Lwicy: – Już w porządku. Możesz puścić.
Szakal wytarł ręką krew z twarzy i wyszedł w ślad za Nosorożcem.


To ja może zrobię to drugie legowisko – stwierdziła Lwica.
Znaleźliście wodę? – zapytała Wilczyca.
Na każdym piętrze są łazienki, ale działają tylko w tych najniższych – odpowiedział Tuńczyk, podając jej napełnioną plastikową butelkę. Przezornie wzięli kilka z centrum. Puma łapczywie zrobiła parę łyków i podała siostrze naczynie. Tukan w tym czasie dalej rozdawał wodę.
Nosorożec i Szakal nie pili wody – zauważyła Lwica pracująca nad drugim legowiskiem. – Ktoś powinien im ją zanieść.
Myślę, że znajdą ją bez problemu. Nie wyjdą z budynku z powodu upału, dlatego zaczną przeszukiwać jego wnętrze i znajdą łazienki – powiedziała cichym głosem Hiena. Ponieważ była siostrą jednego z wymienionych, wszyscy postanowili się jej posłuchać. Zresztą po uciążliwym marszu nikomu nie chciało się szukać gniewnego Szakala, ani groźnego Nosorożca.
Po chwili wszyscy padli na posłania i natychmiast pozasypiali. Mając na względzie dobro ogólne, na wypadek gdyby wrócił Szakal, kobiety zajęły oddzielne legowisko. W upalne popołudnie przy akompaniamencie ptaków po raz pierwszy stado zasnęło na wolności.



Jednak nie wszyscy ze stada spali. Nie spał Szakal zmywający krew z twarzy w jednej z zerdzewiałych umywalek. Nie spał Nosorożec, w samotności opłakujący przyjaciela. Nie spała też Łania. Odebrawszy swoją porcję wody, cicho wymknęła się z pokoju i skryła w cieniu. Czuła, że powieki ciążą jej coraz bardziej, ale nie odważyłaby się spać w jednym legowisku ze wszystkimi. Domyślała się, że jest obca i niepotrzebna , w czym upewniły ją obwinienia Szakala.
Dziewczyna weszła na trzecie piętro i opadła na szeroki parapet. Okno ustawione po przeciwnej stronie, więc słońce nie było uciążliwe. Łania podziwiała widok, wdychała ciepłe powietrze i napawała się świergotem ptaków. Wszystko na zewnątrz emanowało swoją wspaniałością, tak jak to obiecywały książki. Dziewczyna poczuła, że po policzku spływają jej wilgotne stróżki . Łzy szczęścia pomyślała, ale po chwili zrozumiała, że to nie do końca tak. „Nawet na misję przywlokłeś swoją szmatę” tak powiedział Szakal. Tak myśleli wszyscy. Tak przedstawił to Tukan, chociaż w mniej drastyczny sposób. Dla nich wyjście z centrum to była niebezpieczna misja. Dla niej jedyna szansa ucieczki. Jeśli przez to ma być uważana za czyjąś szmatę, może zapłacić taką cenę.
Dziewczyna uznała, że powinna się poczuć lepiej, ale tak się nie stało. Gula pośrodku jej piersi rosła coraz bardziej, a łzy ciekły coraz szybciej .
A co jeśli Tukan oczekuje od niej czegoś w zamian za jego małe kłamstwo?
A może nie chce, by to było kłamstwem?
Popatrzyła z przerażeniem na ręce i ku uldze nie zobaczyła na nich krwi. Sięgnęła za pas i wyciągnęła zawinięty w zielony materiał nóż. Na nim również nie było krwi. Zdążyła go wtedy umyć, ale nie miała czasu, by odnieść go na miejsce. Teraz na zawsze pozostanie przy niej. Nie pozwoli jej zapomnieć pierwszego morderstwa. Dziewczyna chciała cisnąć nóż przez okno, ale tego nie zrobiła. Tukan, chociaż bardzo miły, zostanie zabity, jeśli zechce czegoś od niej. Już była morderczynią, więc to nie sprawi różnicy.
I wtedy Łania rozpłakała się naprawdę. Nie chciała nikogo obudzić, więc zagryzała rękę. Jej przytłumione wycie i tak słychać było dość głośno, ale nie zwróciło niczyjej uwagi. Wszyscy, włączając Nosorożca i Szakala, spali kamiennym snem. Po chwili usnęła i Łania.




~~



Kabanos biegł. Ta kobieta, z rozerwanym uchem i pokrytą bliznami twarzą, goniła go po całym centrum. Dopadła go znów w tym samym miejscu, co poprzednio. Jednym kopnięciem w mostek powaliła na podłogę i siadła na nim okrakiem. Kabanos zasłonił twarz rękoma, oczekując uderzenia, które nie nadeszło. Wtedy dziewczyna go cmoknęła w usta. On odwzajemnił pocałunek i zanurzył rękę w jej krótkich, szorstkich włosy . Ona była taka gorąca, że aż parzyła skórę. Wszędzie, gdzie go dotykała, zostawiała piekące ślady. Kabanos zauważył, że jej ręce są czerwone od krwi, którą rozmazywała po ciele. To jego krew.
Kabanos obudził się nagle zalany potem. Obok niego leżał brat i spał w najlepsze. Dookoła nie było nikogo oprócz nich.
Chłopak niezdarnie wstał. Nadal czuł na policzkach ciepło jej pocałunków i własnej krwi. Musiał się przewietrzyć.
Chodzenie po centrum samopas było bardzo niebezpieczne, ale po ostatniej rzezi głód śmierci powinien być zaspokojony przynajmniej częściowo.
Sam tego nie zauważając, chłopak znalazł się w miejscu, gdzie nie tak dawno odbyła się walka , już teraz nazywana przez wszystkich Wielką Bitwą pod Wentylacją. Ludzie chyba po prostu lubili Wielkie słowa.
Chłopak popatrzył na wyłamaną kratę. Chociaż stada tak bardzo pragnęły zapobiec ucieczce na zewnątrz, że nie szczędziły swojej i cudzej krwi, to po zakończeniu potyczki jakoś nikt nie kwapił się, by wyjść na zewnątrz i ścigać uciekinierów. Byli uznani za zmarłych. Nawet gdyby udało im się wrócić do centrum, zostaliby tutaj zabici.
Kabanos odetchnął z ulgą, po czym usiadł pod ścianą, ogarnęło go zmęczenie. Już nigdy nie zobaczy dziewczyny z przenikliwie niebieskimi oczami.
Ocucił go głośny łomot, który wydała sterta desek zwalonych na podłogę. Kabanos ze zdziwieniem zwrócił głowę w kierunku hałasu. Przed nim, równo na środku pokoju, stała wątła postać z rękami opartymi na biodrach. Nawet z odległości kilku metrów chłopak wyczuwał smród niemytego miesiącami ciała. Nie żeby ludzie w jego stadzie myli się codziennie, ale konieczność polowania i patroszenia zwłok rodziła potrzebę zmywania krwi i okazyjnie potu i pyłu.
Natomiast stojąca przed nim chuderlawa osoba nie miała chyba za bardzo styczności z wodą.
– Na co czekasz, tłuściochu? – Zaśpiewała postać do Kabanosa. Tak, zaśpiewała bezzębnym, starym, ale wesołym i niezmiernie irytującym głosem. – Bierz w ręce tamten gruz i przenoś go tutaj.
Kabanos uświadomił sobie trzy zaskakujące rzeczy jednocześnie. Staruch zwracał się do niego. Kamienie, które miał przenieść, były cięższe, niż przypuszczał. I najważniejsze – wykonywał polecenia jakiegoś nieznanego wariata. Tak, jakby znajomość jakiegoś wariata usprawiedliwiała wykonywanie jego żądań.
Pomimo wszystkich tych błyskotliwych spostrzeżeń, Kabanos posłusznie przeniósł to, co mu wskazano.
Starzec, któremu chłopak mógł się teraz przyjrzeć, był okropnie chudy. Pomiędzy jego żebrami tworzyły się głębokie na pół palca wyrwy. Brzuch już dawno ukrył się pod klatka piersiową, a ręce i nogi wyglądały jak obciągnięte skórą kości.
Kabanos, będąc z natury osobą dość obszernej budowy i żyjąc w stadzie, gdzie głód raczej rzadko zaglądał w oczy na dłuższy czas, nie mógł zrozumieć, jak tak chudy człowiek mógł w ogóle chodzić.
No i co stoisz, baranie – oznajmił wesołym głosem starzec, przypominając o swojej obecności. Potem jakby zamyślił się na chwilę i dodał: – Baran? To twoje imię, tak?
Nie, mam na imię Kabanos – odpowiedział zdziwiony Kabanos, ale starzec nie przyjął tego do wiadomości.
Dobrze, Baranie, stań tu – polecił, wskazując szczyt dziwnej konstrukcji z desek i kamieni.
Kabanos posłusznie wypełnił polecenie i skrzywił się, jak starzec wpełzł mu na plecy. Chłopak z trudem powstrzymywał się, by go nie zrzucić. Nie chodziło o nazywanie go baranem. Starzec miał na sobie jedynie coś w rodzaju majtek – czyli kawałka materiału okręconego wokół bioder. Właśnie z tego jedynego elementu ubrania dochodził najgorszy smród.
Nagle Kabanos zauważył, że nie czuł na sobie ciężaru wariata. Chłopak tak skoncentrował się na nie zwróceniu swojej kolacji, że nie zauważył, jak nieznajomy zniknął. Już odwrócił się, by zejść z powrotem na ziemię, kiedy z góry dotknęła go czyjaś ręka.
Gdzie leziesz, Baranie? – ryknęła uśmiechnięta od ucha do ucha twarz starca wystająca z otworu wentylacyjnego. – Szybko, właź tutaj.
Kabanos bez namysłu chwycił się krawędzi i z niemałym trudem znalazł się w środku.


~~



Łania obudziła się o wschodzie słońca. Różowe promyki padały jej prosto w oczy. Niechętnie wstała i chwiejnym krokiem zeszła na dół. W wygodnych legowiskach wszyscy nadal spali. Puma z głową na brzuchu Wilczycy, Kia obejmująca Lwicę, Hiena wtulona w Żmiję, faceci w ogóle spali jak jedna wielka bezwładna masa, tak, że nie wiadomo było, gdzie znajdowały się czyje kończyny. Łania poczuła, jak jej burczało w brzuchu. Znalazła czyjś plecak i nie pytając się o zgodę, wyjęła płat zimnego, smażonego mięsa. Pochłonęła go prawie nie gryząc, wzięła następny kawałek i odłożyła plecak dokładnie w to samo miejsce. Nie była pewna, czy zjadanie zapasów, było dozwolone. Potem poszła do łazienki, napiła się i umyła twarz. Za oknami   robiło się coraz jaśniej.
Dziewczyna wyszła na zewnątrz. Ptaki powoli budziły się do życia, a ich kakofonia zagłuszała szum lasu.
Łania usiadła na schodach i ukryła się w cieniu. Siedziała dość długo, myśląc o tym, że w takich chwilach bohaterki książek zwykły pijać kakao, które podobno było bardzo dobre.
Obok niej szybkim krokiem przeszedł Szakal, ku zdziwieniu i uldze Łani nie zauważył jej. Po prostu podbiegł do najbliższego drzewa, oparł się o nie i zwymiotował. Potem opadł na podłoże w niebezpiecznej odległości od kałuży.
Łania nawet z odległości kilku metrów i przy nikłym oświetleniu dostrzegała szkarłatny odcień. Do jej nozdrzy docierał zapach kwasu, powszechny przy takich przypadkach, ale miał nietypowy dodatek. Metaliczną woń, mówiącą jednoznacznie, że Szakal rzygał krwią.
Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się, czy biec po pomoc, ale ostatecznie uznała, że nie chciałaby zwracać na siebie uwagi, a skoro chłopak już zwymiotował, to pewnie było mu lżej.
Łania pomyślała czy wymiotny atak mógł być wywołany ciosem Tukana. Chociaż Tukan uderzył go w twarz, więc to mało prawdopodobne.
Wtedy Szakal znów zaczął wymiotować, a raczej tylko próbował, stojąc na klęczkach i plując gęstą, czerwoną cieczą. Wydawało się, że nie mógł oddychać i być może tak było, bo po chwili opadł bezwładnie twarzą prosto w grudę wymiocin.
Łania podbiegła do niego, pokonując wewnętrzny opór, i potrząsnęła go za ramię. Po chwili puściła i przyjrzała się odkrytemu skrawku skóry chłopka , po czym zaczęła wrzeszczeć, nie przejmując się już nikim i niczym. Przenikliwym piskiem starała się zawołać po pomoc i usunąć z głowy to, co zobaczyła.
Ramię i całe ciało Szakala było pokryte małymi, odrażającymi, wypukłymi, czerwonymi plamkami, które niczym wysypka zajmowały każdy centymetr skóry.




Łania by Mira (bodajże ołówek)




          Wiem, wiem, rozdziały miały być co dwa tygodnie, a są co miesiąc. No cóż może następny będzie szybciej? To zależy od Bagheery, ale nie liczyłabym na to, że pojawi się przed Świętami Wielkanocnymi. Mamy już 8000 wyświetleń! 
To cieszy oko, chociaż mogło by być więcej. Jak widzicie mamy nowy szablon, który jak to określa moja współautorka "walipogałach" Miejmy jednak nadzieję, że to przyciągnie uwagę czytelników.
           Z ważnych informacji to mamy teraz na blogu betę - Deggausser, którą można znaleźć TUTAJ i TUTAJ. 
           Będziemy też w najbliższym czasie edytowały początkowe notki, żeby wyeliminować błędy, które wytknęła nam Niofomune. Nie przyniosą one zbyt wielkich zmian do fabuły, więc jeśli ktoś  nie ma ochoty ponownie tego czytać to nie ma potrzeby.
           Teraz czas na tradycjonalne prośby o komentarze, więc jeśli czytacie 100 lat po centrum handlowym to komentujcie! A jak ktoś chciałby powiedzieć o tym blogu znajomy, to na pewno go  nie zjemy, 
           A tak pewnie zauważyliście. Mamy pierwszego funarta od  Miry. Bagheera była wniebowzięta, więc dla Miry szczególne pozdrowienia i dedykacja rozdziału! 
Weźcie przykład z Miry, narysujcie coś i wyślijcie na adres mój (litlit@op.pl) lub Bagheery (chomiczynka6@o2.pl).
           Dodatkowo mamy 172 komentarze, do dwusetki niby daleko, ale pod każdym kolejnym postem, jest coraz więcej komentarzy, więc uznałam, że od razu ogłoszę. Autor 200-ego komentarza może wysłać na powyżej wymienione e-maile pytanie dotyczące tego bloga.
Albo co mi tam! Dwa pytania!





Zawsze 
Wasza
Litka

sobota, 22 lutego 2014

Horyzont



Ciemność. Nieprzenikniona i głęboka. Oplatała te wszystkie okropne wspomnienia i sprawiała, że choć na chwilę można było wyobrazić sobie, że to wszystko się nie zdarzyło. I wtedy rozbłysło światło ponownie nawołując wszystkich, aby powrócili do rzeczywistości, stanęli zimni niczym stal i spojrzeli jej prosto w twarz. Znów rozległ się hałas przypominający nieco grzmoty oddalającej się burzy. Krzyki, błagania o pomoc, jęki rannych. Świstak rozejrzał się wokół. Widok był niecodzienny, bo oto członkowie jego stada stali ramię przy ramieniu z łowcami z Wielkiego Stada. Pod zniszczoną kolumną Kura poiła jakiegoś obcego, ciężko rannego mężczyznę, a parę metrów dalej Jaguar na spółkę z barczystą kobietą z wrogiego stada nieśli ciało martwego Goryla. Tak jakby w tej jednej chwili nie liczyło się pochodzenie. Wszyscy skupiali się na pomocy ofiarom i zupełnie nie zwracali uwagi na to, z którego są stada. Bitwa, która zabrała ze sobą dziesiątki ofiar zjednoczyła oba plemiona. Ale czy musiało dojść do tak wielkiego rozlewu krwi? Świstak przez chwilę pomyślał, że to w pewnym sensie jego wina, może był trochę za surowy dla bliźniaczek? Może to, że od tego wypadku pod sklepem z zabawkami był zwykle w stosunku do nich oschły i zimny do tego doprowadziło? Albo gdyby po ogłoszeniu ich przywódczyniami przestał zgrywać poddanego i odsłonił oblicze prawdziwego, troskliwego ojca? Przecież to nadal jeszcze dzieci. Głupie dzieci.
- Okropny widok, prawda?
Świstak odwrócił się, żeby spotkać się twarzą w twarz z barczystym mężczyzną o krótkich, nierówno ściętych włosach, które pomimo młodego wieku miały siwy odcień. Starzec skinął głową w odpowiedzi na jego pytanie. Nie mógł z znikąd przypomnieć sobie jego twarzy, więc prawdopodobnie nigdy go nawet nie widział.
- Co teraz zamierzasz z nami zrobić? – kontynuował tamten przyklękając na jedno kolano i pochylając nisko głowę tak jakby bał mu się spojrzeć w oczy – był to gest pomiędzy przywódcami symbolizujący podległość i całkowite oddanie się jednego stada drugiemu. - Jesteśmy gotowi na wszystko…
Świstak wpatrywał się w niego jak zahipnotyzowany. Drżącymi rękoma złapał za ramiona mężczyzny i, tak jak nakazywała tradycja, podniósł go z klęczek. Czekał na tę chwilę od tylu lat, wiele razy nawet nawiedzała go ona w snach. Zdominowanie Wielkiego Stada. Nie, nie, nie… zniszczenie Wielkiego Stada! Zniszczenie w drobny mak! Zrównanie z ziemią! Tak, to brzmiało już o wiele lepiej. Ale… dlaczego nie czuł tej dumy, potęgi i siły? Teraz był już największym przywódcą w całym centrum. Wyobrażał to sobie jednak zupełnie inaczej. Starzec przygryzł lekko suchą wargę i spojrzał w szare oczy wroga. Ten chłopak ledwo odrósł od ziemi, był jeszcze taki młody, ale mimo to odważnie wpatrywał się w jego twarz. Ciało przywódcy wielkiego Stada pokryła gęsia skórka, sine usta zacisnęły się w wąską kreskę, a klatka piersiowa poruszała się szybko, lecz miarowo.
- Jesteście wolni. – wychrypiał Świstak i powoli odwrócił się, aby pokuśtykać na swoje piętro i przeliczyć straty. Nie odwrócił się ani razu. Nagle usłyszał za sobą szybkie kroki, czyjąś zimną dłoń na ramieniu, a potem głos tego z kim rywalizował przez te wszystkie lata, chociaż nawet nie znał jego imienia.
- Dziękuję.


~~


W powietrzu unosiły się tumany kurzu i pyłu. Jakiś chłopak przedzierał się przez gruz potrącając co chwila ludzi. Zachowywał się tak jakby kogoś szukał.
- Kabanos! – wołał co chwilę przetrząsając kolejne zakamarki, zaglądając do sklepów i penetrując schody
Nagle dostrzegł jakąś skuloną postać pod jednym ze sklepów. Zaczął biec truchtem w tamtą stronę. Osoba uniosła głowę ukazując pulchną, męską twarz otoczoną gęstwiną kręconych,  brązowych włosów. Chłopak na ten widok przyspieszył tempa.
- Kabanos! –wrzasnął uradowany i rzucił się na podłogę obok mężczyzny – Bogom niech będą dzięki! Już myślałem, że cię zabili!
- Majonez… - wyszeptał tamten łkając – Odejdź, proszę…
- Ale… nie mogę odejść. – odparł Majonez trochę zdziwiony – Jestem twoim bratem. Zawsze mieliśmy być razem, pamiętasz?
Kabanos nie odpowiedział, więc chłopak złapał go za ubranie i potrząsnął.
- Pamiętasz?! – chłopak uniósł trochę głos, ale natychmiast się opanował – Proszę, powiedź, że pamiętasz.
Jego brat kiwnął lekko głową, po czym znów się skulił. Łzy srebrnymi strugami spływały na brudną posadzkę. Majonez nigdy nie widział swojego brata w takim stanie. Nie miał pojęcia co robić, więc tylko pogładził go lekko po plecach. Kabanos rozluźnił się trochę i wyciągnął przed siebie drżące ręce zaciśnięte na jakimś przedmiocie.
- Co to jest? – spytał zdezorientowany Majonez odginając jego palce – Czy to… śrubokręt?
Tak. Był to najzwyklejszy w świecie śrubokręt z gumową rączką, ale nikt poza Kabanosem nie wiedział, że jeszcze parę godzin temu wysoka, blondwłosa kobieta zamierzała z zimnym sercem wbić mu go w gardło. Nieszczęsny mężczyzna stał w obliczu śmierci. Był tak blisko. Wystarczył tylko jeden ruch i byłoby po nim. Doskonale pamiętał lodowate spojrzenie błękitnych oczu na sobie, był tylko nic nie znaczącą ofiarą, której należało jak najszybciej się pozbyć. Może chybi? A może jednak się nad nim zlituje? Uratował go jedynie krzyk tej małej rudowłosej dziewczynki, która była jedną z uciekinierek. Jak w zwolnionym tempie widział niepewny wzrok tajemniczej blondynki i jej znikającą na polu bitwy sylwetkę, a potem jeszcze brzęk upuszczanego śrubokrętu.
- Chodź. – powiedział Majonez spokojnym głosem, co było u niego rzadko spotykane – Zaprowadzę cię do domu.


~~


Wilczyca na dźwięk głosu Skorpiona zaczęła iść szybciej. Oczywiście na tyle ile pozwalał jej czołgający się powoli ranny Tuńczyk. Paręnaście metrów dalej widniał prostokąt światła, a dziewczyna z całej duszy pragnęła wydostać się z wilgotnego, zimnego tunelu złożonego z monotonnych, metalowych płyt.
- Uważaj na dziurę. – usłyszała stłumiony głos Tuńczyka
- Aha, jasne. – odpowiedziała mu nadal prąc przed siebie
Po chwili dopiero dotarł do niej sens tych słów. Dziurę? Ale jaką…
- Aaaaaaaaaaaaaaa! – wrzasnęła, kiedy straciła grunt pod nogami i runęła w ciemny odłam tunelu prowadzący w dół. Nagle poczuła, że ktoś w ostatniej chwili złapał ją za rękę. Spojrzała w górę, nadal przerażona tym, że jeszcze parę sekund temu mogła umrzeć i ujrzała swoją siostrę. Z jej oczu płynęły łzy malując na pokrytych kurzem policzkach najróżniejsze wzory. Tam na dole, w centrum… musiało się coś stać. Powiem ci później – mówił wzrok Pumy.
- Mówiłem, żebyś uważała. – naprzeciwko bliźniaczki pojawiła się ciemna sylwetka Tuńczyka. Oboje wyciągnęli Wilczycę z tunelu i pokonali ostatnie parę metrów dzielących ich od wyjścia.
- I jak? – krzyknął Nosorożec do Skorpiona, który zdążył w tym czasie wyjść już na zewnątrz – Jest jakieś zejście?
Niepokojąca chwila milczenia.
- Tak! – dało się słyszeć odpowiedź – Musicie wejść tam, a potem zejść kawałek po tych wystających belkach. Dalej jest jakaś rynna, ale nie wiem czy jest wystarczająco stabilna!
Nosorożec wziął Kruka na ramiona i po chwili już go nie było. Wszyscy po kolei opuszczali tunel wentylacyjny i schodzili na dół. Wilczyca osłoniła dłonią oczy przed rażącym światłem. Od razu zwróciła uwagę na jego kolor. Nie było żółte i mdłe jak w centrum, lecz złociste i… ciepłe.
- Braciszku, boję się… - zwróciła się Hiena do Szakala, który pomagał pozostałym schodzić na ziemię. Dziewczynka była roztrzęsiona, co chwilę przenosiła wzrok z brata na resztę członków stada tak, jakby nie mogła na nikim skupić wzroku. Drżała.
- Wszystko będzie dobrze. – Szakal pogładził ją po twarzy – Nic się nikomu nie stanie. Ale obiecaj, że nie będziesz się bać?
- Obiecuję. – odpowiedziała dzielnie przełykając cicho ślinę
- Mają tutaj całkiem niezła lampę. – stwierdził Tukan mrużąc oczy
Wilczyca podążyła za jego wzrokiem i oniemiała z wrażenia. Kiedy wychodziła z wentylacji nawet nie zwróciła na to uwagi, ale teraz nie mogła odwrócić oczu od tego widoku. Przed nimi rozciągała się plątanina  najróżniejszych roślin. Niektóre miały duże, rozłożyste liście, inne ograniczyły się tylko do wystających, zielonych przypominających kikuty łodyg. To wszystko przypominało obrazek z jednej z jej ulubionych książek - ,,Księgi dżungli”. No, może nie licząc wyrastających z roślinnego chaosu budynków, a raczej ich ruin, które zdawały się toczyć walkę – natura kontra cywilizacja. Jednak natura zdecydowanie wygrywała w tym starciu. Wilczyca uniosła wzrok na ognistą, pomarańczową kulę wypełzającą leniwie znad tego wszystkiego. Okna wieżowców migotały odbijając jej światło, a dźwięki podobne do tych ze sklepu zoologicznego, jednak o wiele głośniejsze rozbrzmiewały dookoła.
- To nie lampa. – wyszeptała Puma, której również zaparło dech w piersiach – To Słońce. Najprawdziwsze Słońce… a to oznacza, że udało nam się tu dotrzeć akurat na Dzień.
- Ten jest  wiele piękniejszy od tego w centrum. – stwierdziła  Żmija rozglądając się dookoła z niedowierzaniem – Kto ma nad nim władzę?
- Nie wiem. Może… bogowie?
Hiena tuliła się do swojego brata kurczowo trzymając go za rękę, przygryzła lekko wargę i po chwili wahania w końcu się odezwała.
- Co to jest? Tam daleko. – wskazała ręką w dal – Tam, gdzie łączy się ziemia z niebem. Czy dalej nic już nie ma?
- To horyzont. – wyjaśniła Wilczyca – Dalej pewnie też jest to samo co tu.
- A co właściwie jest tu?
- To pewnie… - zaczęła Puma wymieniając spojrzenia ze swoją siostrą – park miejski. Tak, to na pewno park. Więc jak pójdziemy dalej, za horyzont, to pewnie dojdziemy do miasta, a tam znajdziemy lekarza.
- I nowy dom. – wtrąciła Kia
Hiena zmarszczyła lekko brwi tak jakby nad czymś się głęboko zastanawiała. Dopiero po chwili Wilczyca spostrzegła, że tak naprawdę przygląda się małemu owadowi, który przysiadł na liściu kilka stóp od nich. Stworzenie co chwilę składało się na pół, a potem rozkładało ukazując misternie ozdobione… ciało?
- A to co? – dziewczynka wskazała na owada, a bliźniaczka zdziwiła się, że zadaje tak dużo pytań… że w ogóle je zadaje. Jednak zaskoczenie szybko ustąpiło miejsca uldze. Hiena zawsze była cicha i zachowywała się bardzo dojrzale jak na swój wiek. Czasem wydawało się, że pod tą dziecięcą powłoką kryje się dorosła dusza z niewiadomych powodów zamknięta w tym ciele. Teraz zaczęła wydawać się bardziej ludzka i mniej tajemnicza.
- To motyl. Nie zrobi ci krzywdy.
Hiena dotknęła małego stworzenia, które natychmiast poderwało się w powietrze i odleciało. Dziewczynka ze śmiechem odwróciła głowę w stronę Wilczycy, a jej włosy wyglądały tak jakby płonęły. Była szczęśliwa.
- A to?
- To ptak, ale jego raczej nie dotkniesz, bo zaraz odleci.
- A tamto?
- To… co to jest, Pumo?
- Nie wiem. To jakaś dziwna roślina, nigdy o niej nie czytałam. Lepiej jej nie doty…
- Ała! Nie zauważyłam, że ma kolce!
- Mówiłam, żeby nie dotykać.
Tego dnia w ,,parku miejskim” po raz pierwszy od wielu lat rozbrzmiał śmiech. Ludzki śmiech. Zwiastun szczęścia. Zwierzęta przystawały w lesie, a by posłuchać tego osobliwego dźwięku. Niektóre natychmiast uciekały w popłochu, ale te odważniejsze podążały sobie tylko znanymi ścieżkami w stronę, z której dochodził, aby zaspokoić wrodzoną ciekawość. Kiedy tak, skryte w cieniu krzewów wychylały głowy, widziały grupkę stworzeń zbiegających na dwóch nogach z pokrytego trawą pagórka. Ale najdziwniejsze było to, że… wszystko było dla nich powodem do radości. Czy to wąchanie kwiatów, czy też obserwowanie chmur. Gdyby zwierzęta umiały spoglądać z niedowierzaniem i kręcić głowami, na pewno by to zrobiły.
- Czekajcie! – krzyknął wysoki, muskularny chłopak o niemalże czarnej skórze – Gdzie jest Goryl?
Wszyscy się zatrzymali. Chłopak przeniósł wzrok na dwie wyglądające niemal identycznie dziewczyny. Nastąpiła długa chwila milczenia. Ta po prawej, z warkoczem spływającym na ramię podeszła do niego.
- Nosorożec, ja… chciałam mu pomóc… - jąkała się, a z jej oczu zaczęły skapywać na ziemię kropelki wody - …ale… nic nie mogłam zrobić… On… nas uratował…





Lwica by Cammie







Przepraszam za tak duże opóźnienie w pisaniu :/, ale ostatnio mamy sporo nauki, a poza tym przez dwa tygodnie byłam chora. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe i spodoba wam się rozdział, mimo że wydaje mi się, że go schrzaniłam. No cóż, przynajmniej rysunek fajny :). Przypominam o komentarzach, opiniach, ankiecie o bohaterach i o wysyłaniu rysunków (dlaczego nikt nie chce wysłać? D: uwielbiam oglądać czyjeś rysunki). Nie wiem kiedy będzie następny rozdział. Pewnie też za miesiąc, bo Litka będzie chciała się na mnie zemścić (zawsze czekam z niecierpliwością na jej rozdziały, tak jak wy :D). Mam również pewne ostrzeżenia, a mianowicie przed niezwiązanymi ze ,,100 lat po centrum handlowym" postami, które czasami się tu pojawiają. Nie martwcie się, to tylko fragmenty naszych innych książek bądź opowiadań, którymi wymieniamy się na bloggerze z Litką, a które nie raz niechcący się publikują. Takim przykładem ostatnio było opowiadanie ,,Porcelanowa lalka" autorstwa Litki. Zalecam je ignorować i najlepiej w ogóle nie czytać. Z ogłoszeń to jak widzicie mamy nowy szablon z okazji wyjścia Pumy, Wilczycy i reszty z centrum ;D oraz ponad 7300 wyświetleń i aż 14 obserwatorów (jak zawsze zwykłam w takich chwilach mówić ,,Jeszcze tylko 986 obserwatorów, żeby ktoś nas zauważył")!!!
I tak tylko przypominam
CZYTAM=KOMENTUJE

Bagheera

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Kruk

Kochała to. Nie było nic piękniejszego, niż trzymać w ręku książkę. Czuć jej ciężar i słodko zgniły zapach czasu, kurzu i pleśni. Czytała, a to oznaczało, że świat realny już nie istniał. Był daleko, daleko… tak daleko, że nawet nie usłyszała cichych kroków zbliżających się w ich stronę.
      - Szukałem was wszędzie!
Dziewczyny podskoczyły i szybko odłożyły książki. Wilczyca poświeciła latarką na twarz człowieka. To był jeden z posłańców należący do ich stada. Mężczyzna zakrył twarz przed ostrym światłem.
      - Hej, macie latarkę! Przecież używanie latarek do celów prywatnych jest zakazane.
      - Dlaczego nas szukałeś? – spytała Puma chcąc zmienić temat
      - Przysłał mnie wasz ojciec. – odsapnął tamten. Widać było, że przebiegł dobry kawał drogi, żeby dotrzeć aż tutaj – Chodzi o Kruka… on…
Oczy bliźniaczek rozszerzyły się. Jak na komendę wybiegły z Empiku kierując się w dobrze znaną im stronę. Nie czekały na posłańca, nawet się za nim nie obejrzały. Kiedy były już na siódmym piętrze natknęły się na grupkę łowców z Wielkiego Stada, którzy z wojennymi okrzykami rzucili się w pogoń za nimi. Siostry nic sobie z tego nie robiły. Teraz było im wszystko jedno byle tylko dotrzeć na ich terytorium w jak najkrótszym czasie. W końcu dotarły na jedno z przedostatnie piętro. Wilczyca obejrzała się za siebie. Już nikt ich nie gonił. Zapewne zgubiły łowców gdzieś po drodze, albo tamci nieszczęśliwie natknęli się na Nosorożca i jego brygadę.
      - Chodź, szybko! – Puma pociągnęła ją za rękę w stronę sklepu z meblami
Obie weszły do środka przez wybitą szybę, która służyła za wejście odkąd część galerii się zawaliła. W środku zebrało się sporo ludzi. Dziewczyny przepychały się w stronę hebanowego łoża ze zdartym już dawno jedwabnym baldachimem. Na podartej pościeli naznaczonej gdzieniegdzie plamami krwi leżał skulony mały chłopiec. Kruk. Było ciemno, więc nie widziały jego twarzy, ale obie doskonale pamiętały jak wyglądał. Czarne skołtunione włosy, okrągła twarz i wesoły uśmiech, który zwykle na niej gościł. Teraz jednak w świetle niedawnych wydarzeń znaczył ją grymas bólu. Przy łóżku klęczał Świstak. Jego ramiona poruszały się miarowo od płaczu. Ostatni raz wyglądał na tak załamanego kilkanaście lat temu, kiedy stracił swoją żonę – Salamandrę.
      - Tato! – Wilczyca i Puma przypadły do niego – Co się stało? Czy znowu się pogorszyło?
Mężczyzna nie odpowiadał i odwrócił wzrok.
      - Obawiam się, że to już koniec… - powiedział Tukan kucając obok nich – Tak mi przykro.
Bliźniaczki zaniosły się płaczem przez długi czas klęcząc przy chorym bracie. Większość gapiów wyszła już na zewnątrz, żeby wrócić do swoich codziennych spraw. Zostali tylko Tukan, Hiena, Świstak i jeszcze kilka osób.
       - To mój… to znaczy… nasz brat! – krzyknęła Wilczyca przez łzy – Musicie coś zrobić! Ratujcie go!
       - Rozumiem cię doskonale… - do sióstr podeszłą przykurczona staruszka. Wszyscy patrzyli na nią z szacunkiem i czcią, ponieważ była najstarszym członkiem stada – Rok temu zginęła moja siostra i czułam to samo, co ty. Niestety ten biedak – to mówiąc wskazała na umierające dziecko - nie ma najmniejszych szans na przeżycie. Musicie się z tym pogodzić.
Wilczyca przebrnęła przez tłum gapiów i wybiegła na prawie pusty pasaż.
      - Zaczekaj! Gdzie biegniesz?! – krzyknęła Puma i zatrzymała ją
      - Na polowanie. – mruknęła tamta pociągając nosem
      - Nie zostawię cię… - Puma otarła łzy ręką – Idę z tobą.






Przepraszamy za tak długą przerwę. Współautorka Litka wyjechała, więc to ja wstawiam post, choć według i tak zaburzonej kolejności w dodawaniu rozdziałów to ona powinna to zrobić. Mam nadzieję, że wam się spodoba ^^
Bagheera