Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przygody. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przygody. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Bitwa

- Nosorożec musisz powiadomić wszystkich o naszej misji. – zakomenderowała Wilczyca – Tych silniejszych poślij na polowanie, reszta niech czeka na nas na dziewiątym piętrze.
- Przyjdziemy po nich później. – dodała Puma – Tukan, Lwica, Żmija wy odpowiadacie za polowanie. Musicie tylko poczekać jak tamci do was dołączą. My musimy jeszcze zabrać Kruka.
Tukan widocznie zmarkotniał. Dziewczyna z uwagą mu się przyjrzała.
- A po co konkretnie macie to zrobić? – zapytała Lwica nieco agresywnym tonem, Wilczyca już miała jej równie agresywnie odpowiedzieć, ale nagle odezwał się Tukan:
- Ja też… Też muszę coś zrobić. – po czym dodał widząc pytające spojrzenia wszystkich – To osobiste.
Puma wzruszyła ramionami i razem z siostrą pobiegła w ciemny korytarz. Tukan również odwrócił się i po prostu poszedł w drugą stronę.
- Czekajcie na nich na przy wodopoju. – powiedział Nosorożec do Lwicy i Żmii, myśląc o tym, że osobiste sprawy Tukana, są na pewno związane z kobietą. A może nawet kilkoma.
Lwica skinęła głową.
– Tylko postaraj się ich przysłać szybko...
I one też skręciły za róg korytarza.


~~


Tukan szedł po ciemku. Łania mogła być równie dobrze tu jak i w każdym innym miejscu, ale wydawało mu się, że znajdzie ją akurat tutaj. I się nie mylił. Z wnętrza windy dobiegał cichy szloch. Wskoczył przez klapę do środka. Formalnie rzecz biorąc popełniał wykroczenie, ale dawniej często on razem z Nosorożcem i Boa, przesiadywali tu godzinami rozmawiając z dziewczynami o polowaniach. Nosorożec był zajęty głównie planowaniem strategii, ale Tukan zawsze próbował wykorzystać każdą okazję, żeby zbliżyć się do Żmii. Wtedy bardzo mu się podobała. Boa próbował szczęścia z każdą z bliźniaczek, ale no cóż, za wysokie progi na kozie nogi. Teraz znalazł sobie kogoś innego, ale Tukan nie był poinformowany kogo. Często wpadał tu też Szakal, żeby zobaczyć się z siostrą. To były piękne chwile. Wtedy wszyscy śmiali się i żartowali. Teraz była tu tylko Łania, zawsze wzniosła i niedostępna, teraz płacząca tutaj w samotności.
Podniosła głowę nie ukrywając łez.
- To ty to zrobiłaś? - bardziej stwierdził niż zapytał Tukan – Dlaczego?
- Powiesz im, prawda? - Dziewczyna spuściła wzrok. - Ale to już nie ważne.
- Nie odpowiedziałaś. Dlaczego? - odrzekł chłopak twardo.
- Nie zrozumiesz tego. Nikt tego nie zrozumie. Puma i Wilczyca, zawsze są wolne i silne. Robią co chcą. - mówiła cicho, a łzy spływały jej po policzkach. Potem dodała, tak jakby, z nadzieją. - One też zabijają.
- One polują. Zabijają wrogów, a nie swoich. Płetwal był członkiem Stada. - Tukan stał nad nią niczym kat. Nieugięty, nieubłagany.
- One nie muszą wychodzić za mąż. – nie wytrzymała Łania i krzyknęła – Mogą czekać na prawdziwą miłość jak w książkach. Nic nie muszą! One decydują.
- Płetwal był mądry i dobry. Wszyscy go szanowali. Tobie się nie podobał, bo był brzydki. - teraz Tukan też już krzyczał – Wiesz dlaczego miał zdeformowaną twarz? Jeszcze jak był małym chłopcem stawił czoła pięciu przeciwnikom. Wyrzucili go przez barierkę. Ty nigdy byś się nie zdobyła na taką odwagę!
- Odwaga?! - Łania wstała - Znów ta odwaga. Odwaga jest wtedy, gdy rycerz pokonuje smoka dla damy serca, jak w książkach. Tutaj odwaga to zabicie człowieka. Jeśli Płetwal był odważny, jeśli Wilczyca i Puma są odważne, to ja też! Wróg? Swój? Dla mnie on był wrogiem. Nigdy nie widziałam nikogo z Wielkiego Stada. Ale mówicie nam, że są wrogami. Jego widziałam codziennie. Musiałam być z nim co noc. Myślisz, że nie wiem dlaczego on? Dlaczego to mnie przypadł stary, chory, brzydki i śmierdzący Płetwal? Ten, który nie może mieć dzieci, bym ja też nie mogła? To zemsta Świstaka! Może to i Wilczyca i Puma są przywódczyniami, ale faktyczną władze nadal ma ich ojciec. I mści się na mnie, za to, że dawno temu powiedziałam jego córkom o sklepie z zabawkami! Uważa, że to moja wina! Teraz mu powiesz o tym, co zrobiłam i nareszcie będzie mógł mnie skazać na śmierć. Ale mnie już to nie obchodzi! Lepiej umrzeć niż żyć tak dalej.
Dziewczyna znów opadła na podłogę, a Tukan stał oniemiały. Z wrzaskliwego monologu Łani zrozumiał tylko połowę i nie bardzo się nim przejmował. Ale zauważył coś innego. Gdy dziewczyna na niego krzyczała, a jej oczy z nienawiścią były utkwione w jego twarzy, myślał tylko o tym, że od łez się błyszczą, a mokre smugi na twarzy są jakby ich przedłużeniem. Twarz miała bladą, ale policzki czerwone z wściekłości, figurę niczym klepsydra – talię, która dałoby się objąć dłońmi i krągłości powyżej i poniżej. A gdy skuliła się i ukryła twarz w dłoniach niechcący wygięła długą, cienką szyję. Tukan siadł obok niej.
- Dzisiaj wyruszamy w podróż. - powiedział mimowolnie – Na zewnątrz centrum. Tam nie będziesz musiała obawiać się Świstaka. – dodał. Tak jakby Świstaka można było się obawiać. – pomyślał - Ale ona w to wierzy. Musiał jej pomóc wyjść z centrum. Chciał, by była obok niego. W końcu, jej zbrodnia przestanie być aktualna, kiedy stąd wyjdzie.
Łania popatrzyła na niego czerwonymi od łez oczami, ale nic nie powiedziała, więc kontynuował:
- Nie powiem im. To nie znaczy, że zapomnę. - dodał od razu. A potem pomyślał, co mogą powiedzieć bliźniaczki jak przyprowadzi im Łanie i stwierdzi, że ona idzie z nimi. Nie lubiły jej.
Po za tym była słaba, byłaby tylko jeszcze jedną gębą do wyżywienia. I wtedy wymyślił.
- Będziesz musiała udać, że jesteś ze mną. - Po czym od razu zreflektował się widząc jej spojrzenie. - Jeśli im powiem, że jesteś moja, to powinni ci pozwolić z nami iść. Inaczej będziesz musiała zostać tutaj. To jedyne wyjście.
Dziewczyna odwróciła głowę. Tukan zrozumiał, że ma sobie iść. Wstawał już, kiedy powiedziała:
- Dobrze. Zgadzam się. Idę z tobą. Tylko poczekaj na zewnątrz, chcę się przebrać. - nadal miała na sobie skąpe, okrwawione ubranie, które przykrywała szmatkami z podłogi windy.
Tukan podciągnął się i wyszedł przed właz. Wcale nie zamierzał podglądać.Wcale, a wcale.

~~


Lwica przyczaiła się za przewróconą ławką. W sklepie obok schowali się Goryl, Tuńczyk i Skorpion. W korytarzu naprzeciw ukrył się Szakal. Na środku korytarza siedziała Żmija, którą co chwile wstrząsały spazmy głośnego szlochu. Już po chwili ze schodów zaczęły dochodzić szybkie kroki. Ktoś usłyszał. Po chwili ich oczom ukazała się ciemna sylwetka.  Żmija też ją dostrzegła. Niezdarnie odsunęła się do tyłu, próbując wstać i się potknęła.
- Nie bój się. - powiedział nieznajomy drwiącym tonem – Zamierzam cię zabić szybko.
- Chyba, że będziesz się szamotać. - dodał drugi, stojący za jego plecami - Wtedy może zaboleć.
Na piętrze pojawiało się coraz więcej postaci. Żmija nerwowo zaczęła się odsuwać od nich.
- Hej, maleńka – zarechotał inny, ale potem coś przykuło jego wzrok – Masz ładowarkę! Jesteś Myśliwą.
Wszyscy zaczęli się z niepokojem rozglądać. Przestraszyli się, a to oznacza, że zaczęli uważać.
Niedobrze. Nie pójdą dalej. - pomyślała Lwica. - A nadal są za daleko. Jeśli zaatakujemy teraz wezmą nas w kleszcze i wytłuką wszystkich.
Żmija najwyraźniej też to wyczuła, bo zaczęła jeszcze intensywniej się cofać, ale nadal grając dobrze swoją role. Nawet lepiej, bo teraz była naprawdę wystraszona. Jeśli tamci nie dadzą zwabić się w pułapkę jej stado nie zaatakuję. Zbyt duże ryzyko. Będą siedzieć w ukryciu, nawet, jeśli przed ich oczami rozerwą ją na strzępy.
- Moje sta... Myśliwi-i m-mnie wyrzuu-u-cili - załkała dziewczyna, jąkając się. - Jees-sttem za-a słaba-a. Nnie pprzesz-szłam-m prróbyy. Nie zabijajcie mn-n-nieee.
Żmija specjalnie wykorzystała znany w innych stadach mit, jakoby wszyscy w ich stadzie muszą  przejść jakąś straszną próbę. Najwyraźniej to ich wystarczająco uspokoiło. Znów zaczęli powoli podążać za czołgającą się Żmiją.
- Nie odchodź. – zaśmiał się ktoś – Załatwimy to szybko.
I wtedy ostatni członek polującej grupy przekroczył niewidzialną linię. Żmija zatrzymała się.
- Już nigdzie nie idę… – powiedziała głośno, i spojrzała na swoich prześladowców spod blond włosów opadających jej na twarz. Już wtedy zrozumieli, co ich czeka. Chwilę później Żmija już stała na nogach. Niedoszli oprawcy przerażeni rzucili się z powrotem w stronę schodów, ale drogę zagrodzili im Skorpion, Tuńczyk i Goryl, którzy wyskoczyli z ukrycia. Z cienia w bocznym korytarzu dostojnym krokiem wyszedł Szakal. Stado niczym opętane rzuciło się w kierunku Żmii, obok której już stała Lwica. To była rzeź. Przestraszone stado zdezorganizowało się. Zamknięci w pułapce nie mieli szans. Lwica walczyła ramię w ramię ze Żmiją z pięcioma lub sześcioma przeciwnikami jednocześnie. Kobieta uchyliła się przed czyimś ciosem i wyrwała komuś z ręki śrubokręt. Następnym ruchem wbiła go innemu w oko i z obrzydliwym chlupotem wyciągnęła z powrotem. Nagle Lwica zauważyła, że ktoś próbuje się wymknąć z koła. Spojrzała na Żmiję, która właśnie łamała rękę mężczyzny dwa razy od niej wyższego i ruszyła w pościg. Jednym susem dopadła zbiega i powaliła go. Nie był jeszcze gruby, ale na pewno też nie był szczupły. Lwica zdziwiła się jak w ogóle, kiedy całe centrum głoduje mogli zachować się pulchni ludzie? Już miała wbić w grubaska nowo nabyty śrubokręt, ignorując jego błagania o litości, kiedy usłyszała przenikliwy krzyk o pomoc. To był krzyk Hieny. Tylko sekundę się zawahała, ale już po chwili pędziła korytarzem w kierunku wezwania. Na podłodze płakał skulony pulchny człowiek, dziękując swoim bogom za ocalone życie.


~~


Gepard ocknął się na podłodze. Było ciemno, a wokoło panowała cisza. Chłopak z trudem podniósł się na kolana, ale natychmiast z powrotem usiadł, bo zakręciło mu się w głowie. Nie miał siły by uciekać, a wiedział, że tutaj jest niebezpiecznie. Z trudem doczołgał się do jakiegoś ciemnego kąta, gdzie nikt nie powinien go znaleźć. Pamiętał tylko, że w środku Dnia obudził go zdyszany Nosorożec i kazał natychmiast przygotować się do wyjścia. Chwilę później do sklepu, gdzie spał, wbiegła Hiena.
- Wstawaj! Mamy mało czasu. Weź jakieś ubrania i całe jedzenie, jakie masz. - powiedziała dziewczynka jednym tchem – Wychodzimy z centrum. – dodała złowieszczym głosem
No może to nie głos był złowieszczy, ale fraza, którą powiedziała. Już chwilę później oboje biegli na ósme piętro, gdzie mieli się spotkać z resztą. Nikogo jeszcze nie było, więc mieli chwilę by złapać oddech. Wtedy Hiena miała okazje opowiedzieć mu o całym planie.
- Co? Nigdy w życiu! Przecież to głupie! - zdążył tylko powiedzieć, a wtedy przyszli oni.
To byli przyjaciele Nosorożca. Tylko wcale nie byli przyjacielscy. Byli wystraszeni. Gepard polował już wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że wystraszony przeciwnik jest najbardziej groźny. Dlaczego wtedy pomyślał o nich jak o wrogach? To była taka instynktowna reakcja, że nawet nie zauważył jak wstał i przyjął pozycję obronną. Hiena zrobiła to samo.
- Gdzie oni są? Wy przecież wiecie! - wrzasnął, chyba najbardziej przestraszony, Boa.
Gepard chciał już powiedzieć, że nic nie wie i, że ten pomysł nie wydaje mu się zbyt mądry, ale na przód wystąpiła Hiena i krzyknęła:
- Nawet gdybyśmy wiedzieli, nie powiedzielibyśmy zdrajcom!
Chłopiec pomyślał tylko, że chyba niepotrzebnie użyła liczby mnogiej i wtedy Jaguar zamachnął się na dziewczynę, a ta skuliła się oczekując ciosu. Gepard zareagował instynktownie. Skoczył i uderzył z całej siły Jaguara w twarz. Tamten skulił się tylko na chwilę, ale wtedy Sokół chwycił chłopca za ramie i przytrzymując go uderzył łokciem w brzuch, po czym cisnął go w bok. Gepard zahaczył nogą o jakąś przewróconą ławkę i poczuł ból w kostce, a potem uderzył o podłogę. Widział jeszcze jak Jaguar podnosi wierzgającą Hienę za włosy i wydawało mu się, że słyszy jej przeraźliwy wrzask. Potem zobaczył Lwicę, która z wyskoku kopnęła Sokoła w krzyż, tak, że ten zgiął się do tyłu. Zdjęła Boa potężnym ciosem w szczękę. Jaguar obrócił się powoli, nadal trzymając Hienę. Lwica zaczęła powolnym krokiem podchodzić do niego i wtedy kształty zaczęły się rozmazywać i dalej już nic nie pamiętał.
Gepard przyjrzał się swojej opuchniętej nodze. Nie wyglądała za dobrze, więc raczej nie uda mu się za daleko zajść. Nie będzie mógł brać udziału w wyjściu. Przypomniał sobie wściekły grymas na twarzy Jaguara. Zostanie w centrum też nie wchodziło w rachubę.
Wtedy zauważył mały kształt przymykający ostrożnie obok ściany. Kształt miał zdecydowanie rude włosy.
- Hiena! - zawołał. Dziewczynka przystanęła na chwilę. Potem w kilku susach znalazła się przy nim.
- Żyjesz! - oznajmiła nieco zdumiona, a potem zauważyła jego uniesioną brew, wiec wyjaśniła. - Lwica powiedział, że zginałeś. Była jakaś spięta, rzuciła tylko okiem, a ty się nie ruszałeś. Powiedziała, że musimy się spieszyć. Wyjście z centrum jest na drugim piętrze, przez wentylację, ale to teren Wielkiego Stada. Ja chciałam cię jeszcze raz zobaczyć i podziękować i okazało się, że żyjesz. Musimy szybko zejść na dół. Nie ma tu ciał Sokoła i reszty, więc też żyją.
Nagle powstrzymała słowotok, tak niezwykle rzadko u niej spotykany i popatrzyła na jego opuchniętą kostkę w kolorze dojrzałej śliwki. Po czym szepnęła:
- Chodź, pomogę ci.
Gepard podpierając się na niej wstał i oboje powoli skierowali się w stronę schodów.


~~


Tukan siedział na plecach Goryla i próbował majstrować z klatką od wentylacji, ale śruby uparcie nie chciały puścić. Obok nich na podłodze leżał nieprzytomny, skulony Kruk, którego przyniosły tu bliźniaczki. Wielkie Stado, które zdążyło już wykryć intruzów, zawzięcie ich atakowało, wyczuwając, że stanowią słaby punkt i, że nie mogą się bronić. Na szczęście dla Tukana i Goryla reszta ich stada otoczyła ich niczym wieniec i zawzięcie broniła.
Kia walczyła z dużo większym od siebie wrogiem. Pewną przewagę dawała jej śmiercionośna broń – przypinka do rowerów, którą smagnęła nieprzyjaciela w twarz. Tamten skulił się z bólu chowając głowę w dłoniach. Niedoświadczona w walce dziewczyna uznała, że wygrała i lekkomyślnie odwróciła się. W tej samej chwili rozwścieczony bólem przeciwnik nawalił się na nią całym ciężarem i przygwoździł ją do ziemi. Przestraszona krzyknęła. Tuńczyk skoczył z pomącą i celnym kopnięciem pozbawił członka Wielkiego Stada możliwości rozmnażania. Dokładniej mówiąc - złamał mu kręgosłup.
- W porządku? - spytał, pomagając Kii uwolnić się spod olbrzymiego cielska.
- Chyba tak… – odpowiedziała dziewczyna wycierając krew płynącą z rozbitego nosa. Popatrzyła na Tuńczyka i oboje znów rzucili się w wir walki.
Puma i Wilczyca stały tyłam do siebie, by wzajemnie się osłaniać. Ładowarki latały niczym skrzydła śmigłowca, rozbryzgując wszędzie osokę. Parę metrów dalej Nosorożec walczył z dwoma przeciwnikami naraz. Gdy jeden zamierzał go kopnąć, złapał jego nogę w locie i zakręcił nim niczym lalką, a następnie rzucił w drugiego oponenta. Obaj wylądowali na ziemi tworząc chaotyczną plątaninę rąk i nóg. Na tą bezwładną masę rzucił się Szakal, który zdobył gdzieś nóż i teraz, niczym demon śmierci, dźgał bezbronnych przeciwników.
Nagle zza rogu pojawiła się Hiena, która podtrzymywała kulejącego Geparda. Trzech łowców z Wielkiego Stada pobiegło w kierunku łatwej zdobyczy. Na szczęście Lwica była blisko. Wyskoczyła w powietrze i opadła pomiędzy dziećmi, a wrogami. Na jedną chwilę wszyscy zamarli z zaskoczenia, ale już sekundę później zaatakowali. Lwica skoczyła do tyłu by uniknąć ciosu. Nóż przeciął powietrze tam, gdzie jeszcze przed chwilą była jej twarz. Kopnęła przeciwnika w brzuch, tak, że zwalił się na podłogę. Już po chwili się podniósł, ale potężny cios w szczękę pozbawił go przytomności. Nie tracąc ani sekundy uderzyła następnego kolanem w krocze. Póki tamten kulił się z bólu, Lwica uderzyła trzeciego łokciem z półobrotu miażdżąc mu twarz, a kiedy upadł kopnęła go jeszcze parę razy w bok, tak, że słychać było trzask łamanych kości.
- Lwico, – szepnął cicho Gepard, krzywiąc się z bólu – Nasze Stado tu idzie. Świstak nie pozwoli nam opuścić centrum.
Lwica zamarła z szeroko otworzonymi oczami. Niechciane wspomnienia niczym robaki wypełzły jej przed oczami. Własne stado przeciwko niej. Zdrada. Przyjaciele, których zabiła własnymi rękami. I krzyk. Krzyk jej własny, ale też kogoś innego. Krzyk zabijanego dziecka.
W tym momencie kilka rzeczy zdarzyły się jednocześnie. Tukanowi wreszcie udało się oderwać złośliwą kratę wentylacyjną i razem z nią zwalił się na ziemię. Przeciwnik, którego Lwica kopnęła w męskość ochłonął z bólu i z krzykiem rzucił się do przodu, nadal jedną ręką trzymając się między nogami, ale drugą celując niebezpiecznie nożem w Lwicę, która nadal stała niczym posąg wpatrzona w nicość. Skorpion w ostatnie chwili zauważył niebezpieczeństwo i skoczył łowcy na plecy. Obaj upadli na podłogę szamocząc się. Lwica odzyskała przytomność, kiedy zwycięski Skorpion wstał z podłogi trzymając umazany krwią nóż. I wtedy zza rogu na przeciwnym końcu tarasu wybiegli członkowie ich Stada. Poruszali się cicho niczym cienie, zupełnie odwrotnie niż łowcy z Wielkiego Stada, ale nie było wątpliwości. To byli oni.
Tukan wstał z ziemi i rozmasował bark, na który upadł.
Jak dobrze, że nie upadłem na Kruka, wtedy przywódczynie by mnie zabiły.- pomyślał i wtedy zauważył biegnące w ich kierunku postacie. To bez wątpienia było ich Stado, bo z tyłu można było zauważyć postać podpierającą się laską – Świstaka. Chłopak ucieszył się na myśl o wsparciu, ale wtedy dostrzegł przestraszone twarze Pumy i Wilczycy, grymas Lwicy i zaciętą minę Nosorożca i zrozumiał, że coś zdecydowanie jest nie tak. Musieli się spieszyć, a najgorsze, że Wielkie Stado nie przestawało ani na chwilę atakować.
- Szybko! - krzyknęła Wilczyca - Goryl pomagaj im wejść! Niech ktoś podniesie Kruka! Szybciej!
Goryl posłużył jako podpórka. Kiedy Skorpion wlazł już do wentylacji Tukan podał mu bezwładnego Kruka. Chłopak podniósł czarnowłose dziecko i pociągnął za sobą w głąb ciemnego tunelu. Następny wszedł Nosorożec, żeby pomóc młodszym dostać się do otworu. Lwica pomogła Gepardowi stanąć na ramiona Goryla. Zwieszony z góry z Nosorożec uchwycił jego kościstą rękę i pociągnął.
- Nie mogę zawrócić. - dobiegł ich stłumiony przez sufit głos Nosorożca - Tu jest za mało miejsca. Musicie wchodzić po kolei.
Następny wszedł Szakal pomagając wciągnąć się swojej siostrze – Hienie. Lwica pomogła Kii. Tukan, Łani. Żmija wskoczyła następna. Zostali tylko Tuńczyk, Goryl, Puma i Wilczyca nadal walczący z Łowcami. Cienie zbliżały się coraz bardziej. Teraz Bliźniaczki dostrzegały już wyraźnie twarze niektórych z gangu Nosorożca.
Na szczęście Wielkie Stado też ich zauważyło i zaatakowało. Kiedy napór nieprzyjaciół osłab pojawiła się jedyna szansa ucieczki.
- Tuńczyk idź pierwszy! - zakomenderowała Wilczyca widząc, że jest ranny w rękę. Potem, zabiwszy swojego przeciwnika skoczyła na ramiona Gorylowi i podciągnęła się do otworu. Puma ruszyła za nią. Gdy już znalazła się w tunelu zwiesiła się na nogach by wciągnąć Goryla, który teraz sam walczył z napierającymi na niego wrogami.
- Goryl! Łap się! Szybko!
Chłopak popatrzył w górę i na sekundę ich oczy spotkały się.
- Idź. Zatrzymam ich tak długo jak zdołam. - powiedział.
- Nie bądź głupi! Szybko! Łap się! - krzyczała dziewczyna, ale bez skutku. Goryl walczył zacięcie. Kopnął jednego z przeciwników w głowę. Wtedy, możliwe, że przez czysty przypadek, tamten wbił mu nóż w udo. Goryl zawył z bólu i przycisnął rękę do rany, ale nie mógł zatamować strumienia jasnoczerwonej cieczy wytryskującej rytmicznie. Tętnica udowa - pomyślała Puma i wtedy znów spotkała się wzrokiem z Gorylem. On też już to wiedział. Dziewczyna obserwowała jak powoli upada na plecy. Wszystko wokół było poplamione osoką. Wszędzie trwał ruch i szamotanina, ale Puma patrzyła na brzydką, kwadratową twarz z masywną szczęką. Patrzyła na czarne oczy, które też spoglądały na nią ze zrozumieniem, a potem zgasły.
- Nie!!! - załkała - Nieeeee!!
Chciała zejść i zabrać Goryla. Spalić jego ciało, tak jak nakazywała tradycja. Nie pozwolić łowcom zjeść jego ciała. Chciała, ale nie mogła. Ich stado zbliżało się wycinając w pień łowców. Kruk. Nie mogła uratować Goryla, ale musiała uratować brata. Odwróciła się i na czworakach skierowała się w ciemność.


~~


Kap, kap, kap. Pełzła wąskim korytarzem. Kap, kap. To krew. Jej krew. Była ranna. Kap. Nie to nie ona, to Goryl. Kap. Nie znała go prawie. Czasami z nim rozmawiała, ale zwykle to były krótkie zdania. Rozkazy, meldunki. Kap, kap, kap. Jasnoczerwony strumień tryskający spod palców zaciskających ranę. Kap. Jednak była ranna. Jej dusza krwawiła jak rana Goryla. Kap, kap. Nie musiał umierać. Nie musiał brać udziału w tej misji. Kap, kap. To, co lubiła... oczy ofiary zachodzące mgłą, przez chwilą patrzące rozumnie, a potem martwe. Kap. Tylko, że teraz to były oczy przyjaciela. Kap, kap. Ilu jeszcze umrze? Ile par oczu zgaśnie? Kap, kap. Gorąca krew spływająca po twarzy. Kap, kap, kap. Nie, to nie krew, to łzy. Łzy uderzające o podłogę metalowego tunelu. Kap, kap. Płacz Pumo, płacz. Wylej wszystkie łzy. Póki jeszcze możesz. Póki jest ciemno i nikt cie nie widzi. Kap, kap. Potem będziesz musiała być silna. Kap. Poprowadź swoje Stado. Kap, kap, kap.
- Jest wyjście! - zawołał Skorpion – Muszę tylko wybić kratę. Słychać metalowy chrzęst i dźwięk metalu uderzającego o ziemię. Światło zalewa tunel.

Koniec stadium pierwszego

 

Perła by Bagheera

 



To już koniec. Oczywiście tylko pierwszej części. Rozdział wyszedł mi długi, na początku to miały być trzy różne, ale w końcu zlałyśmy w jeden. Jest, że tak to określę, grubo napakowany akcją, mam nadzieję, że wam się spodoba. Miałam wstawić na urodziny, ale no cóż, trochę się spóźniłam (urodziny miałam 16.01, trochę dziwnie słuchać ,,100 lat", kiedy sama pisze ,,100 lat" ^^) Ogólnie to wiele się wydarzyło. 9 obserwatorów, 5900 wyświetleń itp. Zbliżamy się do setki komentarzy, więc jak zwykle autor 100-ego komentarza dostaje możliwość zadania nam pytania o cokolwiek (oczywiście dotyczące naszego opowiadania). Zostałyśmy też nominowane po raz drugi do Liebster Award, za którą to nominacje dziękujemy i nasze odpowiedzi na nią ukarzą się w specjalnej zakładce.
Dziękuję, wszystkim za wzięcie udziału w ankiecie, która dobiegła końca. Najbardziej lubianą postacią jest Tukan – 30% głosów, potem Puma, również 30% (nie wiem za co ją lubicie, mi się ona nie podoba) Wilczyca-15%, i po 7% Lwica, Hiena i Łania.
Już ruszyła nowa ankieta (skomponowana jak zwykle przez Bagheerę) w której zdążyły już zagłosować trzy osoby. I jak zwykle zachęcam do zostawianie swojej opinii pod spodem w komentarzach.

Wiadomość z ostatniej chwili po sześciu godzinach pracy udało mi się w końcu stworzyć trzyminutowy trailer do "100 lat po centrum handlowym"
Dostępny będzie w podstronie o blogu, oraz łaskawie udostępnię go tutaj XD






Zawsze Wasza
Litka

niedziela, 22 grudnia 2013

Szaleniec


Tukan niepewnie cofnął się o parę kroków. Od początku podejrzewał, że odwiedzenie Trzmiela to głupi pomysł. Nosorożec chyba też stracił pewność siebie, a Hiena skryła się za Kią kurczowo trzymając się fragmentu jej bluzki. Na pozór identyczne twarze Pumy i Wilczycy nie wyrażały żadnych emocji.
- Urocze miejsce… - zagadnęła Żmija rozglądając się po dawnej wystawie różowej cukierni wzorowanej na bajkowym domku. Dach i ściany stanowiły plastikowe herbatniki, cukierki i wiele innych słodkości. Teraz wszystko było stare i przypominało bardziej chatkę babci-zombie, ale łatwo było sobie wyobrazić jak to miejsce wyglądało 100 lat temu. Nagle ze środka rozległ się łomot i cała szóstka odrobinę się cofnęła. Do szyby małego okienka ze zwisającymi szczątkami nakrapianej, różowej firanki przykleiła się czyjaś twarz. Znów seria dźwięków wywracanych mebli. W końcu w drzwiach stanął wyłysiały starzec, który wyglądał jakby jego ciało zaczęło się już rozkładać. Był strasznie wychudzony, tak jakby nie jadł nic od miesiąca. Najgorsze było jednak to, że jego ubiór stanowiły jedynie spodnie, a dokładniej to co z nich zostało. Jego naga pierś koloru zgniłej oliwki była cała pomarszczona. Wilczyca zakryła usta dłonią, aby nie powitać lokatora cukierni fontanną w postaci na wpół przetrawionego posiłku. Trzmiel uśmiechnął się pokazując liczne braki w uzębieniu. Nikt go nie odwiedzał od bardzo, bardzo dawna, co w sumie nie było aż takie dziwne.
- Co cię tu sprowadza? – spytał, a Wilczyca podążyła za jego wzrokiem chcąc odgadnąć do kogo mówi… a przynajmniej spróbowała to zrobić, bo każde oko Trzmiela patrzyło w innym kierunku.
- Jesteśmy z twojego stada. – uspokoił go Nosorożec
- Czekaj, czekaj! – starzec uniósł ręce, które zdawały się przypominać patyki – Ja cię chyba skądś kojarzę… Jak się nazywasz? Gawron? Delfin?
- Nosorożec.
- Ach! – wykrzyknął starzec podskakując tryumfalnie – Wiedziałem, że jakoś na W!
- Kuku. – mruknął Tukan stukając się w czoło, a Żmija zachichotała chyba trochę zbyt głośno. Puma przewróciła oczami i westchnęła, po raz setny zastanawiając się po co w ogóle tu przyszli.
- Jesteś synem Kangura, prawda? – spytał szaleniec
Nosorożec zacisnął pięści. Ręce mu drżały, ale starał się zachować spokój. Jego poziom zdenerwowania na dziś już dawno przekroczył limit.
- Tak. – wysyczał przez zaciśnięte zęby bijąc się z myślami czy nie trzasnąć starcem o ścianę albo przynajmniej nie rozkwasić mu nosa
- Tak… pamiętam cię. Jak ostatnim razem cię widziałem byłeś jeszcze małym gówniarzem…
Nosorożec spojrzał na niego ze zdziwieniem. Ostatnim razem widzieli się miesiąc temu. Trzmiel spojrzał na pozostałych tak jakby dopiero teraz ich zauważył.
- Och! Nasze kochane przywódczynie! – podbiegł do Pumy i przyłożył jej dłoń do ust w geście dżentelmeńskiego pocałunku. Bliźniaczka pospiesznie wyrwała rękę i otarła ją o bluzę.
- A ty kim jesteś? – mężczyzna w mgnieniu oka znalazł się przy Kii i zaczął przyglądać jej się krytycznie – Nigdy cię tu nie widziałem… - to mówiąc wziął w zasuszoną dłoń jeden z jej ciemnych loczków i zaczął z zaciekawieniem nawijać go sobie na palec.
Kia przebiegła spłoszonym wzrokiem po pozostałych, jednak dostrzegła tylko oburzone spojrzenie Tukana, który nie był zadowolony, że pozwolono Trzmielowi podejść do niej tak blisko.
- Więc… Trzmielu? - zaczęła Puma
- Hm? – szaleniec poniósł wzrok, a Kia skorzystała z okazji i oddaliła się na bezpieczną odległość
- Chodzi o… świat na zewnątrz. – powiedziała Wilczyca stając u boku siostry – Czy to prawda, że tam byłeś?
Mężczyzna zamyślił się i na chwilę zamknął oczy głęboko nad czymś myśląc. Kiedy wreszcie na nich spojrzał, a przynajmniej tak im się wydawało, bo zez skutecznie uniemożliwiał stwierdzenie, gdzie dokładnie patrzył, był śmiertelnie poważny.
- Tak. – powiedział w końcu – Byłem tam. To przeklęte miejsce.
- A czy mógłbyś nam o nim opowiedzieć? Jak tam jest?
Stary szaleniec przysiadł na kupce gruzu co wróżyło długą i pełną gwałtownych zwrotów akcji opowieść.
- To nie prawda co mówią ludzie. Poza centrum nie ma pustki, a bogowie już dawno zapomnieli o tamtym świecie… Panują tam kłamliwe prawa, które zaciemniają duszę i umysł. Nic nie jest takie jak się wydaje. Dobre jest złem, przyjaciele są wrogami, życie jest śmiercią, początek jest końcem… To piekło…
- A dokładniej? – Nosorożec kucnął obok Trzmiela z wyrazem głębokiej pustki na twarzy
- Nie da się tego opisać słowami…
- A co z potwornymi bestiami? Czy naprawdę istnieją? – wtrąciła Żmija i natychmiast tego pożałowała
Starzec odwrócił głowę i otarł oczy symulując zmęczenie, ale i tak wszyscy domyślali się, że były to łzy. Po chwili wyjął z kieszeni coś zwinięte w małą kulkę. Kiedy rozchylił palce okazało się, że był to rzemyk z paroma szklanym koralikami.
- Mniej niż trzydzieści lat temu… - Trzmiel pociągnął nosem jak małe dziecko – zakochałem się z wzajemnością w pewnej pięknej kobiecie. Nazywała się Perła. Pochodziła z Czerwonej Watahy - stada mieszkającego przy sklepie jubilerskim. I to właśnie był nasz największy problem. Byliśmy z różnych stad, więc nie mogliśmy być razem. To przecież zakazane… Pragnęliśmy znaleźć miejsce, gdzie moglibyśmy już na zawsze być razem bez względu na nasze pochodzenie. Wtedy wpadłem na pomysł wyjścia z centrum… To była najgorsza decyzja w moim życiu… Ona mi zaufała, a zawiodłem je obie.
- Obie? – zdziwiła się Puma
- Tak… obie. Perła podczas naszej wyprawy w poszukiwaniu raju urodziła mi dziecko. Śliczną błękitnooką dziewczynkę… Kilka dni potem natknęliśmy się na grupę… demonów. Wyglądali jak ludzie, zachowywali się jak ludzie, lecz nie byli nimi ani trochę. Byli znacznie groźniejsi od potworów, które tam spotkaliśmy i przemawiali dziwnym językiem, którego nigdy wcześniej nie słyszałem… To był znak, który miał nas przed nimi ostrzec, ale spostrzegliśmy się, kiedy było już za późno, o wiele za późno. Zabili ją bronią potężniejszą od naszej, bronią, która pluje metalowymi kulkami i ogniem, a potrafi zabijać z daleka. Mnie wraz z córką udało się uciec i powrócić tutaj. Myślałem, ze nie zdążę i ona umrze, ale była silna i nie dała się tak łatwo. Kiedy wróciłem opowiedziałem wszystko waszemu ojcu, – tu spojrzał na Wilczycę i Pumę – ale nie uwierzył mi i nie chciał mi pomóc. Pozostało tylko jedno wyjście… oddałem moją małą córeczkę Czerwonej Watasze i nakazałem, aby wychowali ją na dzielną i niezależną kobietę… taką jak jej matka.
Bliźniczki wymieniły spojrzenia niepewne czy można zaufać staremu Trzmielowi.
- Nie idźcie tam, jeśli jeszcze macie resztki rozumu w głowie… bo cena jaką przyjdzie wam zapłacić za wyjście z centrum jest wysoka. Nie warto ryzykować i tracić tego co w życiu najlepsze.
Trzmiel przez chwilę milczał, a kiedy uniósł głowę w jego zezowatych oczach znowu płonęły wesołe iskierki.
- Hej! – wykrzyknął - Co my tak stoimy?! Może tak wejdziecie i się rozgościcie?
- Ekhem… nie, dziękujemy. – powiedziała Wilczyca – Nie skorzystamy.
Dziewczyna ponownie spojrzała na swoją siostrę, a między nimi ponownie przebiegła krótka bezsłowna rozmowa… Decyzja była już podjęta. Musiały uratować Kruka bez względu na wszystko.





Trzmiel by Cammie




Ja też pragnę was przeprosić za tą długą przerwę D: Niestety nie miałyśmy czasu nic napisać w nawale sprawdzianów i kartkówek. Mam nadzieję, że wstawiając dwa rozdziały pod rząd wam to wynagrodzimy. Również zachęcam do wypełnienia ankiety na dole strony dotyczącej ulubionego bohatera :D Na razie wygrywa Tukan z 4 głosami, natomiast Wilczyca i Puma mają po jednym. Zdradzę, że moją ulubioną postacią jest Lwica :)

Bagheera

piątek, 20 grudnia 2013

Alibi

Tukan szedł w wąskim korytarzem w kierunku toalet. Łania była skąpo ubrana, na co Tukan od razu zwrócił uwagę, a dopiero po chwilo zauważył, że całe ubranie miała zaplamione krwią.. Dziewczyna zobaczyła go i wzdrygnęła.
- Pracowałaś dzisiaj w kuchni?- zapytał Tukan. Przygotowywanie jedzenia dla stada zawsze wiązało się z nie bardzo przyjemnym ćwiartowaniem trupów.
- Co? A... tak- skinęła dziewczyna.
- Swoja drogą dziwne, że nie umyłaś się wcześniej. Jest środek Dnia, wszyscy już śpią.
- I ja też chciałabym już spać!- prawie krzyknęła dziewczyna - Zostaw mnie już!
Wypchnięty z toalety Tukan skierował się w kierunku siłowni, czyli miejsca gdzie spotykała się banda Nosorożca.
Nie specjalnie przyjaźnił się z Łanią, ale nigdy nie była dla niego tak ostra. W sumie, co się dziwić, pomyślał, w końcu miała już męża. Tukan zaczął myśleć o jej skąpym stroju. Myśli byłyby wcale przyjemne gdyby nie fakt, że ubranie dziewczyny było prawie całkowicie pokryte czerwoną osoką.
Tukan zamyślił się i omal nie wpadł na Nosorożca.
- I jak? - zapytał Tukan
Nosorożec przez chwilę popatrzył na Tukana nie widzącym wzrokiem.
- Nie. Widziałeś Łanię? -zapytał
- Tak, jest w... - nagle urwał zauważywszy dziwny wyraz twarzy przyjaciela – Coś się stało?
- Zamordowano Płetwala. - powiedział Nosorożec pustym głosem – Poderżnięto mu gardło kiedy spał.
Tukan zobaczył przed oczami zakrwawione ubranie.
- Kto? -zapytał drżącym głosem.
- Łowca z Wielkiego Stada, ten, którego zabiła Puma. Muszę znaleźć Łanię i jej to powiedzieć.
- Jest w Łazience - odpowiedział
- Nie idziesz ze mną? - zdziwił się Nosorożec. Tukan widział, że Nosorożec jest na skraju wyczerpania. Chciał mu pomóc, ale najpierw musiał coś sprawdzić.
- Kto ci powiedział o Płetwalu?
- Panda znalazła mnie, zaraz po tym jak skończyło się zebranie. To jak idziesz ze mną?
- Nie, muszę się o coś zapytać Pandy. – powiedział Tukan i pobiegł zostawiając przyjaciela samego.
Pandy niestety nie znalazł, ale spotkał Hienę.
- Kto dzisiaj pomagał Kurze w kuchni? - zapytał zanim ta otworzyła usta. Dziewczynka zmieszana tym pytaniem bąknęła, że chyba Gepard, Łasica i Lemur.
- A nie Łania?
- W ogóle jej dzisiaj nie widziałam. Coś się stało?
Tukan odwrócił się i pobiegł w kierunku, z którego przyszedł.
- Zabito Płetwala! - krzyknął na odchodnym.
Musiał znaleźć Łanie i wyjaśnić to wszystko. Coś ukrywała, ale nadal nie rozumiał co? Minął w biegu Nosorożca, który też ruszył za nim.
Dopędzili do łazienki, ale była już pusta. Nosorożec z niepokojem popatrzył na przyjaciela, ale o nic nie zapytał. A Tukan nic nie powiedział. Nie chciał nic mówić puki nie będzie pewny, chociaż nawet nie wiedział czego.
Łani, nie było ani w toalecie, ani nigdzie w pobliżu, więc postanowili wracać. Teraz szli wolniej łapiąc oddech. Dokładnie tylko Tukan, bo po Nosorożcu nie widać było śladów zmęczenia.
- Nie zgodzili się... – powiedział w końcu smętnym głosem.
- Jak, wszyscy?
- Nie. Został Skorpion, Goryl, Szakal i Tuńczyk.
- A Boa?
Nosorożec pokręcił głową nie patrząc mu w oczy, ale po chwili wyprostował się i swoim zwykłym twardym głosem powiedział:
- Musimy się spieszyć. Biegnij po Lwicę i przywódczynie. Idziemy do Trzmiela.





~~






- Nie powinniśmy tego robić. - zaoponował Boa – Możemy z nim nie iść, ale donosić na niego to zdrada.
- Zamknij się. - powiedział chłodno Jaguar - Musimy powiedzieć przywódcy stada, co oni zamierzają. To może zagrozić nam wszystkim. Pozbawić całe stado najlepszych myśliwych. To zakończy się głodem.
- Świstak nie jest naszym przywódcą. To Wilczyca i Puma rozkazują. A one kazały nam iść z nimi.
- Słuchasz się małolat, które zamiast odważnie stawić czoła wrogowi, uciekają się do jakichś wykrętów? - zaśmiał się Sokół – Jesteś słaby Boa.
- Przypomnieć ci dlaczego nie zgodziłeś się na misję? Twoja mała Sikorka oczekuje dziecka. Co by bobasek zrobił bez tatuśka, co? - zadrwił Jaguar - Nie powiedziałeś o tym Nosorożcowi, prawda? Biedny... Po za tym Świstak to ojciec Wilczycy i Pumy. Ma prawo wiedzieć. Ty na jego miejscu chciałbyś mieć pewność z jakich powodów twój bękart, dziecko Sikoreczki, dobrowolnie idzie na śmierć.
Boa nie wytrzymał i strzelił Jaguara w twarz tak, że tamten się przewrócił. Po chwili jednak podszedł do niego i pomógł mu wstać.
- Człowieku powaliło cię? - powiedział Jaguar, próbując zatamować krew płynącą z nosa.
- Nigdy go więcej tak nie nazywaj. – oznajmił chłodno Boa - Mam na myśli moje dziecko.
- Spoko, spoko bez nerwów. Jesteśmy przyjaciółmi, nie? Idziesz?
- Tak. – odpowiedział Boa - A co zrobicie, jeśli Świstak uzna to za słuszne i każe nam iść z jego córkami?
- Nie uzna. - powiedział Sokół szyderczo. Boa domyślił się, że opowiedzą tą historię tak, by nie można było przyznać racji bliźniaczkom. To było niesprawiedliwe, ale chłopak wiedział, że nie ma wyboru. Musiał zostać w centrum.




by Bagheera







Miesięczna przerwa. Ja się nawet nie zamierzam usprawiedliwiać. Uznajmy, że to był urlop naukowy. Albo zdrowotny. Albo naukowo-zdrowotny. Rozdział wyszedł mi nie za bardzo i krótki, ale obiecuję, że już nigdy nie będzie tak długiej przerwy. Teraz kiedy mamy wolne mam nadzieje, że nadrobimy zaległości.
Po za tym wiele się wydarzyło. Na dole bloga umieściłyśmy ankietę, w której można zagłosować na ulubionego bohatera. Serdecznie zapraszam, na razie w czołówce znajduję się Tukan ^^ Po za tym zostałyśmy nominowane do Libster Award, za co dziękujemy Torii ^^ Cała informacja o LA znajduje się w oddzielnej stronie na blogu. Po za tym obowiązkowe podziękowania. Dla czytelników, komentatorów i 5000 wyświetleń.
Dzięki wszystkim.
Zawsze wasza
Litka

wtorek, 12 listopada 2013

Decyzja

Nosorożec po raz kolejny westchnął zagłębiając swe myśli w słowach Pumy. Nie chodziło tu o przygodę z łowcami z Wielkiego Stada, ale o układ z królem Parkingu. Nie miał pojęcia, co robić. Gdyby jego ojciec żył… tak… on na pewno wiedziałby jak postąpić. Ale Kangura nie było już na tym świecie od jakiegoś roku. Nosorożec mimowolnie zacisnął pięści na wspomnienie tamtego dnia. Znów złapał się na tym, że cicho przeklina pod nosem i wymyśla najróżniejsze przezwiska pod adresem tego, kto pozbawił go życia. Zamilkł i wypuścił głośno powietrze. Kiedy dowiedział się o tragedii poprzysiągł zemstę na nieznanym mordercy i to jak na razie musiało mu wystarczyć. Pozostawało mu po prostu czekać na odpowiedni moment, aby dotrzymać obietnicy. Przecież nie mógł rozpamiętywać tego w nieskończoność, bo to tak jakby rozdrapywał gojące się rany, przez co robią się blizny, a te jak wiadomo zostają już na zawsze. Nagle usłyszał za sobą głośne chrząknięcie. Zupełnie zapomniał o obecności Tukana, który przyglądał mu się uważnie i z nieukrywanym zainteresowaniem.
- Zaczynasz świrować, stary. - rzucił niby od niechcenia
 Nosorożec w odpowiedzi mruknął coś niezrozumiałego pod nosem.
 - Człowieku, gadasz do siebie… To nie jest normalne.
Czarnoskóry zignorował jego uwagę i skupił się tylko na tym, aby dojść do celu w jak najkrótszym czasie i nie wdając się w pogadankę z Tukanem. W głowie układał przemowę, jaką miał skierować do członków jego Gangu. Jak niby miał ich poinformować o tak szalenie absurdalnym planie? Nie mówiąc o tym jak miał ich do niego przekonać. Wyjście na zewnątrz w poszukiwaniu jedzenia? To brzmiało jak jakaś niedorzeczna bajka opowiadana przez kogoś bardzo chorego na głowę. Nikt nigdy nawet nie próbował tego dokonać. Nikomu to nawet nie przyszło na myśl! Większość bała się, że poza centrum jest pustka i nie ma nic, inni wspominali coś o oparach zabijających długo i w wyjątkowo okrutny sposób lub o gniewie bogów. Pozostawała też jeszcze jedna teoria, ta najbardziej niemożliwa. A może nie? Nosorożec pokręcił głową i lekko się uśmiechnął, po czym szybko spojrzał w stronę swojego czarnowłosego towarzysza, który na szczęście tego nie zauważył. Nie, nie i jeszcze raz nie. Nie mógł uwierzyć w to, że powoli zaczyna wierzyć w głupie brednie i zmyślone opowiastki. Dotyczyło to pewnego człowieka z ich stada - Trzmiela, który podobno kiedyś był na zewnątrz. Z rozmyślań wyrwał go głos Tukana:
- Hej, Nosorożec! Gdzie ty idziesz? Kwatera jest tam!
Nosorożec przystanął i rozejrzał się. Rzeczywiście. Właśnie prawie minąłby Kwaterę jego Gangu. Poczuł na plecach lekkie klepnięcie dłoni Tukana.
- Ostatnio jesteś jakiś… - jego towarzysz zastanawiał się nad dobraniem odpowiednich słów – rozmyślony i w ogóle nie masz kontaktu ze światem. Co jest grane?
- Eh… - westchnął tamten – Sam już nie wiem…
Spojrzał w stronę Tukana dając mu tym samym do zrozumienia, żeby zostawił go samego. Chłopak najwyraźniej zrozumiał przekaz albo po prostu zdawał sobie sprawę z tego, że pozostali członkowie Gangu Nosorożca za nim nie przepadają. Zaczął rozglądać się wokół chcąc znaleźć sobie jakieś sensowne zajęcie, gdy nagle dostrzegł Łanię, która chyłkiem przemykała tuż przy ścianie w stronę toalet.
- To ja może… pójdę pogadać z Łanią. – rzucił i ruszył za nią w momencie, w którym właśnie zniknęła z pola widzenia
Nosorożec przewrócił oczami zupełnie nie rozumiejąc jego zainteresowania Łanią. A żeby to tylko Łanią pomyślał i pokręcił głową. Kiedy wreszcie stanął przed wejściem do prawie całkowicie zawalonego sklepu, który nieco przypominał jaskinię powitały go głosy jego przyjaciół. Stojący przy wejściu Boa klepnął go przyjaźnie w plecy tak, jak Tukan kilka minut wcześniej. Był ciemnoskórym, umięśnionym młodzieńcem o arabskiej urodzie i ciemnych, wiecznie wytrzeszczonych oczach.
- To jak? Kiedy w końcu zrealizujemy plan przejęcia Światła? – spytał uśmiechając się łobuzersko
Boa był jego najlepszym przyjacielem. Poznali się kiedyś, będąc jeszcze dziećmi, a było to właśnie w dzień wybierania imion dla nowonarodzonych następczyń przywódcy stada Świstaka. Chodziło oczywiście o Pumę i Wilczycę. Nosorożec doskonale pamiętał te wszystkie chwile, które razem przeszli. Pierwsze polowanie, założenie Gangu, śmierć jego ojca. Przy tym ostatnim wydarzeniu Boa pomógł mu najbardziej. Podtrzymywał go w chwilach zwątpienia i sprawił, że czarnoskóry w końcu otrząsnął się z tego wszystkiego i znowu powrócił do gry. Nosorożec zawdzięczał mu praktycznie wszystko. I to na niego w obecnej sytuacji liczył najbardziej.
- Obawiam się, że trzeba będzie go odłożyć, na kiedy indziej… - mruknął siadając na stosie gruzu
- Wilczycy znowu się pogorszyło? – bardziej stwierdził, niż spytał Sokół siedzący obok niego
- Też… ale jest również inna sprawa. – spojrzał z obawą na przyjaciół, a oni odwzajemnili spojrzenie zachęcając go, żeby mówił dalej
- Chodzi o to wcześniejsze kilkudniowe zniknięcie bliźniaczek i…
- Co? Znów zniknęły? – dopytywał się jak zwykle niecierpliwy Jaguar, ale natychmiast zamilkł skarcony ostrym spojrzeniem Goryla
- Nie… - Nosorożec nie wiedział jak złożyć myśli. Nie zgodzą się. Na pewno się nie zgodzą. – Powiedziały mi, że zawarły układ.
- Z kim? – Jaguar nie mógł się powstrzymać od potoku pytań cisnącego mu się na usta
- Z królem Parkingu. Okazało się, że jest jeszcze jedno stado. Stado, o którym nie wiedział nikt wcześniej, ale ono wiedziało o nas. Jego terytorium znajduje się w podziemnej, nieznanej części centrum, do której prowadzi ukryte wejście. Podobno stado to podkradało zapasy Wielkiemu Stadu i żywiło się zwierzętami. – tu rozległ się pomruk zdziwienia wśród członków Gangu – Wilczyca i Puma zostały zmuszone do zawarcia umowy z ich królem, który w zamian za wskazanie drogi powrotnej kazał im coś obiecać.
Nosorożec przebiegł wzrokiem ukryte w półmroku twarze przyjaciół, którzy jeszcze niczego się nie domyślali.
- Chodzi o to,… że one mają wziąć ze sobą grupkę osób i poszukać jedzenia lub lepszych warunków do życia…
- Przecież tutaj też kończy się jedzenie! – wtrącił Szakal – Trwa ciągła wojna i to nie tylko o to. O wszystko. Nie ma tu ani zbędnych zapasów, ani tym bardziej dobrych warunków do życia… Nie wiem jak zamierzają…
- Ale nie tutaj… Na zewnątrz…
Wszyscy zamarli w bezruchu. W powietrzu wisiała przytłaczająca cisza.
- Czy on kompletnie zwariował?! – wybuchnął Sokół – Jak taki mądry to niech sam sobie szuka!
- Król przysłała tu swoją córkę - Kię, która ma dopilnować, żeby wszystko poszło zgodnie z planem, bo inaczej… - tu Nosorożec zawiesił głos
- Bo inaczej co?!
- Bo inaczej rozpęta się piekło. – Nosorożec wyjrzał przez otwór służący za wejście i przez chwilę przyglądał się migającej lampie, chcąc uniknąć wzroku Sokoła – Tamci mają o wiele potężniejszą broń od nas…
- Skąd możesz wiedzieć?!
- Widziałem broń Kii… oraz skutki zadzierania ze stadem z Parkingu… Wilczyca prawie zginęła i to w dodatku tylko od kilku uderzeń… Walka z nimi nie wchodzi w grę, dlatego musimy pomóc bliźniaczkom… Tylko tak uda nam się ochronić nie tylko nas, ale całe centrum. Pomyślcie tylko o naszym stadzie…
- Oszalałeś?! – tym razem był to Jaguar – Nie wiemy nawet, co jest na zewnątrz! Jak już zginąć to w walce, a nie tchórząc! Chcesz tak dobrowolnie poddać się temu stadu?! A co jak nawet znajdziemy jedzenie to nadal będzie im mało? I pewnego razu zażyczą sobie naszego terytorium, kobiet, dzieci, wszystkiego?! Też będziesz im służył?
- Nie tchórzę. To najrozsądniejsze wyjście z sytuacji…
- A ja myślę, że najrozsądniej byłoby po prostu walczyć o to, co nasze!
- To przywódczynie się w to wkręciły, więc niech teraz to odkręcają! – odezwał się Sokół – Jaguar ma trochę racji. Niech same wywiążą się z obietnicy, a jak nie, będziemy walczyć.
- Chcesz śmierci, cierpienia i głodu?! – wrzasnął Nosorożec rozwścieczony – Czy tego właśnie chcesz?! Należymy do tego stada, więc stanowimy jedność. Musimy trzymać się razem i razem stawić czoła temu, co nas czeka.
- Wolę pierwszą opcję, niż stratę honoru. – warknął Jaguar – Na mnie nie licz.
- Nic nie rozumiesz?!
- Nie, Nosorożec, to ty nic nie rozumiesz. – powiedział Sokół z naciskiem - Wiem jedno, że wyjście na zewnątrz to pewna śmierć, a może nawet coś gorszego. Nikt nigdy nie wyszedł, a nawet, jeśli to nikt nie powrócił żywy.
- A Trzmiel?! On mówi, ze był na zewnątrz.
Sokół zaśmiał się krótko.
- Zrobiłeś się strasznie naiwny, wiesz? Przecie każdy zna Trzmiela i wszyscy dobrze wiedzą, że to tylko stary szaleniec. Mówić to sobie może.
Nosorożec wstał i zaczął nerwowo chodzić w tę i z powrotem po Kwaterze.
- Zupełnie cię nie poznaję, stary. Strasznie się zmieniłeś.
- Nawzajem. – odburknął czarnoskóry – Myślałem, ze jesteśmy drużyną i, że mam wokół siebie przyjaciół, a nie bandę zasranych tchórzy… Bo to właśnie wy nimi jesteście, nie ja… boicie się wyzwania, co?
- Po prostu mamy jeszcze równo pod sufitem, ale jak ty chcesz się narażać to się nie krępuj. – rzucił Jaguar ze złością – Miłego umierania!
Kroki odchodzącego Jaguara poniosły się echem po pasażu. Sokół spoglądał chwilę za oddalającą się sylwetką.
- Wybacz, ale… obawiam się, że na tym nasze drogi się rozchodzą… Ja wiem, że nadal cierpisz po stracie ojca i w ogóle… ale nie sądziłem, że już do reszty zwariowałeś. – Sokół spojrzał w oczy kipiącemu ze złości Nosorożcowi – Ja się na to nie piszę.
Nosorożec odrobinę ochłonąwszy rozejrzał się po Kwaterze. Zostali jeszcze Szakal, Goryl, Tuńczyk, Skorpion, o których obecności zupełnie zapomniał, bo prawie się nie odezwali, no i oczywiście Boa. Spojrzał na jego zmęczoną, brudną twarz próbując cokolwiek w niej wyczytać. Jakichkolwiek emocji poza zaskoczeniem, ale jego oblicze pozostało twarde i zimne niczym głaz. Boa westchnął posyłając mu głębokie spojrzenie i jakby na chwilę zawiązała się między nimi więź porozumienia. Tak jakby te wszystkie wspólne przygody i wspomnienia powróciły przypominając, że nie ma rzeczy, jakiej by nie przezwyciężyli. Ale to trwało tylko na chwilę. Boa zamrugał szybko ociężałymi powiekami i pokręcił przecząco głowę, po czym wyszedł bez słowa.



Żmija by Bagheera





Dwa tygodnie przerwy i parę spraw do omówienia. Pierwsza jest taka, ze chcę was przeprosić za tak okrutnie długą przerwę w pisaniu, ale niestety szkoła to nie żarty... wiem co mówię... znaczy piszę XD. A druga jest taka, ze najprawdopodobniej nie będziemy miały czasu na pisanie następnych rozdziałów równo co tydzień, więc nastąpi mała zmiana planów.Będziemy dodawać kolejne posty, co dwa tygodnie, ale obiecujemy poprawić długość i jakość rozdziałów. Za utrudnienia przepraszamy, jak to mówią :/. Przepraszam też za jakość tego obrazka, ale rysowałam go na połowie kartki A5, więc nie dziwota. I tak, tak wiem, nie nawiązuje do treści rozdziału.
Po za tym dziękujemy za komentarze i przypominamy, że lifeisbrutal ma nadal do wykorzystania jedno pytanie dotyczące tego bloga, za napisanie 50 komentarza.
Pytanie można (a raczej trzeba) przesyłać na adres
mój
chomiczynka6@o2.pl

albo Litki

litlit@op.pl

Bagheera

sobota, 2 listopada 2013

Krew

 Puma stała naprzeciwko człowieka. Małego człowieka. Który się jej nie bał. Wcale. Po raz pierwszy.
Drobny chłopak, mniej więcej w wieku Pumy, chociaż niższy od niej o głowę po prostu się patrzył i uśmiechał. Jakby nie wiedział, że dziewczyna, która za nim goniła, może go zabić w mgnieniu oka?
Stał, lekko zasapany i uśmiechał się zadowolony z wyścigu. Kawałek mięsa, który udało mu się oderwać wypadł mu w czasie szalonej pogoni, ale chyba nie za bardzo się tym przejął.
Było szaro, ale jasno. Kurz i pył tworzył mleczną mgłę. Nie przeszkadzało to światłu.
Nie takiemu do, którego przywykła Puma, żółtemu, nieprzyjemnemu i rażącemu światłu, tylko miłemu, białemu i pięknemu. Żywemu.
Światłu, które przebijało się przez jasne tumany, a wszystko wydawało się bajkowe i nierealne, ale piękne, tak jak w książkach.
Dziewczyna podziwiała. Światło we mgle było piękne. Tak piękne, że Pumę ścisnęło coś w środku. 
Zapomniała o walce i zabójstwie. Po prostu patrzyła.
Ze sklepów, zaczęli wychodzić inni. Uśmiechali się. Wszyscy.
Jakby nigdy nic zaczęli siadać na czerwonych,  zakurzonych fotelach. Chłopak, za którym goniła wskazał ręką, by również usiadła.
Dziewczyna bezwiednie wykonała polecenie wpatrując się w niego jak w transie.


~~



Łania skradała się. Musiała to zrobić za Dnia, by nikt jej nie zauważył. Nie zaczął podejrzewać. Wiedziała, gdzie jest to czego szukała. Kilka dni temu, w dniu polowania i zniknięcia bliźniaczek, Świstak sam kazał jej odnieść zdobyte przez myśliwych trofea. Już wtedy się zastanawiała, ale nie była zdecydowana. Teraz wszystko było zaplanowane.
Wydawało się, że ktoś szedł, więc ukryła się za filarem. Nikt się nie pojawił. To tylko nerwy, uspokajała się Łania.
Skręciła do Rossmanna. Pusto. Nikt nie wystawił tutaj straży. No, bo po co? Nikt nie pomyśli nawet, że ktoś ze stada zechce stąd coś zabrać. Po za tym Łania nie chce nic zabierać. Tylko raz tego użyje i zwróci.
Nikt się nie dowie.
Otworzyła ladę. Przedmioty, które tu zaniosła pięć dni temu, były tam nadal. Wszystkie i jeszcze kilka innych.
One nie były potrzebne, ale w rogu, wyodrębniony od reszty leżał zbroczony krwią nóż.
Łania uśmiechnęła się mimowolnie, ważąc broń w ręku.



~~



Jake, chłopak, którego ścigała Puma, przeniósł jej jedzenie. Dziwne, małe, kolorowe kulki. Puma na początku pomyślała, że jakimś cudem Małe Stado nauczyło się wyjmować litery z książek, bo na wszystkich tabletkach napisana była literka "M". Jednak porzuciła tą, teorie, bo w takim razie powinny być i inne litery alfabetu. Doszła do wniosku, że to są tak często opisywane w książkach "słodycze".
Słodycze były twarde, lecz bardzo, bardzo dobre. Ale małe. Puma chciała więcej, ale zauwarzyła, że inni patrzą na tajemnicze tabletki ze źle skrywanym porządaniem. Pokonawszy pragnienie podała miskę reszcie. Wszyscy bardzo chcieli przyjąć poczęstunek, ale nie robili tego, tylko niepewnie patrzyli w stronę Jake'a. Chłopak  wzruszył ramionami i skinął głową. Jednak nikt  nie kwapił się by sięgnąć po smakołyk. Jedna dziewczyna pokazała ręką, na miskę, sugerując by Puma się do nich dołączyła. Zgodziła się. I nagle wszyscy, nie wyłączając Jaka, zaczęli sięgać do wspólnej miski i napychać sobie usta, słodkim pokarmem. Miska była duża i choć zostało opróżniona bardzo szybko wszyscy czuli się syci.
 - Macie dziwne imiona. - zauważyła Puma, chyba po raz pierwszy się odzywając. Wcześniej ona i reszta, zachowywali się, tak jakby albo nie umieli mówić, albo rozmawiali w innych, nieznanych sobie nawzajem językach. Tylko Jake przedstawił się i zaproponował poczęstunek, a Puma odpowiedziała wtedy tylko nieufnym skinieniem głowy.
Teraz jedzenie, jakby złamało bariery.
- Dziwne? Niee... - powiedziała dziewczyna siedząca obok - A ty jak się nazywasz?
- Puma. - odpowiedziała Puma
- To dopiero dziwne imię. - zauważył Jake
- Przecież to zwierzę! - roześmiał się ktoś inny
Puma była oburzona. Oczywiście, że zwierzę. Przecież imiona brali z Wielkiego Atlasu Zwierząt. Miała ochotę już wylać swoje oburzenie na zebranych, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. To było inne plemię. Musieli mieć więc inne imiona. Tak jak Lwica, która nazywała się jakoś inaczej, zanim wstąpiła do ich stada. Puma spróbowała sobie przypomnieć jej stare imię, ale nie mogła. A może nigdy go nie znała?
Zresztą... Kia też, to na pewno nie zwierzę. Córka króla Parkingu już wyjaśniała, że imiona w jej stadzie biorą się od nazwy metalowego pudełka, w którym mieszka dana osoba. Swoje "domki" nazywała jakoś dziwnie.. "samoidy"? "samobiegi", ,,samochody"?
A Wielkie Stado? Przecież oni bez przerwy nazywali się imionami jedzenia. Puma nigdy tego nie zrozumiała. No bo  mieć na imię Makaron? Albo Puszka? Po prostu śmieszne...
Teraz furię bliźniaczki, zastąpiła ciekawość, której natychmiast dała upst.
- Skąd bierzecie swoje imiona? - zapytała, i po chwili sprostowała - To znaczy... czy macie jakiś obrzędy z tym związane i skąd wiecie jak nazwać dziecko?
Widać było, że zaskoczyła Małe Stado tym pytaniem, bo zaczęli się przekrzykiwać i na przemian mówić, jakieś nielogiczne rzeczy.
- No...
- Po prostu... 
- Rodzice wybierają... jakieś, które się podoba - niezgrabnie odpowiedział mężczyzna siedzący naprzeciwko
- Właśnie...  - potwierdził głos z tłumu
- Ale, skąd rodzice wiedzą, jakie imię nadać dziecku? Sami je wymyślają?
- Nie. - odpowiedziała, dziewczynka, mniej więcej w wieku Hieny - To przecież głupie. Imiona już są wymyślone i nikt nie wymyśla innych. Imiona mają bohaterzy plakatów z Repertuaru i nie ma innych.
Tłum przytaknął.
Puma strasznie chciała zobaczyć ów repertuar, bo myślała, że jest to coś w rodzaju książki. Jej prośba została rozpatrzona pozytywnie. Po drodze Puma dowiedziała się, że otaczający ją ludzie, czyli około trzydziestu osób, stanowią całe Małe Stado. Dziewczyna pomyślała, że nazwa, Małe Stado, jest jednak trafiona, pomimo, że początkowo miała oznaczać niewielki wzrost Jake'a i jak wtedy myślała również reszty. Przy czym okazało się to całkiem mylne, bo połowa Małego Stada była wyższa lub mniej więcej tego samego wzrostu, co Puma.
Repertuar, nie okazał się książką. Okazał się wielką ścianą, poobklejaną kolorowymi plakatami. Na plakatach rzeczywiście były historie.

Planeta Krwi
Kosmiczny prom Alaska miał niespodziewana awarię. Załoga zdecydowała się na przeprowadzenie awaryjnego lądowania, na wrogiej planecie Issaac. Rozpoczyna się walka z czasem, a kapitan Grove March wraz z dwójką oficerów, mechanikiem oraz swoją trzynastoletnią córką Kate zniknął w tajemniczych okolicznościach. Bez mechanika naprawa statku jest niemożliwa. Jake i Adam postanawiają wyruszyć z na poszukiwanie zaginionych członków załogi. Czy im się uda ocalić siebie i najbliższych? A może odnajdą w tej wyprawie coś ważniejszego?

W kinach od 26 lutego 2089 roku!


Puma przeczytała to na głos, a gdy dochodziła do jakiegoś imienia któraś z osób radośnie dawała znaki, że właśnie została wyczytana. Czytając tą i jeszcze kilka reklam Puma, zapoznała się, ze wszystkimi członkami stada.
Okazało się, że ośmioletnia dziewczynka, która powiedziała Pumie o repertuarze nazywa się Jessica.



~~



Płetwal leżał na kupie ubrań pod ścianą w ich "mieszkaniu" czyli małym barze " Fry&Eat".
Śmierdział. Łania powstrzymała odruch wymiotny i zmusiła się do uśmiechu.
- Gdzie byłaś?- zapytał jej mąż grubym i szorstkim głosem
- Musiałam... za potrzebą... - odpowiedziała dziewczyna, patrząc w bok, by przypadkiem się nie zdradzić.
- Kładź się. - rozkazał Płetwal. Łania posłuchała, przed tym jednak nie zauważalnie wsunęła nóż pod poduszkę.
Posłanie z ubrań było brudne.
Ledwo pokonując opór i obrzydzenie, Łania położyła się obok męża



~~



Puma zeszła na swoje piętro. Najpierw udała się do sklepu meblowego, ale Wilczycy już tam nie było.
Znalazła ją, razem z Lwicą, Hieną, Żmiją i Kią w windzie. Przez górny właz rozmawiali z nimi Nosorożec, Tukan i Szakal. Gdy ją zobaczyli zaniepokojony Nosorożec zapytał:
- I co?
Puma domyśliła się, że Lwica i Żmija opowiedziały mu już, o jej pościgu.
Wcześniej nie zastanawiała się, co dzieje się na dole.

Po zabawie w czytanie plakatów wszyscy poszli do "salikinowej" , gdzie stały rzędy bardzo miękkich i wygodnych krzeseł.
Małe stado składało się z miłych i bardzo dobrych osób. Wszyscy, szczególnie Jake, który uważał, że dziewczyna jest jego gościem, byli bardzo życzliwi w stosunku do Pumy. Jak się okazało poczęstowali, ją resztkami swoich zapasów. Co prawda, Jake mówił, że mają jeszcze sporo "batonikóf" i innych słodkości, ale Puma nie dała się zwieść. Jedzenie kończyło się w całym centrum, i rajskie jedenaste piętro nie mogło być wyjątkiem. Inaczej po co im było podkradać mięso u innego stada?
Żeby ofiarować komuś jedzenie, w sytuacji, gdy sam znajdujesz się na skraju głodu, trzeba być niezwykle uprzejmym i gościnnym. Albo głupim.
Puma zapytała ich o broń. Broń to podstawa, kiedy chce się walczyć o jedzenie. A taka walka ich wkrótce czekała, tego Puma była pewna. Zapytała, tak po prostu. Gdyby mieli lepszą broń, może sama by z niej skorzystała, a jeśli gorszą zaproponowałaby im ładowarki, albo nowo odkryte "brzypinki do roferów".
Nie oczekiwała takiej odpowiedzi. Zapytali:
- Po co?
Byli tak pokojowym stadem, że nawet nie widzieli konieczności posiadania broni. Prawdopodobnie nie widzieli co się działo pod spodem, w centrum. Odgrodzeni od reszty przez plemię Pumy nie wykształcili umiejętności walki.
Wcześniej dziewczyna zastanawiała się, dlaczego ojciec zachowywał Małe Stado w takiej tajemnicy, nawet przed własnymi córkami.
Teraz, nagle ją olśniło. Był tam, był na jedenastym pietrze. I poznał tych ludzi. Jake'a, Jessice i innych.
I zrozumiał, tak jak ona przed chwilą, że tamten świat, jest zbyt piękny, zbyt misterny, pełen dziecięcej naiwności. Gdyby sprowadzić Małe Stado do centrum. Pokazać polowania, ciemność, strach, to czar niewinności by prysł.

- I co? - powtórzył Nosorożec.
- To był łowca z Wielkiego Stada, jakimś cudem przedostał się na nasze piętro. Już go załatwiłam, ale trzeba wzmocnić ochronę.- skłamała Puma.
Nosorożec zmarszczył czoło i szybkim krokiem oddalił się, prawdopodobnie, porozmawiać ze strażnikami. Mogli mieć problemy, ale nie duże, więc Puma nie bardzo się przejmowała.
Tukan i Szakal poszli za Nosorożcem.
 Puma wskoczyła do windy.
-Co zrobiłaś z ciałem - zapytała Lwica
-W trakcie walki wypadł za barierkę, więc prawdopodobnie leży gdzieś na dole, o ile ktoś go jeszcze nie znalazł - znów skłamała Puma. Skłamała, wiedząc, że musi skłamać, ale i tak było jej ciężko.
"Powiem Wilczyce"- pomyślała-"Potem, kiedy będziemy same" Wtedy jeszcze dziewczyna nie zdawała sobie sprawy, że ta chwila samotności nastąpi po bardzo, bardzo długim czasie, kiedy wszystko zmieni się na tyle, że ta tajemnica utraci wartość.
Teraz jednak Puma o tym nie wiedziała i w przytulnej windzie opowiadała zmyśloną historię walki z Łowcą z Wielkiego Stada.



~~



Płetwal chrapał. Nareszcie. Łania zsunęła z siebie jego ciężką nogę, tak by go nie obudzić.
Potem jak najszybciej oswobodziła się z brudnej pościeli i nałożyła ubranie.
Czuła, że śmierdzi, wszędzie, gdzie ją dotykał. Sięgnęła po nóż. Rękojeść dziwnie leżała w ręku.
Uklękła przed mężem i obróciła go delikatnie na plecy. Wiedziała, że musi to zrobić.
Widziała, że to zrobi, ale ociągała się.
Odchyliła mu głowę.
Teraz, albo nigdy, pomyślała.
Przesunęła  nożem po skórze. Delikatnie, przymierzając się.
Nagle otworzył oczy. Nacisnęła na krtań.Trysnęła krew. 
Próbował się wyrwać i odepchnąć ją.
- AAAaaayyyhggghhggtyyy!!! - próbował krzyczeć
Piłowała.
-Yghhhhyyyt! - zacharczał, z szyi razem z ciemną krwią wydobywały się bąble powietrza.
Piłowała dalej, naciskając na tępy nóż.  Zacisnął swoje zakrwawione palce na jej ręce, próbując ją zatrzymać.
Chciał żyć. Ale było już za późno. Był z byt słaby.
Łania nie przestawała ciąć jego szyi... Coraz szybciej i mocniej bez względu na trzymającą ją rękę.
Popatrzyła mu w oczy. Wybałuszone gały wpatrywały się w nią z przerażeniem.
Uścisk ręki osłabł. Z gardła przestały dobiegać gulgoczące dźwięki. Łania przestała piłować. Strzepnęła z nadgarstku rękę byłego męża. Wstała.
 Nic się nie zmieniło. Nadal leżał na kupie śmierdzących ubrań i sam cuchnął potwornie. Tylko, że jeszcze godzinę temu jego gardło nie było zmasakrowanym mięsem. Trochę wyżej była twarz, tak samo brzydka i zdeformowana. Oczy nadal miał otwarte i wybałuszone, a z ust ciekła krew.
Dookoła niczym aureola zaschnięta czerwona plama. Łania popatrzyła na swoje dłonie. Całe jej ubranie, ręce, twarz były ubrudzone w kleistej cieczy.
Nawet nie wiedziała, że może być tyle krwi. Nie była myśliwą, nie zabijała. Dotąd.
Jeszcze raz popatrzyła na swoje ręce i pobiegła do łazienki, by się umyć.
Nie z krwi, tylko ze smrodu.





Lwica by Bagheera




Czwartek... dodaję "trochę" później niż zamierzałam....
Miałam brak weny. Zaczęłam czytać Wiedźmina, który okazał się pierwszą, od bardzo dawna, książką, której zakończenia się nie domyślam. Uświadomiłam sobie, że ja nigdy nie napiszę książki, której kńca bym nie znała...
Miałam ochotę, rzucić pisanie na zawsze, ale już mi przeszło.
Choć wiem, że 100 lat nie dorasta wiedźminowi o pięt, to trzeba ćwiczyć i... Może... Kiedyś... ale to tylko takie moje osobiste marzenia...
Więc, przepraszam za to opóźnienie szczególnie naszych stałych czytelników, których jest już cztery!!! To naprawdę wielkie osiągnięcie ^^

Mamy 4000 wyświetleń!!!

Rozdział krwawy, ale mam nadzieje, że to nie przeszkadza. Od dłuższego czasu bez-przerwy myślałam o tym jak to jest poderżnąć komuś gardło. I po prostu musiałam, musiałam o tym napisać.


Dziękuję tez wszystkim, którzy czytają i komentują...
A właśnie... by bym zapomniała
Wzorem autorek kukiełek losu ( bardzo fajny fanfiction, polecam) ogłaszam, że autor 50 komentarza, może zadać nam dowolne pytanie dotyczące fabuły na adres:
mój - litlit@op.pl
lub Bagheery - chomiczynka6@o2.pl
Zawsze Wasza
Litka